Go to content

Mężczyźni i ich „starannie” serwowane komplementy. Przegląd najczęstszych gaf i wpadek (absolutnie nie do powtarzania!)

nie chwalimy mężczyzn
Fot. iStock / lisegagne

Każda kobieta wie najlepiej, co sprawia jej przyjemność, a co nie. Kiedy uwielbiłyśmy sobie gacie z przemysłowej bawełny na delikatnej gumce, a pod choinką znajdujemy kilogramy koronki, to niby się cieszymy, w myślach szukając już odpowiednio głębokiej półki na „ulubione” seksy relikty. Niby uchylamy kącik ust w kierunku dziękczynnego uśmiechu zaraz po otworzeniu paczuszki, ale w głowie przewracamy oczy na lewą stronę i myślimy już o nierównych potyczkach z wygrzebaniem rzeczonej koronki spomiędzy pośladków w środkach miejskiej komunikacji. Zimą.

Na przykład kiedy zdecydowanie wolimy tulipany, a w zamian za to na pięćdziesiątkę dostajemy bukiet tylu właśnie róż to również staramy się zrobić dobrą minę do złej gry. Przemilczamy fakt, że w naszym niezwykle subiektywnym odczuciu brakuje na nich tylko wstążki z napisem „ostatnie pożegnanie”, a pięćdziesiąt takich właśnie kwiatów kojarzy nam się z odchodzeniem na drugą stronę chmurki. Jesteśmy tak bardzo różne, że niebywale trudno nadgonić wszystkie kobiece trendy.

Co innego, kiedy do głosu dochodzą mężczyźni i ich starannie serwowane komplementy, które zamiast uskrzydlać, raczej wyrywają pierze z odhodowanych już skrzydeł. Głoszonymi hasłami dają nam po solidnym razie w każdy policzek. Czego zatem nie mówić, co mówić delikatniej i jak zachować twarz na komplemenciarskim podwórku? Oto przegląd najczęstszych męskich gaf i niedociągnięć, które kopią leżącego, a właściwie leżące. Panie leżące.

Dla mnie i tak jesteś piękna

Padło zaraz po tym, jak odkryłaś już nawet nie „pomarańczową skórkę” na udzie, ale raczej jakąś sflaczałą resztę po wielkim nadmuchanym balonie, który leżał długo za starym kredensem. I kiedy się tak sobie przyglądałaś, kiedy się tak macałaś i załamywałaś ręce nad rozmiarem zniszczeń, do domu wparował on i rzucił kojące „Mnie i tak się podobasz”. W pierwszej chwili w uszach zabrzmiało coś na kształt: „potwór, nie potwór, byle miał otwór” zamiast peanów na cześć wyglądu, w drugiej doszło do szybkiej kalkulacji co z tym gościem nie tak, skoro to tu o, to mu się podoba?!

Drodzy Panowie, tutaj nie da się delikatniej i mniej dosadnie wyrazić zachwytu nad oczywistym pięknem partnerki. Kobiety często słyszą coś innego, niż to, co faktycznie powiedzieliście, a  z tym trzeba się po prostu nauczyć żyć. Panie, które doszukują się złych intencji we wspomnianej męskiej ekspresji, mogę jedynie wysłać do dobrego specjalisty od głowy. Brać te komplementy baby i się nie zastanawiać. Dziękować naturze, że połączyła ancymona lubiącego podwiędłe uda właśnie z wami! Idealna matematyka. Równowaga.

Nie lubię wieszaków. Wole takie kluseczki

Kyrie eleison. Kobiety nawet jak wiedzą, że ta ostatnia kiecka w sieciówce, w rozmiarze 36, nie zmieści nawet 1/3 ich kolana to jakoś dziwnie opierają się faktom wierząc, że nie jest tak źle i próbują na zawody przecisnąć tyłek bez rozprucia suwaka.  Panowie to dobrze, że nie lubicie tylko liofilizowanych patyków z cyckami, ale pamiętajcie, że kobieca natura wypolerowała to bardzo delikatne lusterko, na które trzeba wyjątkowo mocno uważać. No tak już mamy i nic się nie da poradzić. Wyrobiłyśmy sobie w głowach przekomiczne odpowiedzi na równie przekomiczne pytania, ale niestety raczej nigdy nie zostawiamy dla was instrukcji obsługi. To jest chyba ta wspomniana wojna płci. Nie ma lekko. Radę mogę mieć tylko jedną – hołubcie, wielbcie i wynoście na ołtarze, ale nigdy wprost z delikatnością kombajnu w snopkach żyta nie wypalcie „O mamo, jak ja kocham takie słoniny!”. Po tym to już tylko GAME OVER.

Nie jest aż tak źle

Serio, to nigdy nie działa. Kiedy kobieta poszła do fryzjera podciąć końcówki, a wróciła z glacą na Sinéad O’Connor, wasze „nie jest tak źle” może zadziałać mniej więcej podobnie do spirytusu lanego prze nasze babcie na odparzony tyłek. Jest bowiem magiczny poziom wspomnianego hasła, do którego można dobić nie przekraczając groteski, ale dobrze radząc zdradzę, że tematy włosów, wagi i kompromitujących poalkoholowych wyznań nie należą do tej strefy. Tam jest źle, a może być jeszcze gorzej.

Ja cię taką akceptuję

Pod żadnym pozorem nie rzucajcie tym komplementem, po burzliwej kłótni partnerki z matką, która właśnie wykrzyczała jej egoizm, niedojrzałość, albo nieumiejętność opieki nad domowymi kwiatami. Hasło „ja cie taką akceptuję”, w połączeniu z zarzutami innych, mniej życzliwych ludzi z otoczenia kobiety, może tworzyć mieszankę wybuchową. W ogóle po kłótniach kobiet z matkami najlepiej milczeć. Tydzień. Bezpieczniej i atmosfera jakby czystsza.

Dobre to, ale zjem później

No to albo dobre i jestem głodny – jem, albo nie jem bo coś jest nie tak. Kobiet mają nosa do męskiego spożywania i wiedzą doskonale, że jak „zje później”, to albo za słone, albo za mało mięsne, albo w ogóle zbyt eko. Jak się mówi, że dobre to się je. I tu dobra rada – nigdy się nie przyznawajcie, że jedliście już w pracy, kiedy małżonka w domu właśnie wypatroszyła kaczkę i nafaszerowała ją jabłkami. Nie ma opcji przyznać się, że nie jesteśmy głodni. Jemy do pęknięcia, trudno. Jedna tabletka na wzdęcia załatwi sprawę szybciej niż nietknięty drób.

A haseł takich miliony. Niestety batalia damsko-męska nie znajdzie końca nigdy. Tak jesteśmy skonstruowani. Ale zamiast podlewać oliwy do ognia nauczcie się sprawiać sobie faktyczną radość, nie robiąc niczego na siłę. Ten zapis jest jak zawsze z dużym przymrużeniem oka. Ważne, żeby się umieć wzajemnie szanować, ale z drugiej strony nie dąsać się o byle co (Drogie Panie, tu o was mowa). Życia nam nie starczy na takie pierdoły. Owocnych sprzeczek, ale jeszcze obfitszych scen na zgodę.