Go to content

„Kochany, chciałabym ci powiedzieć, że kiedyś odejdę…”

Fot. iStock/AntonioGuillem

Kochany,

chciałabym ci powiedzieć, że kiedyś odejdę. Dzisiaj to wiem. Właściwie jestem tego pewna. Tak daleko jesteśmy od siebie. Czytam o tych wszystkich burzliwych rozwodach, o zdradach, o kłótniach, o walkach o dzieci, o majątek i o samotności w związku, i myślę o naszym osamotnieniu.

Nasz rozwód będzie spokojny. Moje odejście bez trzaskania drzwiami, ze spakowaną od dawna walizką. Odejście do naszego życia, do tego, w którym będę żyć tak, jak chcę. Nim przestanę cię lubić, nim zacznę cię nienawidzić.

Wiem, że będziesz cierpiał, bo na swój sposób mnie kochasz. Bo jestem stałą, choć niepewną w twoim życiu. Czujesz to gdzieś podskórnie. Gdy mówię: „nie słuchasz mnie”, „rozmawialiśmy już o tym”, atakujesz, bo ja też nie jestem uważna. A może nie chcesz czuć się winny tego, co między nami się dzieje.

Dobrze mi było przy tobie. Jesteś cudownym ojcem dla naszej córki, fajnym kumplem na wakacjach, świetnym gościem na imprezach. Ale kiedy zamykamy się w czterech ścianach naszej codzienności nie ma nas. Spotykamy się przy porannej kawie. W weekend przy śniadaniach i obiedzie. Wieczorami, siedząc na kanapie, ja czytając książkę, ty szukając czegoś w Internecie nie jesteśmy w ogóle razem.

Nasz związek to taka prosta, bez fajerwerków. Tak, wiem – nie o fajerwerki tu chodzi. Tyle razy pytałeś: „Co mam zrobić?”, a ja tyle razy ci powtarzałam: „Zadbaj o siebie, zaskocz mnie, zainspiruj”. A dzisiaj? Nawet nie mogę stawać się lepsza przy tobie, dla ciebie, bo już bardziej się nie da. Bo wtedy zostawię cię daleko za sobą. Ty już nie nadążysz. A ja nie chcę na to patrzeć…

Tak, zmieniamy się. Mamy różne priorytety, różnie widzimy naszą przyszłość. Ktoś powiedział: „Daj spokój, o co ci chodzi, czego jeszcze chcesz?”. A ja chcę od życia więcej i bardziej, a tobie jest wygodnie tu i teraz i nigdzie nie chcesz się iść. Jeszcze jakiś czas temu buntowałam się przeciwko twojej stagnacji, przeciwko twojemu zamknięciu, przeciwko twojej potrzebie rutyny, zwykłej codzienności. Wychodzenia do pracy, ubierania tych samych dresów po, oglądania stale tych samych seriali i ulubionych filmów do znudzenia.

Nie chcę, żeby było zwykle. Nie zależy mi na nowym samochodzie, mam w nosie nowy stół do kuchni. To, co mamy, wystarczy. Ja jestem głodna wrażeń, jestem pełna ciekawości świata i ludzi, dziecięcej naiwności, że jeszcze tyle przede mną, choć tyle za nami…

Kochany, tak bardzo chciałam, żebyś zrozumiał, że szczęścia nie daje mi spokój, przewidywalność, że nie umiem zakotwiczyć i zadowolić się tym, co jest. Tak bardzo chciałam, żebyś poszedł ze mną, żebyś złapał mnie za rękę rozumiejąc i akceptując, żebyś nie trzymał mnie kurczowo za koszulkę nie pozwalając sięgać po to, o czym marzę.

Wiesz, to takie etapy. Mówiłam ci kiedyś o nich. Kiedy wydaje ci się, że jesteś panem świata i tak wiele przed tobą. A to wiele z czasem sprowadza się do tej miłości i do miłości dziecka, które w twoim życiu się pojawia. To wtedy zamykasz się na siebie, to, co w tobie – zagrzebujesz głęboko, bo stajesz się odpowiedzialna za kogoś innego, bo tej bezradnej istoty potrzeby są najważniejsze. Jej bezpieczeństwo, wyznaczone granice, rutyna. Zapominasz o sobie na jakiś czas. To normalne, ja zapomniałam.

Nasza córka za chwilę skończy 12 lat. Razem z jej dorastaniem we mnie budzi się na nowo to, o czym przez jakiś czas nie pamiętałam, co odłożyłam wysoko na półkę, żeby móc kiedyś do tego sięgnąć. Uwierz – nie wiedziałam, że tak się stanie. Nie wiedziałam, kim będę, ale kiedy siadam pochylona nad kartką papieru próbując zebrać myśli, wszystko układa mi się w jedną całość.

Oszukaliśmy siebie nawzajem. Ja ciebie, że wystarczy mi stabilność i poczucie kontroli tego, co dzieje się w naszym życiu. Ty mnie okłamałeś, że kochasz zmiany, wyzwania, ryzyko, że też chcesz iść do przodu. „Będę zdobywać szczyty” – pamiętasz, jak powiedziałeś to mojemu tacie, kiedy spytał, zapewne martwiąc się o córkę, co chcesz robić w życiu?

Gdzie dzisiaj jest twój szczyt? Zdobyłeś już wszystkie? Masz pracę, dom, dziecko, fajny samochód, kilku kolegów, od czasu do czasu wyjedziesz gdzieś, choć specjalnie tego nie planujesz, bo przecież masz mnie. Ty tylko mówisz: „A może…”. I to „może” dziś jest twoim szczytem, a moim rozczarowaniem.

A ja swoich wszystkich szczytów jeszcze nie zdobyłam. Za każdym kolejnym pojawia się następny, jeszcze atrakcyjniejszy, jeszcze lepszy, jeszcze piękniejszy. I chcę tam iść, nie chcę podziwiać go tutaj z doliny, przez szybę – nie chcę tak patrzeć na swoje życie. Na okazje niewykorzystane, na stracone szanse. Stracone, bo ty nie chciałeś, bo tobie nie starczyło sił, bo tego nie rozumiałeś. A ja chciałam, żebyśmy zawsze szli razem, ramię w ramię, jak kiedyś, jak dawno temu… Nie chcesz podróżować, nie podejmujesz wyzwań, nie chcesz ryzykować, nie korzystasz z szansy, która jest na wyciągnięcie ręki. Chcesz, by było wygodnie. Bez wysiłku. A ja coraz bardziej się w tym duszę…

Tak, wiem, że usłyszę, że to egoizm, że jak mogę myśleć o sobie, jak mogę skupiać się tylko na własnych potrzebach… Ale ja cały czas, kochany, byłam dla ciebie, starałam się podążać drogą przez ciebie wytyczoną. Aż zobaczyłam, że mnie nie ma…, że jeśli ja o sobie nie pomyślę, to ty na pewno tego nie zrobisz.

Dawniej krzyczałam. Prosiłam. Płakałam. „Zróbmy coś. Hej, pamiętasz, jak marzyliśmy, jak planowaliśmy, co robiliśmy?”. Pamiętałeś. Zanotowałeś to skrzętnie i te wspomnienia tobie wystarczają, nie potrzebujesz nowych.

Kochany, ale ja ich potrzebuję. Nadal. Patrzę na ciebie i wiem, że za mną nie pójdziesz, że nie podasz mi ręki… A ja już nie chcę czekać. Odejdę.

Jeszcze chwilę, może odetchniesz z ulgą, że już nikt nic nie będzie wymagał od ciebie, że usiądziesz sobie spokojnie jednego wieczoru, i drugiego i setnego. Bo tak ci jest dobrze, bo tak rozumiesz szczęście. W końcu to zrozumiałam, zaakceptowałam. Ale nie chcę by stało się to w moim udziałem. Dziś to wiem.

Dlatego odejdę. Zrobię te wszystkie rzeczy, o których kiedyś rozmawialiśmy, a których dziś nie chcesz spróbować. Wykąpie się w oceanie, wdrapię się na jeden z ukochanych szczytów, zamieszkam tam, gdzie będę czuć się szczęśliwa, gdzie zapuszczę w końcu korzenie. I będę jedno po drugim realizować swoje marzenia. I tak mi źle, że nie chcesz tego zrobić ze mną… Ale już dłużej nie mogę czekać, nie mogę liczyć na to, że coś się zmieni. Tyle razy próbowaliśmy… Nie udało się.