Go to content

„Kochana! Miłość, albo jest, albo jej nie ma. Kiedy jest, to wiesz, nie masz wątpliwości, nie miotasz się”

Fot. iStock/NADOFOTOS

– Przyjedziesz? Odzywa się M. w telefonie.

– A mam inne wyjście? Pewnie, że przyjadę – odpowiadam.

Omiatam spojrzeniem parapety domu, trawnik i myślę: – Trudno, kwiaty znowu niepodlane, trawy też nie skoszę. Może jutro, może nie – lepiej nic nie planować, bo ostatnim razem, kiedy zaplanowałam sobie życie, to jakoś nie wyszło. Po tym tygodniu też obiecywałam sobie wiele: pokonam zaległości w praniu i prasowaniu, w ogóle wysprzątam cały dom, tak z myciem okien i zmienię jeszcze zazdrostki w kuchni. I co? I na razie zatrzymuję wzrok na tym, czego nie zrobiłam na zewnątrz. Są sprawy ważne i ważniejsze.

Jadę i słucham radia, z którego dobiega głos niegdyś boskiego Limahla i jego wielki przebój.  Myślę sobie, że muzyka to prawdziwa magia, każda piosenka, bowiem przypomina jakąś chwilę z życia. Ja i idę nawet o krok dalej – to już nie subtelne wspomnienie, to deja vu.

Never Ending Story

Na szczęście tym razem jestem jedynie drugoplanowym bohaterem niekończącej się opowieści, która trwa, od kiedy M. wdała się w krótki, aczkolwiek, bardzo intensywny romans. Kiedy od niej odszedł, przeklinałyśmy jego, jej ocierałyśmy łzy i wyczekiwałyśmy kogoś, kto pomoże zapomnieć.

Nigdy nie proś o to, co może być ci dane – teraz już to wiemy! Oto pewnego dnia do życia naszej M. wparował on, z przytupem niczym królewicz na białym rumaku. Chociaż jego fizyczność bardziej przystawała do obrazu żaby z charakterem, niż do uroczego królewicza, rycerza itd., ucieszyłyśmy się wielce i popchnęłyśmy zagubioną przyjaciółkę (na nasze usprawiedliwienie trzeba dodać) w bardzo męskie ramiona. Najważniejsze, że M. była radosna no i zapomniała… niestety też o sobie, na długo!

Przez chwilę unosiłyśmy się wszystkie na różowej chmurze i wyobrażałyśmy sobie piękny ślub, my druhny i ona taka szczęśliwa, koniecznie w krótkiej sukience. Nie doszło jednak nawet do zaręczyn, bo on był zwolennikiem życia w nigdy niekończącej się bajce i tylko na dobre – nigdy na złe. Niestety biedna M zdążyła się porządnie zauroczyć, zanim tak naprawdę zdążyła go dobrze poznać.  My za to zdążyłyśmy poznać… się na nim.

– Nie jest gotowy, żeby przemienić się w królewicza, potrzebuje więcej czasu – usprawiedliwiała go przed nami.

– On nie jest w stanie przemienić się w królewicza. Pozostanie żabą, z wątpliwie urokliwym charakterem – mówiłyśmy pewne, że magii żadnej tu już nie ma i nie będzie.

W każdym razie nie zniknął tak szybko z serca M., jak się w nim pojawił. Zdołała go jedynie wywalić z grona znajomych na Facebooku i tyle. Oczywiście to mu nie przeszkadza od czasu do czasu do niej napisać, coś w stylu: „Tęsknię za twoim śniadaniem”, albo „ Zostaw serce, weź swoją śliczną … i wpadaj do mnie”.  Cóż, kiepski z niego romantyk, za to super palant.

M. kiedyś chciała odpisać „F…k you”, ale zamiast tego wysłała mu kolejną wspaniałą wiadomość, w której było wszystko – wyznanie i pożegnanie. Ale co tam, on nadal pojawia się – trochę ją ukocha, na koniec szepnie, że nie może o niej zapomnieć i znika. A wszystko (uwaga!) wirtualnie, na messengerze. To takie ostatnio modne!  Też tam byłam… przez pewien czas, zbyt długi. Kto nie był? Niestety nie każdy do tego się nadaje, jak i do innych rzeczy…

Nic to… Istnieje jednak szansa, że my (przyjaciółki) wyślemy mu komunikat ostateczny i właśnie w języku angielskim, bo to zawsze lepiej brzmi. Dopiszemy jeszcze „F…k co chcesz, tylko nie naszą przyjaciółkę!”. Należałoby mu się za M. i za to, że uczynił nasze lato koszmarem, za nieskoszony trawnik, a jak tak dalej pójdzie. to za uschnięte pelargonie też!

All you Need is Love

Najgorzej jest, kiedy M. naczyta się wyznań wyzwolonych śmiałych kobiet i postanawia zostać jedną z nich. Postanawia wziąć sobie seks! Problem polega na tym, że nigdy taka nie była i raczej nie będzie. M. to ciepły kluch, tzn. jest bardzo dynamiczną osobą na co dzień, ale w fizyczności potrzebuje miłości, choć ona jednak obstaje przy swoim i przekonuje nas, że wyleczyła się już z uczucia, że teraz chce tylko przyjemności, a przecież on ten niedoszły królewicz świetnie się do tego nadaje.

– To fakt, tylko do tego się nadaje – dorzucamy od siebie.

Oczywiście nic z jej postanowień nie wychodzi, bo ona jest jednak beznadziejnie zakochana, to już nie fatalne zauroczenie (teraz wiemy na pewno) i zaraz zrobi coś, czego będzie żałować, co przyniesie ulotną chwilę szczęścia, a na koniec żal.  Bo przecież i tak nie dostanie tego, czego szuka i w końcu stwierdzi, że po prostu to nie ten…

– Wiesz, ja przekonałam się, że TO NIE TO i NIE TEN całkiem niedawno na masce swojego samochodu, w lesie – śmiało wyznaje J.

– W sumie to lepiej tak, niż we własnej sypialni – odpowiada M.

Let it Be

Dzisiejsze czasy nie sprzyjają uwolnieniu się od nieszczęśliwej miłości. Kiedyś łatwiej było osiągnąć stan zgodny z twierdzeniem, „Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Teraz jest Facebook – współczesne narzędzie tortur wszystkich zakochanych bez wzajemności. Niby nie chcesz wiedzieć, a i tak śledzisz jego profil i tak dokonujesz sobie kolejnej i kolejnej operacji na otwartym sercu. Uzdrowić w ten cudowny sposób postanowiła się też nasza M. Już go nie było na jej FB, teraz znowu jest.

– Jedziesz już? Na pewno masz czas? Bo wiesz czuję się tak, jakbym traciła kontrolę nad własnym życiem – tłumaczy się zakłopotana, zawstydzona.

– Już jadę. Mam czas i też tak czasem mam – odpowiadam i wiem, co jej dzisiaj powiem.

A powiem jej tak: „Kochana! Miłość, albo jest, albo jej nie ma. Kiedy jest, to wiesz, nie masz wątpliwości, nie miotasz się. Nie wstydź się nigdy swoich uczuć, ale je szanuj. Czas przyznać się przed sobą do tego, że ktoś ciebie nie pokochał. Jego strata – tego akurat jestem pewna. Masz złamane serce i zaakceptuj ten stan, przeżyj żałobę, a później otwórz się na nowe – przyjdzie tylko bądź cierpliwa i nie szukaj, bo im bardziej szukasz, tym bardziej nie znajdziesz.”

P.S. M. przeczytała mi przez ramię, powiedziała, że końcówka fajna, tylko nadal nie dociera.