Go to content

„Jesteś jak twoja matka!”. Czego nie mówić podczas kłótni. Czasami naprawdę lepiej ugryźć się w język

Fot. iStock/stsmhn

Wiadomo, że nie ma związków bez kłótni, a jeżeli już ktoś mówi, że się nie kłóci, to ja bardzo przepraszam, dla mnie jest tam jakiś problem z komunikacją. Bo przecież nie sposób nie wyrzucić z siebie negatywnych emocji, nie sposób udawać, że wszystko jest w porządku i nic – kompletnie nic nas nie drażni i nie wkurza. Ja przynajmniej nie znam pary, która od czasu do czasu nie ma ostrej wymiany zdań.

I nie ma co się korygować, kłótnie pozwalają nam lepiej zrozumieć siebie nawzajem, pokazują, na czym nam zależy, co warto by było zmienić, w którą stronę pójść, by związek wszedł na wyższy poziom. Ale bywają też kłótnie, które kompletnie nic nie wnoszą do naszego życia, w których obrzucanie się argumentami niczym nie podpartymi, jest kompletnie bez sensu i wyczerpuje emocjonalnie przynajmniej jedną ze stron, nie prowadząc do konstruktywnych rozwiązań.

A przecież w złości potrafimy wykrzyczeć masę nieprzyjemnych rzeczy. Dlatego może czasami warto ugryźć się w język i dwa razy pomyśleć niż chlapnąć coś, czego będzie się żałowało.

W kłótni nie powinniśmy mówić nigdy tych kilku rzeczy:

Jesteś jak twoja matka/twój ojciec

Oj wiemy, że to może zaboleć. Mamy świadomość, że takie rzucone pod wpływem emocji oskarżenie trafi w czuły punkt partnera. Bo za tym zdaniem może kryć się a) po pierwsze wszystko to, co najgorsze w naszych rodzicach, czego w nich nie lubiliśmy i o czym oczywiście wolelibyśmy nie pamiętać, b) to po drugie – obraża naszych rodziców, bo wiemy, że oni nigdy nie rozmawialiby ze sobą w ten sposób, nie kłóciliby się na tak bezsensowne argumenty. Tak czy siak – po tych słowach nikogo nie powinno dziwić trzaśnięcie drzwiami.

Nieważne, wszystko jest w porządku

Unikanie kłótni, nie wyrażanie swojego gniewu, tłumienie go, powinno być dla każdego ostrzeżeniem. Co to za związek, w którym obawiasz się powiedzieć, co myślisz, w którym korygujesz się, żeby się nie złościć? A przecież to właśnie w związku powinniśmy móc być sobą, powinniśmy być akceptowani tacy, jakimi jesteśmy, powinniśmy czuć się bezpieczni wyrażając swoje zdanie choćby niezgodne z opinią partnera.

Co ty mówisz, to absurd!

Nawet jak tego nie powiesz głośno, to ile razy podczas kłótni tak pomyślisz? W ten sposób kompletnie nie przyjmujesz, co partner chce ci powiedzieć, obojętnie czy się z tym zgadzasz, czy nie. Kiedy ona mówi: „Zachowałeś się jak dupek”, a on uważa to za kompletną bzdurę – do czego doprowadzić ma ta kłótnia. Cały ambaras polega na tym, żeby pochylić się nawet nad takimi słowami i zastanowić się, skąd taka opinia? Przyjąć krytykę na swój temat, a może i wyjaśnić daną sytuację.

No jasne, świetnie

Sarkazm nie jest dobrym doradcą podczas kłótni. To raczej pasywno-agresywne podejście do kłótni. Zamykanie buzi drugiej osobie, tym „świetnie”, umniejszanie jej słów, problemów. Taka postawa przede wszystkim budzi nieufność i powoduje zamknięcie się na siebie… A to nie jest dobra droga.

Uspokój się!

Czy kiedykolwiek w kłótni to zdanie przyniosło zamierzony efekt? Czy druga strona naprawdę się uspokoiła, czy może stało się zupełnie odwrotnie? „Uspokój się” działa jak płachta na byka: „A niby dlaczego mam się uspokoić?!? Jestem spokojna!” i talerze idą w ruch. Każdy ma prawo wyrazić swoje emocje, także gniew, rozładować to, co w nas siedzi.

Bo ty nigdy/bo ja zawsze

Skoro ona nigdy nie okazuje uczuć, a on zawsze pozostawia po sobie bałagan, to po co ktoś ma się zmieniać? Przecież już wszystko jest jasne, kiedy twierdzimy, że nie ma szans na zmianę, kiedy nie dostrzegamy, że druga strona się jednak stara, że coś w sobie zmienia. Nie szukamy rozwiązania, raczej chcemy zamknąć temat i zranić, pokazać, że my jesteśmy lepsi. Tylko, czy po takiej kłótni lepiej się czujemy?

To może powinniśmy się rozstać

Uwielbiam ten argument. Najgorsze w nim jest to, że to klasyczny szantaż emocjonalny, manipulacja. Bo to zawieszone podczas kłótnic rozstanie jest tylko groźbą, nierealną, a jednak groźbą, na zasadzie: „Jak będziesz się tak zachowywać, to ciebie zostawię”. Na litość boską – to jak kłótnia dzieci w przedszkolu: „Nie dasz mi tej zabawki, to nie będę cię lubić”. Może lepiej pomyśleć nad konstruktywnym rozwiązaniem wspólnych problemów niż grozić, że się ucieknie, bo związek nie spełnia naszej wizji idealnego życia. Cóż, kłótnie są wpisane w nasze relacje, czy tego chcemy, czy nie.