Go to content

Drogi BYŁY mężu, dziękuję, że odszedłeś…

Fot. Pixabay / Foundry / CC0 Public Domain

Drogi BYŁY mężu,

nigdy nie myślałam, że przyjdzie taka chwila, kiedy serdecznie ci podziękuję za to, że mnie zostawiłeś.

Ja głupia byłam przekonana, że moje życie bez ciebie nie będzie miało sensu, wypełni się pustką i żalem po stracie. Że już po raz kolejny nie poczuję, co znaczy być szczęśliwą u boku mężczyzny. Tylko – uwaga – dzięki, temu, że odszedłeś, zrozumiałam, że przez ostatnie lata w ogóle nie byłam przy tobie szczęśliwa! Że jedynie wydawało mi się, iż nie ma większego szczęścia nad gotowanie tobie codziennie obiadków, robienia kanapek do pracy i prania twoich skarpet i gaci. Naprawdę! Jak durna wierzyłam, że to doskonałe życie. Dziękuję, że tak skutecznie, acz drastycznie (ale nic nie szkodzi) wyprowadziłeś mnie z błędu.

Kiedyś za szczyt codziennej przyjemności brałam mycie po tobie naczyń, odkładanie twoich ciuchów do prania i zbieranie z podłogi rzuconych tam, gdzie chciałeś, skarpetek. Byłam przekonana, że tak wygląda wspólna szczęśliwa małżeńska codzienność. Mycie zlewu, który zaplułeś pastą, robienie kawy z trzema łyżeczkami cukru i podstawianie ci jej pod nos, kupowanie piwa na piątkowy wieczór, żeby sprawić ci miłą niespodziankę i pieczenie ciasta w sobotę, które lubiłeś. Jakbym Pana Boga za pięty złapała i jeszcze całowała najchętniej, że obłaskawił mnie kimś takim jak ty.

Tak często mi mówiłeś, żebym użyła rozumu, żebym naiwna nie była, żebym w końcu pomyślała samodzielnie, a ja taka wpatrzona w ciebie byłam, boś ty moim sterem i okrętem był. I zamiast cię posłuchać, podjąć decyzję, jeszcze jak idiotka przytakiwałam, żeś ty jest głową naszego związku, więc wszystkie mądrości są po twojej stronie. Matko, gdybym ja cię wcześniej posłuchała, to sama bym odeszła kilka lat wcześniej, a nie czekała, aż zamienisz mnie na inny model. Ale trudno, moja strata. W końcu każdy musi się nauczyć na własnych błędach.

Dziękuję, że mogłam dostrzec swoje. Że w końcu dotarło do mnie, że błędem było znosić twoje humory czy cierpliwie czekać, aż odburkniesz mi cokolwiek na pytanie, jak minął ci dzień. Błędem było biegać z herbatką z cytrynką i kanapeczką z czosnkiem, kiedy tylko katarek ci się przypałętał, podczas gdy sama z gorączką po zakupy leciałam, żeby ci tort na urodziny przygotować. To nic, że go nawet nie posmakowałeś twierdząc nagle, że jesteś na diecie. Przecież najważniejsze było moje poświęcenie.

O właśnie – dziękuję ci za to, że nie muszę się już dla ciebie poświęcać. Ani tobie ani naszemu małżeństwu. Że nie muszę rezygnować ze spotkań z przyjaciółkami, z wyjścia na spacer czy do kina, bo ty nie masz ochoty. Zresztą uważałeś to za głupoty – lepiej żebym poważniejszymi rzeczami się zajmowała – na przykład kolacją dla ciebie. Dziękuję ci, że teraz już nie muszę ci tej kolacji podawać, że mogę iść pobiegać, że na zajęcia z fitnessu się zapisałam. Dziękuję ci, że uwolniłeś mnie od siebie i nagle zyskałam całą masę czasu, którą wcześniej tylko tobie poświęcałam. Dzięki twojemu odejściu zauważyłam, że zupełnie zapomniałam o sobie. Że błędnie myślałam, że ja i ty jesteśmy jednością, że twoje szczęście równa się moje. I dalej bym żyła w tym przekonaniu, gdybyś mnie od niego nie wyzwolił swoją zdradą i pozwem o rozwód.

Dziękuję ci też za to, że w końcu mam okazję się przekonać, że życie jest cudowne bez ciebie. Ba – jest lepsze, niż bym była w stanie sobie wyobrazić. Sama bym się pewnie nie odważyła spróbować, bo przecież powtarzałeś, że o niczym nie umiem zadecydować. Dziękuję, że tym razem to ty podjąłeś męską decyzję. Że postanowiłeś swoją osobą zadręczać inna kobietę. Że w końcu stwierdziłeś, że wszystko to, co ja tobie daję, jest dla ciebie niewystarczające. Oj, kochany, bo ja byłam gotowa dać ci jeszcze więcej, dałabym ci wszystko, czego byś tylko zapragnął, ale na moje szczęście ty tego nie chciałeś. Ufff.

Dziękuję, że zwróciłeś mi wolność. Że mając 40 kilka lat mogłam odzyskać siebie i swoje życie. Zacząć robić, to co kocham, poznawać nowych ludzi, nowe miejsca. Rozwijać się, smakować świata, tańczyć w deszczu i skakać po kałużach. Tak wiem, zawsze uważałeś to za dziecinadę, która nie przystoi żonie i matce dwójki dzieci.

Dziękuję, że postanowiłeś nie ograniczać mnie dłużej swoją obecnością. Że nie muszę już słuchać, że wspólny wyjazd na weekend to strata czasu i pieniędzy. Teraz tracę mój czas i moje pieniądze, czego wcale nie uważam za marnotrawstwo. Dziękuję, że już nie pytasz po co mi kolejna książka czy para butów. Nie czekam na prezent urodzinowy od ciebie, którego nigdy nie dostałam, za to teraz kupuję go sobie co miesiąc – wynagradzając sobie te wszystkie poprzednie lata.

Dziękuję, że nie muszę z tobą dzielić sypialni, bo nagle odkryłam, że seks naprawdę może być przyjemny i zabawny. Rety, gdybyś nie odszedł, nigdy w życiu bym się tego nie dowiedziała – dziękuję!

Dziękuję, że mogę śmiać się i płakać, robić to, na co mam ochotę, a ni tylko skupiać się na tym, jak ciebie zadowolić. Dbam o siebie. Dziękuję, że mi na to pozwoliłeś.

Życzę ci wszystkiego co najlepsze, bo na koniec właśnie to od ciebie dostałam – twoją nieobecność w moim życiu.