Go to content

Dobre życie jest najlepszą zemstą

Dobre życie jest najlepszą zemstą
Fot. iStockk / praetorianphoto

– Za rok o tej porze będzie pani w zupełnie innym momencie swojego życia – powiedziała mecenas B, kiedy spotkałyśmy się ostatni raz przed rozprawą rozwodową.

Rok minął, sama nie wiem kiedy. Spotykam go w urzędzie, mamy jeszcze ostatnie wspólne formalności do załatwienia – coś trzeba wykreślić, coś przepisać taka przedłużona porozwodowa rzeczywistość.

Po staremu

Docieram na miejsce oczywiście spóźniona, a on oczywiście wścieka się, że marnuję jego cenny czas. Cóż… za dobrze znam te wszystkie nagłe i krótkotrwałe napady furii, żeby się nimi przejmować. Uśmiecham się, więc na przywitanie i w oczekiwaniu przy okienku opowiadam o denerwujących zwyczajach naszego syna, o ciekawostkach z mojej pracy, o swoich planach, a on słucha… nieco zakłopotany. W tym zakłopotaniu zapomina się od czasu do czasu i zadaje pytanie: – A warzywa kupujesz nadal u pana Zbyszka?. – Oczywiście, że tak – odpowiadam. I uciekam na chwilę do swojego bezpiecznego świata, do wszystkich miejsc i osób, które zostały ze mną.

Nim zaczniemy składać podpisy na dokumentach, on jeszcze zapyta czy mięso też kupuję tam, gdzie zawsze, i powie, że tak dużo osiągnęłam przez ten rok, i żebym schowała dowód do torebki, bo zaraz zgubię. A ja spojrzę na niego i pomyślę: „ A mnie nie obchodzi gdzie i co kupujesz, nawet nie bardzo interesuje mnie gdzie mieszkasz”. I w tym właśnie momencie dociera do mnie, że jestem w zupełnie innym momencie mojego życia.

Inaczej a tak samo

Z urzędu maszerujemy do mojego samochodu, trzeba jeszcze podjechać w jedno miejsce. On siada na fotelu pasażera, podnosi moją torebkę, ustawia na podłodze obok koszyka, robi sobie miejsce na nogi…tak zwyczajnie, jak zawsze, jak w naszym samochodzie i w naszym życiu. Mówi, żebym skręciła w prawo, bo będzie wygodniej i jeszcze uważała na tego kretyna, który wszystkim zajeżdża drogę. A ja słyszę te słowa, ale jakoś nie pasują mi do mojej drogi… życiowej. Bo ona jest już inna, pokonuję ją sama.

Trzeba zapłacić za parkometr, więc pytam go, czy ma monety. – Oczywiście – odpowiada. A ja myślę, że oczywiście nie mam i widzę jak ukradkiem przewraca oczami, ale lekko się uśmiecha. Ja uśmiecham się do siebie, wszystko we mnie się śmieje. Podnoszę głowę do góry i pewnie stąpam u jego boku, ale zupełnie z boku…w tej cudnej amarantowej sukience, której jeszcze rok temu nie miałam śmiałości na siebie założyć. Ale co ja od siebie chciała w zeszłym roku? Byłam chuda jak patyk i wynędzniała,  wypłakałam całą tkankę tłuszczową – nic nie mogło odznaczać się pod sukienką! Dzisiaj rano natomiast bez wahania ściągnęłam ją z wieszaka i mimo, że tkanka tłuszczowa ma się zdecydowanie lepiej, stwierdziłam, że wyglądam w niej bosko. Tak, jestem w innym momencie swojego życia – to pewne.

Inna!

Zerkam na niego i myślę sobie, że wygląda dziwnie. Nowa stylistka wzięła się ostro do roboty, co widać już było wcześniej po zmianach w stylu życia, zaprowadziła porządki w sercu, głowie i garderobie również. Niegdyś luz, który zawsze go cechował i pewna niedbałość, jeśli chodzi o kwestie ubioru zostały wyparte przez szyk, prawdziwy miejski szyk. Najwyraźniej musi być modnie za wszelką cenę – tą na metce i tą, którą również ponosi on wbijając się w zbyt obcisłe garniturki, marynareczki i buciki. Widać wyraźnie, ze stylistka nie akceptuje tego, co zastała – pracuje nad wszystkim…w wolnym czasie też. To niestety może spowodować efekt odwrotny do zamierzonego, bowiem wydzwanianie z pretensjami,  kiedy on spędza wakacje z synem, powoduje za duży ucisk…w żołądku przy spożywanej akurat kolacji.

– Mamo ta kobieta ojca jest jakaś potworna. Ciągle robi mu awantury, że za mało poświęca jej czasu. A on już ma dosyć, powiedział, że poszuka sobie nowej – opowiada mi syn, który wrócił z męskiej wyprawy ze swoim tatą.

Obiecałam sobie, że nie będę komentować, że nie będę matką krytykująca ojca, że nie zajmę stanowiska, jeśli chodzi o kwestie związane z jego kobietą. I chociaż bywały momenty trudne, – jako tako wytrzymałam. Nadrabiałam z przyjaciółkami. Teraz jednak wybucham śmiechem, wybucha śmiechem mój syn. – To jakaś wariatka, mówię ci – dodaje. I tak pozostawiamy ten temat, wracamy do naszych naleśników w obawie, że wystygną. A ten śmiech… cóż, jestem tylko kobietą i to nie super woman z komiksu, co potwierdza brak tego super wcięcia w talii, nie mówiąc już o bujnym biuście.

I ponownie uświadamiam sobie, że jestem w innym momencie mojego życia. Może nie przypominam bohaterki komiksu, ale wielu książek jak chociażby „Zemsty kobiety w średnim wieku” E.Buchan – na pewno. Bo co może zrobić dojrzała kobieta, którą porzuca mąż? Czy na samym dnie rozpaczy może odnaleźć sposób na dobre życie? Powiem wam tak – na samym dnie nie, ale rok później zdecydowanie tak.

„A dobre życie jest najlepszą zemstą”:).