Go to content

Dobre rady, których stara panna ma już po dziurki w nosie

Co nas wkurza?
Fot. iStock / knape

Ludzie uwielbiają dawać innym dobre rady. Szczególnie, gdy o nie nie prosisz i żadnych nie oczekujesz. Szczególnie, gdy jesteś starą panną i wydaje im się, że za sprawą ich fantastycznych podpowiedzi twój stan cywilny szybko się zmieni. Te wszystkie rady, porady i wskazówki znam bardzo dobrze, bo słyszałam je już setki razy i powiem szczerze – niektórych mam już po dziurki w nosie!

Nie martw się, jeszcze kogoś spotkasz

Czyli założenie z góry, że twój stan cywilny jest powodem zmartwień, rozterek i smutków. Stara panna, biedna, samotna, łkająca nocą w poduszkę z powodu nieudanego życia… Po części może to i prawda, ale na litość boską, mamy XXI wiek, trochę się zmienił styl życia, priorytety i konwenanse. Nie twierdzę, że bycie solo jest lepsze niż małżeństwo czy trwały związek, ale coraz częściej jest to świadomy wybór i autonomiczna decyzja. Czas poszerzyć horyzonty i przestać generalizować!

Musisz sobie kogoś znaleźć

Musisz. Nie, że możesz, powinnaś, czy byłoby ci fajniej w parze – ty MUSISZ kogoś mieć, bo… bo właściwie to co? Tego nikt już nie tłumaczy, ale mus to mus, masz znaleźć i kropka.  A gdzie znaleźć i jak? Oooo, pomysłów jest na to jest wiele – jedni polecają dyskoteki, inni mówią, że wszędzie, byle nie na dyskotece. Ktoś powie w kościele, wielu szuka wśród bliższych i dalszych znajomych, w swatki zaczynają się bawić i czują powołanie do zostania Kupidynem. Pamiętaj jednak, że nic nie musisz, a zaczynanie związku tylko dlatego, że ktoś ci tak radzi i czujesz presję, nie jest dobrym pomysłem.

Musisz wychodzić do ludzi

Bo teraz pewnie zabunkrowałaś się w swoim domu, unikasz towarzystwa innych stworzeń ludzkich i wychodzisz tylko po zmroku, by zminimalizować ryzyko napotkania kogokolwiek.  Droga stara panno, musisz do ludzi wyjść, z ludźmi się zbratać, porozmawiać, poudzielać nieco towarzysko.  Do boju, a raczej podboju męskich serc – bo to wychodzenie ma oczywiście konkretny cel, a mianowicie znalezienie mężczyzny i zmianę stanu cywilnego.

Załóż sobie konto randkowe

No przecież wszyscy tak teraz robią to i ty możesz. Rach, ciach, logujesz się, odpowiadasz na kilka pytań i już wybierasz, przebierasz, kandydatów masz w bród! A potem to już jak w filmie – od kliknięcia do zamążpójścia droga niedaleka… a przynajmniej tak sobie to wyobrażają ci „życzliwi”, którzy sami pewnie nigdy z portali randkowych nie korzystali. A szkoda, bo może wtedy przestaliby cię zasypywać swoimi dobrymi radami.

Nie bądź taka wybredna

I tu jest pies pogrzebany – starą panną jesteś, bo wybrzydzasz, przebierasz w mężczyznach, nikt ci się nie podoba. A gdybyś trochę odpuściła, mniej wybredną się stała to na pewno miałabyś życie poukładane i związek szczęśliwy.  Bo przecież to takie proste i oczywiste… gdy stoi się z boku i ocenia kogoś jedynie po kawałku rzeczywistości i tym, co nam się wydaje.

Udawaj trochę głupszą

Twoje staropanieństwo to wyłącznie twoja wina – używasz mózgu zdecydowanie zbyt często, a przecież każdy wie, że faceci boją się inteligentnych kobiet. Bądź od czasu do czasu typowa blondynką, udawaj, że nie wiesz, nie znasz się, taka niedoświadczona jesteś i słaba. Powiedz coś głupiego, gafę walnij, łzę uroń, by męskie serce zmiękczyć, a męskie ego podbudować.

Może gdybyś schudła/ zmieniła fryzurę/ ubrała się inaczej….

Czyli takie eufemistyczne powiedzenie ci „nie masz nikogo, boś brzydka jak noc”. Dziękuję bardzo za takie rady! Najczęściej dają je ci, którzy sami miss/ misstera universum nie przypominają. A co z tym, że liczy się wnętrze? Co z miłością do człowieka, a nie jego powierzchowności? Oczywiście, nikt nie jest naiwny, wygląd też ma znaczenie, ale nie czarujmy się, że zmiana fryzury będzie zmianą całego życia – takie rzeczy jedynie w filmach. Najważniejsze to kochać siebie, akceptować i być pewnym swojej wartości – nawet z rozdwojonymi końcówkami i w niemodnej bluzce.

Nie martw się, bo siostra mojej znajomej…

Czyli opowieści, które mają być pocieszeniem, ale często nie są. Bo przytaczanie przykładu siostry, sąsiadki albo czyjejś dalekiej znajomej, która w sanatorium w Ciechocinku w końcu spotkała miłość życia nie jest pokrzepiające – do emerytury jeszcze mam daleko i nie zamierzam z życiem miłosnym nie czekać na jesień życia. Poza tym kto powiedział, że potrzeba mi pocieszania? Dziękuję, mam się całkiem dobrze, korzystam z życia, zadowolona jestem, a że stara panna? Cóż, jeśli ktoś ma z tym problem, to jest to wyłącznie jego sprawa.

A wy macie jakieś „dobre rady”, których nie możecie już znieść? Jak sobie z nimi radzicie? A może jakieś stosujecie?