Go to content

3 szkodliwe nawyki w związkach, które uważamy za „normalne”

Fot. iStock/stsmhn

Przyznajcie same, ile razy przeklinałyście „tego idiotę”, który nic zrobić porządnie nie potrafi? A ten pajac, chłopak siostry i jeszcze nieudacznik, który przywarł do koleżanki z pracy. „Ja mu jeszcze pokażę, popamięta…” – brzmi znajomo? Teraz pora na szybki rachunek sumienia – ile zasadzek na chłopa, udało się wam w życiu przeprowadzić? Oczywiście po to, by udowodnić rację życiowo obiektywną – czyli dopiec i ukarać… (ale spokojnie, mężczyźni grają tak samo).

I niby czcimy romantyczną miłość, wiele jesteśmy gotowi dla niej poświęcić, ale mimo całej przyświecającej nam wizji miłości idealnej, pięknej i czystej – mamy sporo za uszami. Bo niby kochamy, a jednak nieświadomie większość z nas, od czasu do czasu podtruwa tę miłość małymi, toksycznymi nawykami.  I zazwyczaj, jesteśmy przekonani o tym, że w miłości już tak jest… Przecież tak bardzo kochamy, więc jak możemy robić coś złego?

3 szkodliwe nawyki w związkach, które uważamy za „normalne” (no bo jak u licha inaczej?!)

Punktowanie i walka, żeby wygrać 

„Bo ty zawsze zostawiasz brudne naczynia. Tak jak wtedy, gdy…”

Skoro mamy rację (i załóżmy, że faktycznie tak jest) należy się nam podium i chociaż skromne fanfary, prawda? Nieustannie prowadzimy bilans kto – komu. I przy trafiającej się okazji, mamy całą paletę argumentów świadczących o naszej: racji, krzywdzie, przewadze. O tym, że to my jesteśmy w tym związku „bardziej”… B-A-R-D-Z-I-E-J, halo!

Dlaczego to jest toksycznie?

Odpowiedź jest bardzo prosta i krótka. Bo w żadnym konflikcie w zdrowym związku nie chodzi o wygraną, a o pogodzenie interesów dwóch rożnych osób.

Zawieszenie w przeszłości i ciągłe punktowanie za to, co było kiedyś – nie ma najmniejszego sensu. To trochę tak, jakbyśmy za każdym razem – niezależnie od źródła problemu, mieli jedno jego wytłumaczenie i jedną przyczynę. Jeśli jest problem trzeba go rozwiązać.

Jak rozwiązać problem? Przede wszystkim musimy pozbyć się definitywnie wszystkich „ukiszonych” żali i pretensji. Rozwiązać stare konflikty. Jeżeli nadal wyciągamy coś z przeszłości, oznacza to tylko, że wcale się z tym nie uporaliśmy i nadal mamy potrzebę położenia swojego na wierzchu. Tu wracamy do słynnego już pytania, które bardzo wiele zmienia: chcesz mieć rację, czy być szczęśliwy?

Knujemy i zastawiamy pułapki

Zamiast powiedzieć: „Kochanie, szlag mnie trafia, gdy wykręcasz się od domowych obowiązków” zaczynamy knuć. I w parę sekund mamy obmyślony cały plan, jak to jemu skończą się gacie, a  my przypadkiem zapomnimy przez dwa tygodnie dorzucać je do prania reszty rodziny, itepe, itede… Urządzamy istny teatr  zbudowany na drobnych „wskazówkach”, które rzekomo maja naszemu partnerowi, uzmysłowić problem.

Często nawet tłumaczymy to sobie naszą dobrą wolą – delikatnością, taktem, żeby mu przykro nie było… W rzeczywistości jest zupełnie inaczej…

Dlaczego jest toksycznie?

Przykro zazwyczaj jest nam, a nie jemu, no bo przecież tak się starałyśmy – subtelnie (lub brutalnie lecz nadal w białych rękawiczkach), dać do zrozumienia, nie atakować od razu, szansę dać na autorefleksję… a on – NIC.

Szaradami efektownie strzelamy we własne kolano, bo:

  • Frustrujemy się, bo przecież ileż można?! I to na pewno premedytacja.
  • Obwiniamy partnera o nierozwiązanie problemu, ba! o brak jakiejkolwiek dobrej woli (eh, zły człowiek z niego, zły….), podczas gdy bardzo często druga osoba może nawet o problemie nie wiedzieć.

Jak żyć? Czary mary : powiedz, o co ci chodzi. Nikt nie musi się wszystkiego domyślić – a już na pewno nie musi domyślić się tak, jak ty sobie to zaplanowałeś. Owszem, bywa, że tzw. „chłop-jełop” (koniecznie przeczytajcie o nim tekst tutaj!), mimo wyłożenia kawy na ławę nie kwapi się do otwartego dialogu, a tym bardziej zmian – ale to już zupełnie inna bajka.

Bierzemy emocjonalnych zakładników, czyli szantażyk w służbie… MNIE

„Tyle dla ciebie robię, a ty jesteś taki nieczuły…”

„Całe życie poświęciłam, i jak nawet się nie złościłam jak stłukłeś wazon po świętej pamięci cioci Kloci (tak, to ciut naciągnięte, ale on nie wie, ciii… z takim poczuciem winy, wszystko łyknie jak pelikan). Dobra, dobra, tylko nie mówcie, że nigdy w życiu nie zagraliście na tych skrzypeczkach chociaż odrobinę. Przecież ta sukienka była piękna, a ten się znów krzywił… i chciałaś tylko, żeby poszedł z tobą do tego teatru, a nie znów się wykręcał – też ci się coś należy…

Bardzo często można zauważyć jak robimy z naszych ukochanych zakładników. Najczęściej szantaż emocjonalny, który nieświadomie stosujemy opiera się na mechanizmie bycia ofiarą lub na groźbie zakończeniem związku. – słynne „Jasne, tak ci źle to proszę bardzo, droga wolna…” (zaleca się dobrze doprawić płaczem).

Dlaczego jest toksycznie?

Bo dokładnie to samo można powiedzieć bez negatywnego wpływania na drugiego człowieka. Formułując myśli w ten sposób, chcemy zapewnić sobie na starcie przewagę, dać argumenty, z którymi albo nie da się dyskutować albo jest to niezwykle trudne. „Tyle dla ciebie robię, a ty jesteś taki nieczuły…”, brzmi zupełnie inaczej niż „Brakuje mi twojej czułości”.

Szantaż emocjonalny od razu stawia jednego z parterów w roli czarnego charakteru, tego złego, winnego. Nie dość, że jest to manipulacją – bo ma zadziałać na wyrzuty sumienia (nikt przecież nie chce być zły, a już na pewno nie dla kogoś, kogo kocha), to nie rozwiązuje problemu. Czasami wręcz go tworzy, szczególnie gdy zapędzony w kozi róg partner, reaguje odbiciem piłeczki i atakiem na podobnym poziomie. Co w tym najgorszego? Walka z takim zachowaniem – bo bardzo często urasta w nas schemat takiej reakcji, nie planujemy manipulacji, automatycznie reagujemy tym stylem w momencie konfliktu.

Jak się ratować? Nawet, gdy powiesz zbyt wiele w emocjach, pod wpływem chwili, możesz zawsze ochłonąć i wrócić już do spokojnej rzeczowej rozmowy, wyjaśnić. Poprosić o chwilę na oddech, wytłumacz partnerowi dlaczego i spróbuj jeszcze raz.  Jeżeli widzisz, że mimowolnie używasz takich nieuczciwych zagrań, umów się z partnerem, że potrzebujesz podczas kłótni i spięć, czasu na uspokojenie. Umawiajcie się na rozmowę wieczorem, spisujcie na kartce to, o co naprawdę wam chodzi.

Popracujcie nad tymi trzema zagraniami, warto, oj warto. Bo w związku przecież chodzi o to, by komuś nieba przychylić – i by ten KTOŚ, czuł i chciał dokładnie tego samego.


Na podstawie: thoughtcatalog.com