Go to content

Po 20-tu latach małżeństwa już nóg co drugi dzień nie golę, obiadu z dwóch dań nie gotuję. I wiecie co? Dobrze mi z tym!

Fot. iStock/:teksomolika

Siedzę rano skupiona na odpisywaniu na maile. Dzieciaki już w szkole. Kawa obok, w brzuchu burczy, ale śniadanie jeszcze może poczekać. Jednym okiem zerkam na mojego męża. Rozbiera się. I stoi w samych slipkach. „No co się patrzysz, rozbieraj się” – mówi i… wybuchamy śmiechem. Bo on wie, że ja próbuję pracować, a ja wiem, że on zaraz wskoczy w dresy, bo idzie ogarniać wiosennie podwórko. I tak faktycznie się dzieje. Ubiera się i wychodzi. A ja myślę: „Ja pierdzielę, kiedyś bym pomyślała, że on tak na serio i też bym się szybko rozebrała”.

No więc robię rachunek sumienia niemal 20 wspólnych lat… Czy wy też macie podobne refleksje?

Obiad z dwóch dań

Tak, robiłam dawno temu. Zupkę, drugie danie, a jeszcze o deserze nie zapominałam. Ciasto w weekend to była norma. Teraz? Poznałam wszystkie tajemnice mrożonek, zwłaszcza jak można do nich ugotować ryż, podsmażyć pierś z kuraka i obiad w 15 minut gotowy. Bosko jest, gdy wystarczy na dwa dni.

Rączka w rączkę

Ja wiecznie gdzieś za nim gonię, zawsze jestem pół kroku z tyłu i drę japę: „Czy ty możesz na mnie poczekać, ja też idę”. Wtedy na chwilę wyhamowuje, by po kilkunastu krokach znowu gnać. A kiedyś? Kiedyś za rączunię wszędzie. „Zakochana para Jacek i Barbara”.

Wspólne wieczory

Pamiętacie to jeszcze? Kiedyś przytuleni na kanapie oglądaliście wspólnie film przez jakieś… 15 minut, by w końcu i tak stwierdzić, że seks jest lepszy od najbardziej oscarowego hitu. Teraz wspólna kanapa służy do tego, by ułożyć się tak, by podczas filmu… zasnąć. Najlepiej jak najwygodniej i z jak największą ilością koca.

Wszystko razem

Oj tak. Jak do kina to razem, jak na spacer (o matko jaki spacer) to wspólnie, na imprezę – no jakżeby inaczej, jeśli nie razem. A teraz? Ja tam marzę, by się wyrwać z domu samej, żeby on z dziećmi został. A jak przyjaciółka dzwoni: „Koncert? W sobotę? Babski wypad” – to nawet mu nie mówię o planach. To znaczy mówię, ale na godzinę przed wyjściem, że wychodzę. On szczęśliwy i ja szczęśliwa. Bo on, jak znowu najdzie go ochota na męski weekend, nie będzie mieć skrupułów, podobnie, jak ja, gdy odbije mi z samotną wyprawą w ukochane góry.

Gra wstępna

Kiedyś mogła przeciągać się w nieskończoność. Ba, trwać pół nocy nawet. A teraz… przyznajcie szczerze, ile trwa najczęściej? 10 minut? Pewnie maks, bo zmęczeni, bo jutro praca, bo dzieciaki rano na wycieczkę. Nie, żebyście narzekali, ale jednak… Różnica jest.

Seks

Pamiętam, jak kiedyś od wiele lat starszej kobiety usłyszałam: „Seks, ja już go tak znam, że wiem, gdzie dotknąć jak złapać, żeby zadziałało”. Myślałam: „O matko”… Dziś będąc niewiele młodsza od niej wtedy, mogłabym jej podać rękę…

Kolacja przy świecach

Tylko wtedy, gdy prąd wyłączą i siedząc naprzeciw siebie klniemy, że telefon niedoładowany, że netu brak i w ogóle czemu ten świat taki zelektryzowany.

Łazienka

Pamiętacie ten czas, kiedy myślałyście, że nigdy się przy nim nie załatwicie i odwrotnie, że byście nie chciały widzieć go siedzącego na klozecie. Po tylu latach jednak się zmienia perspektywa prawda? Jak już was widział, jak rodziłyście, jak wymiotowałyście na imprezie – ba, nawet wam palce swoje wkładał, żeby ulżyć… Tak, intymność nabiera innego wymiaru… zupełnie innego.

Higiena

Nogi golone co drugi dzień, bikini mogłaś nawet woskiem, depilatorem i czym tam jeszcze doprowadzać do gładkości. Cóż, nie ma co ukrywać, że gdy nadchodzi zima, a nogi chowamy pod spodniami albo grubymi rajstopami, to golenie i depilacja schodzą na bardzo, baaaaaardzo daleki plan. I myślisz sobie nawet – przecież faceci i tak nie zwracają na te owłosione nogi uwagi, to tylko nasz, kobiecy wymysł.

I tak sobie pozostałam przy tych porannych rozmyślaniach, kiedy to mąż tylko „zażartował” z tym rozbieraniem się. Cóż, tacy byliśmy jeszcze wczoraj – młodzi, zakochani, zapatrzeni w siebie. Ale wiecie co, wolę to, co dziś. Na szczęście nie muszę robić obiadu z dwóch dań, szorować podłogi, że niby taka pedantka jestem i mogę spokojnie zostawiać nieumyte po kolacji naczynia, bo zwyczajnie mi się nie chce sprzątać. I jeszcze mogę powiedzieć: „Matko, jakie mam nogi już owłosione”, bo wiem, że on mnie przygarnie do siebie, powie: „Kocham te twoje owłosione nogi” i pocałuje w czoło, w czoło, bo chwilę wcześniej zjadł tatara z dużą ilością cebuli… Kiedyś bym udawała, że tego smrodu nie czuję myśląc, jak cudowną jednością jesteśmy.

Nie, brrrrr. Strzepuję z siebie te wspomnienia. Wolę jednak tu i teraz, kiedy mogę być sobą, nie muszę nikogo udawać, być lepsza, mądrzejsza i piękniejsza. Mogę wstać z włosami sterczącymi w różne strony, zasnąć na kanapie, bo on wie, że to nie jest przeciwko niemu, tylko zwykłe zmęczenie. Mogę powiedzieć, że mi się nie chce. Że nie mam ochoty. Lubię ten nasz zbudowany na 20-tu latach dystans – do nas samych, do siebie nawzajem. Lubię to zrozumienie w jego oczach, gdy udaję, że z nim oglądam film, a jednak przysypiam. I gdy mówi: „Przestań te wszystkie 20-tki do pięt ci nie dorastają”. Ha. Wtedy sobie myślę: „Gotujcie te swoje obiady, szorujcie podłogi i dbajcie o gładkie bikini”. To minie i za kilka lat okaże się kompletnie w waszym związku niepotrzebne, bo inne rzeczy będą dla was ważniejsze.

P.S. Ale kolację przy świecach zaplanowałam na weekend. Dzieci do przyjaciółki poślę. 😉