Go to content

„Żadna tam odwaga! My jej nie mieliśmy, a Anka tym bardziej. Było ciężko!” Życie rakiem pisane. List Lucyny

Fot. Unsplash / Bench Accounting
Fot. Unsplash / Bench Accounting

Ania odeszła zbyt wcześnie. Chorowała na raka piersi. Miała 32 lata. Tylko! Od momentu diagnozy przeżyła prawie dwa lata. Ale co to było za życie? Załamanie, potem próba agresywnej walki o siebie. I w tym wszystkim jeszcze my. My walczyliśmy razem z Nią. Ja zrezygnowałam z pracy. Rodzice mają już swoje lata, na tyle ile wtedy udawało się nam – izolowaliśmy ich od tego cierpienia. Dlatego to mnie i bratu rak dał popalić najbardziej. Dotkliwie nas okaleczał. Nie tylko Ankę, nas też. Ta choroba to był impakt w całą naszą rodzinę. Zostawił ją narzeczony. W pierwszym tygodniu, jak tylko dowiedziała się o chorobie. Mieli plany, chcieli się pobrać, wyjechać z kraju, chcieli spróbować pożyć w innym miejscu. Nagle zniknął. Przysłał tylko list. Nie miał odwagi być przy Niej. Ona była zrozpaczona, my byliśmy wściekli na Niego, ale staraliśmy się też Go zrozumieć.

Strach i nam zaglądał w oczy. Każdego dnia. Baliśmy się o każdy dzień.
O raku nie wiedzieliśmy nic. Anka też nie! Rzucaliśmy się w internet i szukaliśmy czegokolwiek, co dałoby nam chyba nadzieję, by móc Ją ocalić, jakkolwiek wyleczyć. Czy tak wygląda czekanie na cud? W taki sposób trafiliśmy do Ciebie. Znaleźliśmy blog, a potem stronę na facebooku. Zaczęliśmy sprawdzać od początku wpisy na stronie rakowapatka. Były różne. Jedne przygnębiały, drugie rozświetlały. Dzięki tym wpisom znaleźliśmy połączenie z innymi stronami tematycznie związanymi z chorobą nowotworową. I to było dla nas zbawienne. Po nitce do kłębka trafiliśmy do dobrych źródeł. Mogliśmy dowiedzieć się jak przetrwać okres agresywnej chemioterapii, jak przygotować się na amputację piersi, jak pomóc Ance i jak pomóc nam samym, co jeść, a czego nie jeść, jakie książki przeczytać, gdzie pójść, a przede wszystkim dowiedzieliśmy się, że pomoc psychoonkologiczna jest konieczna. Nie tylko dla Anki. Dla niej przede wszystkim, ale też i ja i brat, dzięki temu, poszliśmy na terapię.

Dzięki tej terapii, tym spotkaniom, dowiedzieliśmy się – jak żyć z tym rakiem i jak się z nim obchodzić. Jak obchodzić się z chorą osobą, która przecież różnie przechodzi przez swoją chorobę. To było potężne wyzwanie dla nas. Potężna szkoła życia. Wiele razy towarzyszyła nam bezsilność, popadaliśmy w skrajności. Chyba też za bardzo wkręciliśmy sobie w głowę obrazek z pewnego amerykańskiego filmu, gdzie chory zapragnął przeżyć ostatnie miesiące życia inaczej, aniżeli dotychczas. To nie sprawdzało się w prawdziwym życiu. Nie było środków finansowych, a w Ance nie było takiej siły. Rak odbierał Jej siłę fizyczną i odbierał siłę mentalną. Zawsze nam powtarzała, że śmierci się nie boi, że pogodziła się już z tym, że niedługo będzie musiała to wszystko zostawić i odejść. Nie wierzyliśmy jej!

Nikt w takim młodym wieku nie jest gotowy na śmierć. Nikt!
Próbowała, tak jak umiała, być silną – i to było tylko to, ale też zdarzały się takie chwile, kiedy udawało nam się wyszarpać Ją ze szpon tego raka i wtedy to była ogromna radość. Jak Ona potrafiła się śmiać! I te jej piękne równiutkie białe zęby. Spisywałam wtedy wszystko do swojego kalendarza. Pielęgnowałam każdą wiadomość od Niej, przepisywałam z datą, z godziną jej nadejścia do mnie. Chyba też sama przygotowywałam się na ten dzień, który wiedziałam, że kiedyś i tak nadejdzie i ja już nie dostanę żadnej wiadomości od swojej siostry. Bałam się też tego, że Ona już nie napisze do mnie nic, że nie zadzwoni i już nigdy nie poprosi mnie o zielony sok i sałatę z jarmużu. Ostatni miesiąc Anka spędziła w hospicjum. Nie chciała tam być. Uważała, że z tego miejsca już się nie wraca. Przecież w sumie tak jest. Ona już nie wróciła do domu. Ale ja wiem, że hospicjum to nie  jest tylko miejsce ostateczne, to też miejsce gdzie chory podczas opieki paliatywnej odzyskuje siły i udaje się mu jeszcze na chwilę wrócić i pożyć swoim życiem. Dlatego też ten ostatni miesiąc był bardzo bolesny. Baliśmy się zostawiać Ją samą. Nie chcieliśmy wracać do domu na noce, często zostawaliśmy z Nią, mieliśmy taką możliwość. Dostawianie łóżka i spanie na zmianę na nim stało się naszą codziennością.

Nie wyobrażałam sobie, że nas w takiej chwili przy Niej nie będzie. Scenariusz samotnej śmierci przerażał mnie. Organizowaliśmy swoje życie tak, by Ona nigdy nie była sama. I jak to się stało? Anka umarła. I to wtedy, kiedy brat wyskoczył tylko do pobliskiego sklepu po pieczywo na śniadanie, a ja byłam w toalecie. Poszłam zrobić siku i umyć zęby. Łazienka z toaletą była obok. Nie musiałam nawet wychodzić z pokoju Anki. Wróciłam z łazienki, a Ona już nie żyła. Odeszła. Odeszła sama! Bez nas. Wykorzystała chwilę, by nam się wymknąć. Uciekła od takiej śmierci, jaką my sobie wyobrażaliśmy. Nikt z nas nie spodziewał się, że to nastąpi właśnie w tamtym momencie. Dzień przed tym dniem jeszcze jadła, miała ogromny apetyt, chciała zjeść jeszcze swojego ulubionego batonika, gdzie kilka dni wcześniej organizm był wycieńczony i nie miał siły sięgnąć po jedzienie, odmawiał wszystkiego. Uciekała w drzemki, odpoczywała, często majaczyła. Więc ten dzień przed odejściem każdy z nas traktował jak polepszenie się sytuacji, jak walkę o siebie, nawet rozmawialiśmy o tym, że leki przeciwbólowe musiały zadziałać, bo Ona przez chwilę zapomniała o bólu, wstawała z łóżka, wyjątkowo była roztrzepana. I my byliśmy szczęśliwi widząc Ją taką.

I nagle Jej brakło. Świeciło słońce i Jej już nie było. Nie było naszej siostry. Zrobiła się tak bardzo szybko zimna. To zadziwiające jak szybko ciało schładza się. Jak umyka z niego to ciepło. Nie wiem jak udało nam się przetrwać tamten dzień. Brat przyniósł bułki i Jej ulubionego rogalika. Musieliśmy opuścić hospicjum i zająć się wszystkim tym, o czym nie mieliśmy odwagi dotychczas rozmawiać. Ankę pożegnaliśmy tydzień później. Świeciło słońce. To była piękna ceremonia pożegnalna. Miała tylu przyjaciół, wielu z nich nie znaliśmy. Podchodzili do nas ludzie przy grobie i składali kondolencje. Dziękowali nam za Nią. Opowiadali swoje wspólne historie. To było jednocześnie tragiczne, ale i piekne.

Czy taka śmierć ma sens? Obiecałam sobie, że ja go odszukam. 
I dziś, kiedy minęło od śmierci mojej siostry sześć miesięcy – ja wciąż nie potrafię poradzić sobie z tą rozdzierającą mnie tęsknotą. Z tymi wyrzutami, że poszłam wtedy do tej przeklętej łazienki, że brat był w sklepie, a ja siedziałam na sedesie. A Ona tam umierała. Sama! Nikt nie trzymał Jej za rękę, nie wiem czy się bała, czy nie. Tyle pytań w tej mojej głowie. Czy to moje serce kiedykolwiek odzyska spokój i pogodzi się z tym, że sama wybrała sobie tamten moment? Przecież my nic nie zaniedbaliśmy, my zrobiliśmy wszystko, by odeszła wiedząc, że była kochana, że była całym naszym światem przez te ostatnie dwa lata. Anka była całym naszym światem! To chyba rak zadecydował o takiej śmierci. To on nam Ją odebrał!

Jako rodzeństwo chyba nigdy nie poznaliśmy się tak, jak w tamtym czasie. Nigdy nie czuliśmy tak silnej więzi, jak wtedy kiedy chorowała. Rodzice po Jej śmierci powiedzieli nam, że są z nas dumni, że cierpieli okrutnie widząc, jak próbowaliśmy łapczywie Ją ocalić, że tak pięknie chroniliśmy Ją przed złym światem, że filtrowaliśmy te mało pozytywne wiadomości ze świata zewnętrznego. Nigdy Jej nie okłamaliśmy, ale nie mówiliśmy Jej wszystkiego. Uznaliśmy, że nie wolno podcinać Jej skrzydeł problemami wynikającymi z życia codziennego. Rachunki, pieniądze, jakie to miało teraz znaczenie? To mogłoby tylko skrócić Jej żywot. Sami staraliśmy się rozwiązywać nasze i Jej sprawy. Byliśmy dorośli.

A dziś? Nadszedł moment kiedy powinnam spakować Jej rzeczy. Anka miała przepiękną garderobę, zawsze potrafiła dobrze się ubrać, przywiązywała wagę do tego. Jakie Ona miała buty i torby! Czy będę miała odwagę zatrzymać sobie coś z Jej rzeczy? Czy jestem na tyle godna, by nosić je na sobie, czy dobrze je zaprezentuje? Czy w ogóle mam do tego prawo? Postanowiłam, że większość rzeczy spakuje i oddam do domu samotnej matki. Anka tak bardzo chciała mieć córeczkę. Zawsze mówiła, że będzie taką matką, że Jej dziecko jak dorośnie nie będzie chciało się wyprowadzić z domu. Poprałam to wszystko, do płukania dodałam kilka kropel Jej ulubionych perfum, poprasowałam. Pachnie w całym mieszkaniu. I to jest taki bliski mi zapach. Zapach, który nie tylko drażni nozdrza, ale potrafi ścisnąć za serce. Wyobraź sobie, że jeszcze nie wyprałam tej pościeli, w której Ona spała, zanim poszła do hospicjum. Czy uwierzysz mi, że potrafię odnaleźć w niej Jej zapach? Wiem, że Ty mi uwierzysz. I wiem, że wiesz, że to nie zapach perfum, tylko zapach mojej siostry.

Dlatego chyba przetrzymałam to wszystko do dzisiejszego dnia. Nie chciałam z tym rozstawać się zbyt chaotycznie i żegnać się w taki sposób. Nie byłam w stanie zmierzyć się z tym. Zaglądałam do Anki mieszkania, podlewałam kwiatki, ścierałam kurze, dotykałam wszystkiego w tym Jej uporządkowanym świecie. Natomiast w swoim mieszkaniu zmieniłam, po tych kilku miesiącach, ramkę w której stoi Jej zdjęcie. Ze szklanej i czarnej na drewnianą i naturalną. Z zimnej na ciepłą. Wymieniłam też zdjęcie. Tamto kojarzy mi się z trumną i urną. Poczułam się lepiej. Chodzę na terapię. Namówiłam też na nią brata. Umiemy ze sobą o tym rozmawiać i przeżywać tę stratę najlepiej jak tylko potrafimy. Nigdy nie pogodzimy się z tym, że zostaliśmy we dwoje, że rodzice stracili córkę, że to oni przeżyli pogrzeb swojego dziecka. A przecież zazwyczaj jest odwrotnie. Ale dzięki temu, że potrafimy sobie pomóc, umiemy wrócić do przeszłości i przede wszystkim potrafimy zadbać o swoją przyszłość. Umiemy się i z jednym i z drugim zmierzyć.

Myślę o tym, by zrobić coś dobrego dla innych, by w taki sposób dać też coś od siebie, by też dzięki temu poprawić coś w swoim życiorysie. 
Nie mam na myśli oddawanie hołdu mojej zmarłej siostrze, jakkolwiek to brzmi, to raczej jest naturalne. O Niej pamiętać będziemy zawsze, ale myślę o tym, by znaleźć cegiełkę i przeznaczyć ją na jakiś szczytny cel. Jeszcze nie wiem, co to mogłoby być, ale myślę o tym i z pewnością wybiorę dobrze. Anka zrobiłaby tak samo. Wiem o tym. Dziękuję Tobie za to, że istniałaś wtedy kiedy my potrzebowaliśmy odszukać kogoś takiego jak Ty i chociaż się nie znamy i pewnie nigdy nie poznamy się osobiście – stałaś się bliska mojej rodzinie. Przez internet. Pomogłaś nam na samym starcie choroby. Jak taki dobry lekarz. Postanowiłam napisać do Ciebie o tym, bo wiem, że sama straciłaś Brata i było to nie tak dawno temu. Wciąż zaglądam do Ciebie i wiem też, że radzisz sobie ze swoją żałobą. Ty jesteś silna. Chcę byś wiedziała, że jesteś drogowskazem dla wielu, wielu ludzi. I jakkolwiek potrafisz pomóc, nie bierz pod uwagę oczekiwań innych, bierz pod uwagę zawsze swoje możliwości. Masz moc!

rakowapatka@gmail.com