Go to content

Subiektywna opinia o serialu „Moje 600 gramów szczęścia”

Wiele osób pyta mnie, jako mamy wczesnego wcześniaka i osobę, która zachęcała do oglądania tego dokumentu co myślę o serialu „Moje 600 gram szczęścia”…
Cóż, bez urazy dla Twórców i Bohaterów tej produkcji – serial mnie rozczarował, za mało w nim „cukru w cukrze” czyli rzeczywistych problemów wcześniaków, za dużo życia prywatnego bohaterów i skupiania uwagi na tym, co tak naprawdę mało istotne.

Moje wątpliwości wzbudziło na przykład poświęcenie znacznej części odcinka na rozważania Taty Maciusia (tak na marginesie, co mnie obchodzi, że On kocha swoją teściową i że to Ona im zrobiła porządek w szafkach i ustawiła meble na balkonie???) o tym jak w foteliku zabrać do domu chłopca żeby Mu było wygodnie…Kurcze, gdy zabieraliśmy Stasia do domu ważył 2100 i był taki maleńki, że dosłownie ginął w najmniejszej, dostępnej na rynku gondoli, a moim głównym lękiem było to czy przypadkiem nam w samochodzie nie przestanie oddychać, bo praktycznie po raz pierwszy nie był monitorowany ani pulsoksymetrem ani monitorem oddechu.

Ostatecznie przestałam oglądać po emisji odcinka, w którym Mama bliźniaczek (wcześniaczek) tuż po cięciu nie okazywała lęku o swoje dzieci tylko cieszyła się, że cięcie było zrobione tego samego dnia miesiąca, w którym urodziła się jej ulubiona piosenkarka Edyta G. Podobno w kolejnych odcinkach ta Mama napisała list do wokalistki z prośbą o spotkanie… Sorry, kiedy Staś był w szpitalu to mogłaby mnie odwiedzić sama królowa angielska, a i tak nie miałoby to dla  mnie żadnego znaczenia; argument, że Mama w traumie po przedwczesnym rozwiązaniu ciąży ma prawo spełnić swoje marzenie do mnie nie przemawia, bo moim jedynym marzeniem w tamtym momencie było to, żeby Staś przybierał na wadze, żeby był zdrowy, żebym miała pokarm… Staram się nie oceniać tej Mamy. Rozumie, że wątek znanej wokalistki na oddziale neonatologicznym ma podnieść oglądalność i został być  może wprowadzony na potrzeby telewizyjnej produkcji, ale kurcze – twórcy serialu reklamowali go jako dokument oddający rzeczywistość na neonatologii, gdzie naprawdę walczy się o życie tych istot najmniejszych, a nie telenowelę fabularyzowaną.
Poza tym tytuł jest mało adekwatny do przedstawianych przypadków…tych naprawdę maleńkich, wczesnych wcześniaków poniżej 30 tc.chyba nie pokazują…
Serial miał z założenia pokazywać problemy wcześniaków, budzić większą świadomość społeczną w tej kwestii, a chyba trochę ją fałszuje… Wcześniak to naprawdę coś/Ktoś więcej niż tylko dziecko „urodzone trochę za wcześniej”…
Poza tym trochę zbyt idealnie jest też przedstawiona sytuacja z opieką nad wcześniakiem po wyjściu ze szpitala, która według mnie w Polsce najbardziej kuleje… Lekarze rejonowi zwykle boją się wcześniaków; patronażowa wizyta położnej po powrocie dziecka do domu, w przypadku wcześniaków, zwykle w ogóle się nie odbywa bo wypis ze szpitala jest zwykle dużo późniejszy niż 4 czy 6 tygodni po porodzie (a wg przepisów to w takim czasie położna ma obowiązek odwiedzić dziecko w domu…), a Poradnia Patologii Noworodka (przynajmniej ta w CZMP) ograniczała się praktycznie do ważenia i mierzenia dziecka i wysłania na jedno usg przezciemiączkowe.
Przy wypisie wcześniaka do domu rodzice dostają cały spis obowiązkowych wizyt kontrolnych u specjalistów, które koniecznie muszą odbyć, ale nikt im nie mówi, że o terminy tych wizyt będą musieli sami walczyć, żebrać albo korzystać ze znajomości lub własnych środków materialnych by umawiać się na wizyty prywatne. Staś przy wypisie miał umówiony termin wizyty kontrolnej tylko w poradni okulistycznej, a audiolog, neurolog, kardiolog, usg bioderek, szczepienia, a co z tak potrzebną wcześniakom rehabilitacją???

Wszędzie kolejki, odległe terminy i tłumy ludzi w poczekalni. Na pierwsze badanie okulistyczne, niespełna tydzień po wypisie do domu, czekaliśmy na korytarzu pod drzwiami gabinetu jakieś półtorej godziny… Jak to się ma do zalecenia, że z wcześniakiem, ze względu na jego niską odporność, należy unikać dużych skupisk ludzkich???

Kiedy usłyszałam, że telewizyjna dwójka będzie emitować serial o oddziale intensywnej terapii neonatologicznej najpierw się wystraszyłam, że odżyją wspomnienia (i rzeczywiście odżyły dlatego na staśkowej stronie tyle ostatnio wpisów o tym czego doświadczaliśmy dokładnie przed dwoma laty), że będą łzy wzruszenia (i były bo przecież cały czas jest we mnie dźwięk aparatury ratującej życie wcześniaka, która otacza inkubator, światło z sali operacyjnej, zapach płynu do dezynfekcji), ale jednocześnie bardzo się ucieszyłam…bo wreszcie ktoś powiedział głośno o wcześniakach, bo chciałam dowiedzieć się więcej o procedurach medycznych, którym poddany był mój Syn, bo chciałam skonfrontować swoje emocje i doświadczenia z serialowymi mamami… Na chceniu się jednak skończyło… W serialu nie pokazuje się emocji jakie towarzyszą rodzicom wcześniaków, w ich oczach nie ma lęku. W serialu nie porusza się tego, co naprawdę ważne, nie mówi się o wsparciu (psychologicznym czy laktacyjnym) jakiego brakuje rodzicom wcześniaków.

Przynajmniej w tych odcinkach, które widziałam nie pojawił się w ogóle temat walki o każdą kroplę mleka, matczynej frustracji, związanej ze zbyt małą jego ilością i problemu z utrzymaniem laktacji gdy trzeba pokarm odciągać mechanicznie, gdy dziecko jest karmione przez sondę, gdy wokół tyle stresów i lęków.
Nie pojawił się wątek stanu emocjonalnego matek wcześniaków, które naprawdę nie marzą o spotkaniu z Edytą Górniak, ale (w większości przypadków) ryczą w poduszkę bo nie mogą mieć przy sobie, tulić w ramionach i karmić swoich nowonarodzonych dzieci, a dodatkowo obwiniają siebie za to, że nie donosiły ciąży, że być może to z ich winy ich Dzieci przyszły na świat za wcześnie i walczą o życie.

Za mało mówi się o znaczeniu i potrzebie kangurowania i o tym, że w wielu szpitalach część personelu medycznego, nadal nie chce zgodzić się na nie, strasząc rodziców, że poprzez kangurowanie mogą zagrażać dzieciom.

Nie pokazuje się pielęgnacji wcześniaków, tego jakim wyzwaniem jest przewinięcie wcześniaka w inkubatorze, założenie Mu najmniejszego z dostępnych na rynku pampersów, który i tak sięga po szyję.

Nie mówi się też o tym, co najważniejsze i najboleśniejsze czyli o tym, że nie zawsze wyrasta się z wcześniactwa. Niektóre, zwłaszcza te najmniejsze wcześniaki, mimo intensywnej rehabilitacji, przez kolejne lata borykają z konsekwencjami wcześniactwa – z mózgowym porażeniem dziecięcym, zaburzeniami wzroku, słuchu, epilepsją, dysplazją oskrzelowo-płucną, astmą, problemami psychologiczno-emocjonalnymi, niedowagą, nadwrażliwością dotykową, nadwrażliwością przełyku, częstymi infekcjami itp.

Moje 1200 gram szczęścia rozwija się prawidłowo, jest zdrowym, aktywnym, prawie 15.kilogramowym dwulatkiem, ale wiem, że mogło być inaczej. Mam tego świadomość. Twórcy tego serialu na pewno też ją mają, ale być może pokazanie „ciemnej, trudnej strony wcześniactwa” jest za mało medialne??? Oczywiście, tytułowe 600.gram wczesnego/skrajnego wcześniaka to dla rodziców 600.gram szczęścia, radości i miłości, ale też 600.gram lęku, wyzwań i wyrzeczeń.
image