Go to content

Sorry, mamo, jestem w ciąży!

Mamo, jestem w ciąży
Fot. Screen/ FoxSearchlight

Jak to jest, kiedy w wieku 40 lat dowiadujesz się, że będziesz babcią? Nie mam pojęcia. W tamtej chwili nie myślałam o sobie. Nie przeszło mi przez głowę: „Ale mnie urządziła”. Myślałam o mojej 15-letniej córce, która pod wpływem jednego impulsu, głupoty, niedojrzałości, w jednym momencie zawiązała sobie życie, pozbawiła możliwości, w dużym stopniu ukształtowała już swoją przyszłość. Nie poczułam wściekłości. Raczej ogromny smutek. Kiedy dziecko ma urodzić dziecko, nie ma mowy o radości. Od tamtego dnia martwię się codziennie.

Bo to miły chłopiec jest

Znam go, oczywiście. Michał jest w równoległej klasie, w szkole Pauliny. Ja znam większość jej kolegów i koleżanek. Bywają u nas w domu – wpadają, wypadają, często zostają na obiad. Taki dom otwarty trochę. Cieszyło mnie to, że potrafią powiedzieć mi o swoich problemach, że rzucają czasem: z panią to łatwiej pogadać niż z moją mamą. Teraz mam do siebie żal o to, że nie zauważyłam kiedy w kłopoty wpakowała się moja własna córka. Michał nie był jej pierwszą miłością. Raczej przyjacielem, dobrym kompanem, tak wydawało mi się jeszcze trzy miesiące temu. Widocznie coś się musiało zmienić. A może wcale się nie zmieniło, tylko zrobili to pod wpływem głupoty, impulsu, z ciekawości? Bo dla obojga był to pierwszy raz. Przynajmniej tak twierdzą. Nie widziałam nigdy, żeby trzymali się za ręce, nie widziałam pocałunków, wypieków na twarzy, kiedy o nim mówiła. Ani potrzeby zwierzeń. To miły chłopak jest – mówiła o nim po prostu, jak mówi się o chłopakach, w których raczej się nie zakochasz.

Mamo, nie dam rady, na tę górę nie wejdę

Że zachowuje się inaczej, zauważyłam już dwa tygodnie po zakończeniu roku szkolnego. Chowała się w pokoju, coś czytała po kryjomu, albo wychodziła z psem. Mniej jadła, mniej mówiła, przestała przychodzić do mnie wieczorem pogadać, jak to miałyśmy w zwyczaju. Patrzyłam i czekałam. Dawałam jej czas wtedy, kiedy już wiedziała. Nie wiem, jak mogłam się nie domyśleć.

Na początku sierpnia pojechaliśmy na wakacje w góry: Paulina, moja młodsza córka, mąż i ja. Tam się o wszystkim dowiedzieliśmy, podczas jednej z górskich wypraw. Był upalny, duszny dzień. Zobaczyłam, jak moja do tej pory bardzo sprawna fizycznie córka, usiadła blada i słaba na kamieniu i z przepraszającym wyrazem twarzy powiedziała po prostu: Sorry mamo, dalej nie idę. Jestem w ciąży.

W taki oto sposób poinformowała nas, że spodziewa się dziecka. Niewiele pamiętam z tego momentu. Spojrzałam na mojego męża, był na przemian czerwony i blady. Spojrzałam na nią: prawie mdlała. Wzięliśmy ją pod ręce i wróciliśmy w milczeniu prawie, do pensjonatu. Tam usiedliśmy we trójkę przy stole i posypały się pytania. Płakałam, Paulina płakała. Słów mojego męża nie przytoczę. Nie nadają się do druku. „To chyba jedenasty tydzień… Test… Michał… Chyba zrezygnuję ze szkoły” – dźwięczało mi w uszach, jakby z oddali. Im dłużej patrzyliśmy na naszą córkę, tym mocniej docierało do nas, że ona zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co właściwie się wydarzyło. Dwa dni później wróciliśmy do domu. Poszłyśmy do zaprzyjaźnionej ginekolog, która potwierdziła ciążę Pauliny i skierowała nas pod opiekę znajomej, specjalizującej się w nastoletnich ciążach.

Wieczorem rozmawiałam z mężem, pierwszy raz od kilku dni, na spokojnie. Przedtem to były tylko nerwowe półsłówka. Znowu popłynęły łzy, tym razem ojcowskie. Łzy strachu o ukochane dziecko. Tej nocy prawie nie spaliśmy, ale jakoś się pozbieraliśmy.

Postanowiliśmy zrobić wszystko, by jej pomóc. Ale szkołę musi kontynuować, dopóki będzie mogła. Nie byliśmy tylko pewni, jak zareaguje dyrektorka jej gimnazjum, wychowawca, nauczyciele.

Jak wychowałaś TO DZIECKO?!

Rodzina, póki co nie zdała egzaminu. Moja teściowa, która jest osobą bardzo wierzącą i zapaloną obrończynią życia poczętego, rozpoczęła gorączkowe poszukiwania możliwości przeprowadzenia zabiegu, najlepiej gdzieś jak najdalej stąd (a na pewno najdalej od niej). Wycofała też natychmiastowo kieszonkowe, które co miesiąc przesyłała Paulinie na jej konto. O ciąży dowiedziała się od młodszej wnuczki, która wygadała się, jak to dziecko. Telefoniczna reprymenda nastąpiła w ekspresowym tempie: Jak to teraz będzie wyglądać? Jej wnuczka, z brzuchem? Jak zamierzam to rozwiązać? Powinnam „coś zrobić”! Jak ja wychowałam to dziecko?

Więcej nie odebrałam.

Dzień dobry, przyszliśmy z pomocą. Pomożemy rozwiązać problem

Uważam, że na Michała moja córka nie ma co liczyć. Chłopak jest przerażony, najchętniej uciekłby byle dalej od tego „problemu”, który współtworzył. Na męską rozmowę, nawet przez telefon jeszcze się nie odważył. Paulina broni go, jak to nastolatka. Myślę, że do opieki nad przyszłym synem czy córką nie ma co go zmuszać, chociaż jest we mnie olbrzymie poczucie niesprawiedliwości, kiedy wyobrażam sobie jak beztrosko biega po boisku do koszykówki, podczas gdy moja córka przymusowo staje się odpowiedzialną kobietą, matką.

Jego rodzice przyszli do nas pewnego popołudnia. Bardzo dobrze sytuowani,pachnący, eleganccy. Przywitali się i niezręcznie przepraszali „za swojego syna”.  Chcieliby „jakoś” rozwiązać ten problem. Mama wyraziła zaniepokojenie o Paulinkę, że taka drobna, młoda, a przecież świetnie się uczy, że szkoda…  Ojciec chichotał głupio, że jego syn ma świetne wyniki w konkursach kuratoryjnych i wybiera się do świetnego liceum…

Rozmowa toczyła się szyfrem: My możemy współuczestniczyć w kosztach… – rzucał co jakiś czas ojciec nie sugerując wprost, że zasponsorują nam zabieg. Po godzinie, kiedy stało się jasne, że zostaną dziadkami wyszli, przebąkując coś o wyprawce.

Nie umiem powiedzieć, gdzie popełniłam, gdzie popełniliśmy błąd. Idąc z Michałem do łóżka, Paulina dobrze wiedziała, że może zajść w ciążę. Jest nastolatką uświadomioną, w domu rozmawialiśmy bez skrępowania o seksie, antykoncepcji, ciąży. Wydawało mi się, że córka mówi mi o wszystkim, co dla niej ważne, czego się boi, czego nie jest pewna… Myliłam się. Są momenty, w których oboje z mężem czujemy olbrzymi lęk, niepewność.  Myślę sobie: „Córeczko, zawiodłam cię”. Mam poczucie, że czegoś nie dopilnowałam, że TO mogłoby się nie wydarzyć. Ale takie jest życie – nie na wszystko masz wpływ, nie wszystkiemu potrafisz zapobiec.

Paulina chce urodzić. Stać nas na to, żeby wspomagać ją finansowo. Ale musi ponieść wszelkie konsekwencje swojej decyzji. Wszyscy je poniesiemy. Może poza Michałem.

Wysłuchała: Anna Frydrychewicz