Go to content

Nie cierpię jesieni za kaszel i katar, ale kocham za wiele innych rzeczy

Fot. Flickr/mrhayata / CC BY-SA

Myślisz „jesień” i zaraz w głowie pojawia się słota, wiatr, chłód ciemne poranki i popołudnia i stos chusteczek na listopadową depresję i jesienny katar.

Ale powiedzmy sobie szczerze. Jesień wcale nie musi tak wyglądać. Tylko jak tu nie dać się ogólnemu przygnębieniu.

Może zacznijmy od tego, że żadna pora roku nie jest tak bogata w kolory. Za to kocham październik. I nie mogę się nadziwić jak zmienia się krajobraz i kiedy jesień zdążyła wybuchnąć tymi wszystkimi barwami.

Jesień to też mgła. Tak cudownie tajemnicza. To rześkie poranki i babie lato utkane na drzewach i trawach. Zapach liści i lasu, który wdziera się nawet na obrzeża miasta. I słońce, tak nieśmiało wygląda zza horyzontu, nie podnosi zbyt wysoko głowy, ale odbija się w kroplach deszczu w rosie.

Czyż jesień nie jest piękna?

A PSIK!

Oj tam jedno kichnięcie.

A PSIK!

Coś drapie w gardle, ale pewnie nie ma czym się przejmować, to po ostatniej przegadanej nocy z przyjaciółką.

A PSIK!

No cóż, chusteczki idą w ruch. Wyruszam do sklepu po zapas, tych pakowanych i wyciąganych. Mąż też już pociąga nosem, obserwuję dzieciaki. Coraz mniej zachwyca mnie poranna mżawka, która wydawała mi się być taką atrakcją po suchym lecie.

Kolejnego A PSIK już nie ma, bo pojawia się katar i zimno się jakoś robi. Ze złością patrzę na lekkie kurtki, które za chwilę będę musiała zastąpić czymś cieplejszym. Nie dały mi zbytniej ochrony przed jesiennym wiatrem podczas spaceru z psem. Eh… czy ja jeszcze przed chwilą zachwycałam się zapachami jesieni? Cóż, teraz ich nawet nie czuję i przeklinam wilgoć, która wchodzi w każdy por mojego ciała. Brrrrr. Zamiast A PSIK są dreszcze i ból głowy.

Nie, no z bólem głowy nawet najwspanialszy kolorowy liść nie zachwyci, jedynie moją uwagę może zwrócić kasztan, który spanie mi na głowę, nabije guza, na którym się skupię niż na dokuczliwym przeziębieniowym bólu.

Tak, czy gdzieś tu było o cudownej, pięknej jesieni? Czyżbym zapomniała, że za chwilę będą tylko suche badyle zamiast gałęzi pełnych liści wystawać z drzew? Że zrobi się szaro, buro? Nawet wizja dłuższych wieczorów mnie nie cieszy, bo jak tu się cieszyć, kiedy już smarkam, kaszlę i mam podpuchnięte z przeziębienia oczy. Zamiast zachwytów nad jesienią, czeka mnie zwolnienie lekarskie w pracy i głowa, która będzie boleć nie tylko od osłabienia mojego organizmu, ale także od ilości rzeczy, których w tym czasie w pracy nie zdążę załatwić, a kiedy nadrobić?

Fot. Flickr / Mycatkins / CC BY

Fot. Flickr / Mycatkins / CC BY

Pomyślałam, że może zamiast marudzić i kryć się pod  kocem z herbatą z cytryną i miodem w ręce warto poszukać czegoś, co postawi mnie jednak na nogi. Nie miałam ochoty na wszystkie sztuczne pomysły producentów leków. Wiem, że jeśli leczyć to co naturalne o tej porze roku – czyli przeziębienie, to czymś naturalnym. Bliskim naturze.

Poszukałam i trafiłam na w 100% naturalny preparat. O nie, nie zawierzyłam, że jest o coś co postawi mnie na nogi, ale było czymś, czego jeszcze nie wypróbowałam,  a kaszel nie dawał mi spać, wizyta kontrolna u lekarza nie postawiła diagnozy odnośnie zapalenia dróg oddechowych. Cóż pozostała walka z przeziębieniem.  I tym sposobem sięgnęłam po Verbascon. A co, podobno mocno działa na drogi oddechowe, a do tego dzięki składającego się na lek korzenia pelargonii afrykańskiej (tak, mnie też to chwilę zastanowiło) ma właściwości bakterio i wirusobójcze. Sprawdziłam skład. Sama natura. Jeśli miałabym dostać antybiotyk, to obronię się jeszcze tym, nie zaszkodzi, a nóż widelec pomoże.

I wiecie co? Pomogło. Co więcej, mogłam szybciej niż zazwyczaj po przeziębieniach wrócić do pracy i w końcu wyjść na spacer z psem.

Fot. Materiały prasowe

Fot. Materiały prasowe

EH… ten zapach jesieni i te kolorowe liście. To nic, że chłodniej. W domu czeka koc i ciepła herbata, tylko chusteczki schowane gdzieś głęboko w szufladzie.


Artykuł powstał we współpracy z Polski Lek S.A.