Go to content

Jak u Bridget Jones w łazience. Czyli testujemy tajemniczy kubeczek menstruacyjny!

Fot. Archiwum prywatne

Słuchaj, taka sprawa jest…

Jeśli ktoś zaczyna rozmowę w ten sposób, raczej nie wróży to nic dobrego. Włosy na karku stają dęba i trudno się dziwić, bo potem może być już tylko gorzej.

„Pisałyśmy o takich kubeczkach na miesiączkę, pamiętasz?”. Pamiętam, koleżanka sprawdzała takie cudo i wychwalała pod niebiosa… „ale ciekawa jestem, a ty pewnie też, jak to właściwie działa”  – zapikało na telefonie i wyświetliło się dumną, pogrubioną Helveticą… „… bo tak sobie myślałam” – mrugał kolejny wers maila – „że w sumie to mogłabyś to przetestować, no i zamówiłam taki kubeczek do redakcji…”.

„Uciekaj, uciekaj” – krzyczy moja głowa. Odpisz szybko: „cześć jestem bardzo złym złodziejem, który ukradł ten telefon i dlatego jego właściciel nigdy nie przeczyta tej wiadomości” – ale było już po tzw. ptakach. Wiecie, jakie jest moje przekleństwo? Ciekawość!

Jeszcze nigdy czekanie na listonosza nie odbywało się w takim napięciu 😉

A co jak wypadnie??? – dudniło mi w głowie – nie myśl, babo, nie myśl, spróbujesz – zobaczysz – sama siebie uspokajałam. No i przyszedł i listonosz, i kubeczek, a nawet listonosz z kubeczkiem. – Dzień dobry, dzień dobry, a co to, coś na wakacje? – zagruchał o poranku,  a ja z bardzo płonącym polikiem, odparłam: „tak, takie rękawki dla dzieci” i prawie zamknęłam mu drzwi na nosie. Ale do rzeczy, stałam przed wyzwaniem!

Nasz testowy kubeczek przywędrował do nas z www.drogeria-ekologiczna.pl. Wybór okazał się trafiony – po pierwsze, sklep zawiera bardzo szeroką ofertę różnych marek i modeli ( i kolorów, i rozmiarów, i woreczków, i gadżetów i… długo by wymieniać zobaczcie sami 😉 ), po drugie, przemiła i fachowa obsługa pomogła wybrać „ten odpowiedni”, takim żółtodziobom, jak my 😉 .

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Pierwsze wrażenie – niedowierzanie

Kubeczek okazał się ładny. Nie łypał na mnie groźnie, choć nieco przerażona byłam jego rozmiarem – no nie wypadnie – pomyślałam – ale jak ja to TAM wpakuje???

Nie było na co czekać, bo miesiączka nie czekała. Punkt pierwszy eksperymentu – wygotować przed użyciem 2-5 minut. Checked!

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

 

Użyć.

Hmmm. Moja chwila prawdy, ale nie ma tu miejsca na tchórzostwo. Ponieważ zrobiłam dokładny rekonesans kubeczkowy w sieci, wiedziałam, że mogę potrzebować czasu na znalezienie swojego sposobu aplikacji (można zakładać go na stojąco, w kucki lub opierając jedną nogę np. o wannę). I tu miłe rozczarowanie – aplikacja okazała się prosta i wbrew pozorom kubeczek stał się kubeczkiem, choć przez chwilę przed założeniem przezywałam go w myślach „wiadrem”.

Żeby założyć kubeczek wystarczy złożyć go wzdłuż w palcach, umieszczony w pochwie (wiem, nie lubimy słowa pochwa, ale właśnie tam powinien się znaleźć), sam rozwija się i umiejscawia.

Udało się go założyć i to dobrze za pierwszym podejściem. Faktycznie po puszczeniu zwiniętego kubeczka, sprytnie się rozwinął i pach, został, gdzie zostać powinien. Nie byłam oczywiście od razu taką optymistką – zostawię podpaskę, na bank będzie przeciekał – pomyślałam. Nie przeciekał, ale każdemu polecam na początku kubeczkowego romansu, zostawić sobie taką furtkę, wystarczy wkładka na wypadek awarii.

Co ciekawe, kubeczek ma na dole mały ogonek, ze względu na różnorodną fizjonomię kobiet, może u niektórych pań wystawać i uwierać –  na to również jest rada, wystarczy go przyciąć.

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

I teraz przechodzimy do momentu kulminacyjnego. Opróżnianie kubeczka.

Nie myślcie, że było łatwo, nie było! Zachęcona pierwszymi sukcesami, dumna i blada, nie doceniłam siły kubeczka. Bo ten trzymał się w najlepsze i faktycznie (jak donosiła internetowa poczta pantoflowa) trzeba dać sobie czas na naukę usuwania kubeczka menstruacyjnego – szczególnie, gdy nie żałujemy mu zawartości.

Z pewnością warto do kubeczka dokupić gadżety, czyli fajne, małe nakładki na paluszki, żeby się nie ubrudzić, i początki przygody z tym gadżetem przeżywać nad toaletą.

Ja korzystałam ze zwykłych jednorazowych rękawiczek.

Przyznaję, że z każdym opróżnianiem nabierałam wprawy. Za dwa, może trzy cykle, liczę na jakiś medal z pieczątką Pani Perfekcyjnej.

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

O czym jeszcze warto wspomnieć?

Czy czuć założony kubeczek?

Prawidłowo dopasowanego kubeczka i dobrze założonego – nie czuć. Przez chwilę podczas jego usuwania, bo wtedy kubeczek jest rozłożony, można poczuć pewien dysonans. Ale nie jest to zabieg w żaden sposób bolesny, zwyczajnie za pierwszym razem się tego nie spodziewałam.

Jak czyścić???

Trzeba dbać o higienę tego cacka, ale nie jest to w żaden sposób angażujące. Wystarczy go dokładnie umyć wodą i mydłem lub specjalnym środkiem myjącym (nie używamy detergentów, jeśli korzystacie z mydełka, koniecznie wybierajcie produkty bezzapachowe nie zawierające olejów, o pH pomiędzy 3,5 a 5,5), a na zakończenie każdej miesiączki wysterylizować i wygotować. Spryciarz jest czysty i schludny, nie zmienił koloru, ani zapachu.

Żel do czyszczenia kubeczka, kupicie w drogerii – tutaj. Do czyszczenia kubeczka w podróży i poza domem można wykorzystać specjalne chusteczki (klik) – jak widzicie, gadżetów, które jeszcze bardziej ułatwią korzystanie z kubeczka menstruacyjnego, jest całkiem sporo.

Gładka powierzchnia ułatwia czyszczenie. Żeby kubeczek mógł wytworzyć podciśnienie i dobrze się „przyssać”, ma na górze kilka niewielkich otworków – należy pamiętać, by były czyste, jeśli się zatkają łatwo można je wyczyścić nieostrą stroną igły lub poświęcając na ten cel jedną spinkę/wsuwkę do koka (to już moja praktyczna obserwacja i tip 😉 ).

Z ciekawostek

Jeżeli jesteście w sytuacji kryzysowej, wystarczy wytrzeć go papierem lub chusteczką. Nie musiałam tego testować, bo zawsze pod ręką miałam swoją łazienkę, ale podejrzewam, że w tym patencie kempingowym chodzi o to, by nie poplamić niechcący bielizny czy ubrań, jeśli kubeczek ubrudziłby się zewnątrz podczas opróżniania.

Kubeczek na warsztacie, czyli parametry techniczne miesiączkowego Lamborghini

Mój kubeczek, to piękny niebieski model marki LadyCup (rozmiar L, czyli dla pań, które wydały już na świat potomstwo). Kubeczek zamówiłyśmy w Drogerii Ekologicznej – ciepło pozdrawiamy, bo to dystrybutor marki i sporo uwagi poświęca fachowemu poradnictwu (polecamy blog o kubeczkach i sklep – mają też inne, piękne kolory).

Kubeczek wykonany jest lekarskiego silikonu. Jest bardzo wytrzymały (wiem, bo o mały włos podczas wygotowywania nie puściłam go z dymem – garnek pożegnałam, kubeczek pozostał niewzruszony). Ma gładką powierzchnię, dzięki czemu naprawdę łatwo go wyczyścić. Wpływa to również na higienę i żywotność produktu. Producent deklaruje, że właściwie zadbany posłuży nawet 15 lat! Tego nie wiemy, jesteśmy dopiero na początku tej drogi.

Cena to około 100 złotych. Niemało, ale jednak jeśli ma nam posłużyć przez parę dobrych lat, okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Czy sprawdza się w ruchu?

Tak. Nie uprawiałam żadnych ekstremalnych sportów i nie biegałam maratonów, ale jestem po dziesiątkach szybkich spacerów z psem, bieganiem za dzieckiem, które jeździło na rowerze i milionach podsadzeń na atrakcje okolicznego placu zabaw. Skłony, przysiady, sprzątanie, bieg za autobusem. A nawet gimnastyka na osiedlowej, podwórkowej siłowni w wersji light. Wszystko to nie ruszyło kubeczka. Nie miałam również żadnego problemu czy dyskomfortu podczas wizyt w toalecie.

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Czy zostanę z kubeczkiem?

Trudne pytanie. Ale prosta odpowiedź, zamierzam wyeksploatować „drania” najlepiej jak można. Wbrew pozorom, okazał się wybawieniem przy obfitych krwawieniach, kiedy klasyczne środki higieniczne nie dawały rady. Zawsze, absolutnie zawsze coś się brudziło, przeciekało, nie wystarczało itd. Kto ma obfite i długie miesiączki, ten zrozumie. Kubeczek za niezawodność dostaje piątkę. Sobie też dam piątkę za odwagę i pilność.

Zawracam mu honor. Zakumplowaliśmy się. Nie wiem, czy odważyłabym się na podróż z kubeczkiem, bo aż tak dobrze się jeszcze nie znamy, na razie poczucie, że w razie wypadku jestem na swoim terenie to moja polisa bezpieczeństwa, ale zamierzam testować dalej!

Następne wyzwanie? Mam w planach wypróbować kubeczek na noc (kubeczek może pozostawać w … ciele 😉 do 12 godzin), kto wie, może wreszcie odczaruje moją klątwę, która od zawsze ciąży na białych prześcieradłach?

Jeśli jeszcze się zastanawiacie nad tym, czy zaufać kubeczkowi – odwiedźcie koniecznie tę stronę i zobaczcie, jakie są ładne!

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne