Go to content

Jak postanowiłam zostać joginką, czyli o co chodzi z tą całą jogą. Nie wiesz, jak zacząć? Przeczytaj

Fot. Flickr / adifansnet / CC BY

Zabierałam się do jogi dość długo. Coś mnie w niej pociągało, choć podchodziłam trochę jak do jeża. Bo niby na co komu to całe nieprawdopodobne wygnanie ciała. Mówiłam: „E to taka moda, minie. Wolę iść pobiegać”.

Myślałam, że siedzenie i oddychanie to kompletnie nie dla mnie. Bo ileż można tak wytrzymać. Poza tym, gdyby skupić się na samym ruchu, to co to za wysiłek. Owszem porozciągam się, ale do tego właściwie jogi nie potrzebuję. No i nie ukrywajmy, specjaliści od jogi jawili mi się jak lekko odcięci od rzeczywistości z tym swoim spokojem, uśmiechem i łagodnością. Bywało, że mnie irytowali. A jak coś mnie irytuje, to od razu zaczynam się zastanawiać dlaczego. Więc może dlatego, że zazdrościłam im tego ZEN i czasu, który poświęcają na znalezienie równowagi. Więc zamiast się irytować, pomyślałam, że spróbuję.

Nie jestem zwolenniczką zapisywania się na zajęcia, zwłaszcza, że te z jogi trwają półtorej godziny. Dla mnie zdecydowanie za długo. Poczytałam, poszukałam, przygotowałam sobie rozpiskę najprostszych pozycji. I do roboty.

 Joga to jednak przede wszystkim czas dla siebie. Zaplanuj ją, kiedy nikogo nie ma w domu, albo gdy wszyscy domownicy jeszcze lub już śpią.

Fot. Flickr / John Giebler / CC BY

Z jogą sprawa jest trochę skomplikowana, bo właściwie w niej nie chodzi o ruch, o ćwiczenia, ale o coś więcej. Jak bym chciała się tylko porozciągać, pewnie wybrałabym pilates. Prawdziwi jogini zarzucają często, że traktujemy jogę, tylko i wyłącznie jako zestaw ćwiczeń. Nie zagłębiamy się w jej filozofię. Cóż, przepraszam, ale wolę praktykę od teorii: „O niej pomyślę później”, pomyślałam. I zaczęłam bardzo prosto.

15 minut przy otwartym oknie (mi zimno nie przeszkadza, wystarczy jednak porządnie przewietrzyć pokój), z zamkniętymi oczami siedząc na podłodze ze skrzyżowanymi nogami oddychałam. Wdech. Wydech. Nie było łatwo. Co któryś oddech gubiłam, wędrując myślami: „Co dziś na obiad?, „Hmm gdzie muszę zdzwonić?, „Co załatwić?”. Przywoływałam się do porządku i znów: wdech, wydech. Zaczęłam liczyć, jak długości basenów, żeby skupić się tylko na tym oddechu. Pierwsze dni może udawało się przez 3 minuty wyłączyć głowę, ale im dłużej tym było łatwiej.

Ten stan wyciszenia ćwiczyłam rano. Wstawałam 15 minut wcześniej. Takie trochę przedłużenie snu, a w rzeczywistości zatrzymanie się przed wejściem w szalony pędzący dzień. I wiecie, te 15 minut dla oddechu, dla skupienia się wprowadziłam też wieczorem. Nie zawsze się udaje. Ale ten spokój, cisza cudownie koi nerwy, irytację, pośpiech.

Dałam sobie tydzień na ćwiczenie oddechu. Kiedy wiedziałam, że potrafię już dłużej wyłączyć głowę, skupić się na oddechu przeszłam do najprostszych (jak dla mnie) pozycji.

Kobra (Bhujangasana)

Połóż się na brzuchu, dłonie ułóż na wysokości klatki piersiowej. Biodra mocno dociśnij do ziemi, dociśnij dłonie i wyprostuj ręce wyginając się do tyłu. W tej pozycji najlepiej wytrzymać przez około dwie minuty. Skup się na oddechu. Z czasem te dwie minuty będziesz „wyczuwać” naturalnie.

Skręt (Mariciasana III)

Usiądź na macie z prostymi nogami i prostym tułowiem. Musisz zgiąć prawą nogę i kolano przyciągnąć jak najbliżej siebie, stopa powinna być blisko pachwiny. Obejmij kolano, przylegając do niego, jakbyś chciała wydłużyć kręgosłup. Następnie wykonaj skrę tułowia w prawą stronę, obejmując lewą ręką te prawe kolano. Wytrzymaj półtorej minuty i to samo po powrocie do siadu prostego zrób na drugą stronę.

Skłon do przodu w siadzie skrzyżnym (Adho mukha sukhasanie)

Moje ulubione. Siadasz ze skrzyżowanymi nogami, wykonujesz skłon do przodu z wyprostowanymi rękami tak jakbyś chciała wydłużyć kręgosłup. Wytrzymaj półtorej minuty, wróć do siadu, zmień splot nóg i wykonaj jeszcze raz. Cudownie kręgosłup odpoczywa. Pamiętaj: wdech, wydech.

Skłon do przodu (Pascimottanasana)

Podobna pozycja do poprzedniej, tyle, że siadasz z prostymi nogami. Dociśnij tył nóg do ziemi i wykonaj skłon do przodu, tak jakbyś chciała położyć głowę na nogach. Bolą nogi? Tę pozycję na początek rób tak, by się nie przeforsować. Z czasem coraz głębszy będzie ten skłon. Wytrzymaj dwie minuty.

Pozycja trójkąta (Utthita-trikonasana)

To teraz coś na stojąco. Stań prosto, rozstaw szeroko nogi, najlepiej tak, by uzyskać trójkąt równoboczny (wiecie – wszystkie boki równe). Prawą stopę skręć lekko do wewnątrz, a lewą skieruj na zewnątrz. Przechyl cały tułów i miednicę w lewo, kiedy poczujesz opór, połóż jedną rękę na nodze, a drugą wyprostuj. Brzmi skomplikowanie? Spróbuj wykonać, tylko strasznie wygląda, to trochę jak skłon w bok. Wytrzymaj dwie minuty, wróć do pozycji wyjściowej i zmień stronę

Martwe ciało (Savasana)

I ostatnia pozycja. Połóż się na plecach, zamknij oczy, rozstaw nogi i ułóż ręce tak, żeby było ci wygodnie. Dziesięć razy napnij wszystkie mięśnie i je rozluźnij. Skup się na oddechu. Pozostań w tej pozycji cztery minuty.

 Joga to jednak przede wszystkim czas dla siebie. Zaplanuj ją, kiedy nikogo nie ma w domu, albo gdy wszyscy domownicy jeszcze lub już śpią.

Fot. Flickr / John Giebler / CC BY

Wychodzi 18 minut jogi. Tylko 18 minut, a energii na cały dzień. Joga to doskonały sposób na radzenie sobie ze stresem, na odprężenie ciała, na danie swojemu mózgowi odpoczynku. Joga to jednak przede wszystkim czas dla siebie. Zaplanuj ją, kiedy nikogo nie ma w domu, albo gdy wszyscy domownicy jeszcze lub już śpią.

Ja szczerze jestem pod wrażeniem, jaki spokój w sobie znajduję. Uśmiecham się do siebie i innych. I wiele problemów albo nagle ma mniejszą wagę, albo staje się łatwiejszych do rozwiązania. Zachwyca mnie ten fenomen. A to dopiero trzy tygodnie. Mam poczucie, że właściwie dbam o siebie, zatrzymuję się na te niespełna 20 minut i to taki codzienny prezent dla mojego ciała, czyli dla mnie.

Zastanawiam się, czy może z nowym rokiem nie zapisać się na zajęcia jogi. W końcu półtorej godziny raz w tygodniu nie jest jakimś wielkim wyczynem 😉


Opisując poszczególne pozycje korzystałam ze strony joga-medytacja.pl