Go to content

Komentarze w sprawie gwałtu nie pozostawiają złudzeń: w Polsce to wciąż ofiara jest winna przestępstwa. Szczególnie jeśli jest kobietą

Fot. iStock

Kobieta nie jest godna zaufania. Kobiecie się nie wierzy. Kobieta popełnia błędy, jest winna, jest odpowiedzialna za zachowanie mężczyzny, prowokuje. Jest do „tego” zdolna. „Ma, czego chciała”. Przecież „wiadomo”, że nie powinna się „tak ubierać”, „tam chodzić”, „tak wyglądać”. Być sama. Ile jeszcze czasu musi upłynąć, co musi się jeszcze stać, by tak okrutne, niesprawiedliwe postrzeganie kobiet, którym prawo do korzystania z życia w takim samym stopniu jak robią to mężczyźni jest notorycznie odbierane?

Znany piłkarz, wieloletni partner ukochanej przez wszystkich, dziś nie żyjącej już aktorki, ojciec trójki dzieci. Udzielający się społecznie, przystojny, sympatyczny, troskliwy tata. Współczuliśmy mu wszyscy, gdy odeszła jego ukochana. Taka piękna miłość. Takie cierpienie. Tyle przeszedł. Kibicowaliśmy, gdy odbudowywał swoje życie na nowo. Pewnie jakoś, po swojemu, wyszedł na prostą.

Wiadomość gruchnęła jak grom z jasnego nieba. Mężczyzna jest podejrzany o brutalny gwałt. W sprawie pojawiły się „twarde dowody”, policja zatrzymała byłego piłkarza, który dobrowolnie stawił się w prokuraturze. Co się dzieje dalej?

Głosy wsparcia dla PODEJRZANEGO pojawiają się natychmiast. Ci, którzy znają go osobiście, ręczą za niego na Facebooku i Instagramie. Inni sugerują, że wszystko zostało ukartowane, że ktoś chce wyciągnąć pieniądze. „Ktoś”, czyli ta, która poszła z nim do hotelu. Przecież wiadomo, na co się decydowała. A potem się rozmyśliła?! Skoro tam poszła, to nie ma gwałtu.

Przecież to niemożliwe. NIEMOŻLIWE. Cóż, życie pokazuje, że rzeczy niemożliwe się jednak wydarzają. Nie ręczmy więc głową za nikogo innego niż my sami. Nie osądzajmy bez wyroku. Ale na litość boską – nie osądzajmy ŻADNEJ ze stron.

Co wydarzyło się naprawdę? Nie wiadomo. Może był gwałt, może go nie było. Jeśli jednak tak łatwo bierzemy w obronę mężczyznę, którego znamy jedynie ze szklanego ekranu i kolorowych pisemek, dlaczego potępiamy natychmiast i z taką łatwością młodą osobę zakładając, że oskarżenie jest próbą wyłudzenia pieniędzy? Dlaczego, co gorsza, usprawiedliwiamy domniemany gwałt bo „facet był tyle lat sam”, „krew nie woda”, a ona „nie miała prawa się rozmyślić, skoro już tam poszła”? Otóż miała prawo. Zmuszenie kogoś do seksu wbrew jego woli jest gwałtem, jakkolwiek brzydko i nieelegancko by to nie brzmiało. Jakkolwiek by to nie pasowało do miłej, uśmiechniętej, przystojnej twarzy z ekranu telewizora.

Kiedy dwa lata temu Amber Heard odchodziła w atmosferze skandalu od Johnny’ego Deepa komentarze były podobne. Uwielbiany przez wszystkich aktor mógł liczyć na ogromne wsparcie swoich fanów. Mniej znana i dużo młodsza aktorka – głównie na powątpiewanie i potępienie.  „Karierowiczka”, „siksa”, „manipulatorka” to pewnie najmniej obraźliwe określenia, które pojawiły się pod adresem obu pań.

Przedwczoraj opublikowano jednak wiadomości, jakie Deep wymieniał z ówczesną partnerką oraz nagrania z przesłuchania Amber. Tym razem świat zamilkł, bo dowody są niezaprzeczalne. Cały świat? Nie. Wystarczy przejrzeć komentarze na polskich portalach plotkarskich. My wciąż wolimy wierzyć Deepowi. A raczej – naszemu wyobrażeniu o nim.

Nie rozsądzam kto jest winny, kto „gra” ofiarę. Uważam jedynie, że powinniśmy powstrzymać się od komentowania, dopóki sąd nie rozstrzygnie sprawy. Bo o ile słowa wsparcia dla Jarosława B. nie zadziałają niekorzystnie w jego sytuacji, to wyrazy potępienia i szczucie, lekceważenie wobec kobiety, która miała zostać zgwałcona mogą wyrządzić olbrzymie szkody na jej psychice, jeśli faktycznie jest ona ofiarą tego okrutnego przestępstwa. Ale o tym nikt nie myśli. Bo my wciąż wolimy wierzyć mężczyźnie. Na wszelki wypadek.