Go to content

Dla nich na wszystko przyjdzie czas, jednak nie wiedzą kiedy. My, głupie czekamy…

Mam taką przyjaciółkę. Nazwijmy ją roboczo Mariolą. Mariola niedawno skończyła 39 lat. Mariola nie jest żoną. Nie jest też konkubiną czy partnerką. Mariola jest narzeczoną i podkreśla to za każdym razem. Problem w tym, że jej wiek średnio wpisuje się w klasyczną definicję „narzeczonej” i nie pomaga też staż narzeczeński. Otóż, Mariola narzeczoną jest już od 11 lat. Co ciekawe, wciąż wierzy, że ten bajeczny ślub wciąż jeszcze ją czeka. Kiedyś Mariola chwaliła się swoim pięknym pierścionkiem z brylantem, ale już od jakiegoś czasu go nie nosi. Trochę przytyła i ją cisnął. Śmiała się, że nie będzie go powiększać, bo przecież zamieni go na obrączkę. 

U Marioli w domu często poruszany jest temat ślubu i właściwie to nawet ją podziwiam – cóż za wiara w drugiego człowieka i jego intencje! Narzeczony przez te wszystkie lata stosował różne uniki. A to tłumaczył, że są za młodzi (przypomnę, że Mariola powiedziała „TAK” mając 28 lat), a to pieniędzy za mało, a to ciotka Helenka zmarła, a to może najpierw kupią samochód/mieszkanie/akwarium…). A tam było tylko „Dobrze, Mareczku. Jak uważasz, Mareczku. Masz rację, Mareczku”. Bo przecież się oświadczył. A skoro się oświadczył, to ten cholerny ślub będzie. I tak przez te 11 lat Mariolka snuła plany, jak to będzie wyglądała jej ceremonia. Z przyjemnością chodziła na śluby i wesela swoich koleżanek, by coś podpatrzeć i zainspirować się.

Szczerze mówiąc trochę nie mam serca jej pozbawiać złudzeń. Ale prawda jest taka, że jak facet nie poszedł za ciosem odrazu, to już nic z tego nie będzie. Serio. Są w życiu takie decyzje, które podejmuje się mgnieniu oka. Jeżeli jest zawahanie, wyszukiwanie problemów lub odkładanie decyzji, to nic dobrego z tego nigdy nie wyniknie.

Boję się, że nadejdzie taki dzień, w którym nią potrząsnę i powiem, żeby zapomniała o tym całym, cholernym ślubie, bo nikłe są szanse, że on się odbędzie. Teraz? Gdy są ze sobą z zasiedzenia? Bo łączy ich wspólny kąt, samochód, 4-letnie dziecko (z wpadki, Mariola chciała mieć dzieci po ślubie, ups – nie wyszło)?

Istnieje taki typ facetów, którzy uwielbiają mamić kobiety obietnicami. Po drodze wykonują jakieś ruchy, które mają utwierdzić je w przekonaniu, że będzie po ich myśli. Dzięki temu stają się więc bardziej wiarygodni. Dla Mariolki ważne były oświadczyny. Kiedy zmieniła status z „dziewczyny” na „narzeczoną”, była przez jakiś czas usatysfakcjonowana. Dla jej faceta na wszystko przyjdzie czas, tylko nie wie kiedy. I co, babo, masz się teraz przyczepić? Przecież ci nie powiedział, że nie. Powiedział, że kiedyś/za jakiś czas/jak coś-tam się zadzieje, więc nie rób z niego kretyna.

strona 1 z 2
druga część artykułu na następnej stronie

Fot. iStock/Bobex-73

1/1 Dla nich na wszystko przyjdzie czas, jednak nie wiedzą kiedy. My-głupie czekamy...

Kolejna znajoma… Nazwijmy ją roboczo Kaśką. Kaśka od 4 lat walczy ze swoim instynktem macierzyńskim. Właśnie stuknęły jej 32 lata, więc nie ma się co dziwić. Ciągle słyszy, że to jeszcze nie pora, on nie jest gotowy, pieniędzy za mało, praca taka niestabilna… Ciągle ma jakieś „ale”. Oczywiście zapewnia, że marzy o dziecku i bardzo go pragnie. Kiedy? Czort jeden wie. Kaśka cierpliwie czeka, bo wierzy, że się doczeka. A co, jeśli nie?

Jest i kolejna. Dajmy jej na imię Marta. Marta rozwiodła się z mężem dla Tomka, kawalera. Tomek obiecywał i wciąż obiecuje jej gwiazdkę z nieba. No dobra, na początku powinno wystarczyć wspólne mieszkanie. Docelowo? Ślub i wspólne życie, może nawet dziecko. Jakim więc cudem Marta od 3 lat samotnie wychowuje dziecko i mieszka w wynajmowanym mieszkaniu, a on dalej mieszka sam na drugim końcu miasta? Ano dlatego, że jemu ciągle coś staje na drodze. Albo nie mogą znaleźć odpowiednio dużego mieszkania w dobrej cenie, albo problem z finansami, albo ze zdrowiem, albo się pokłócą i milczą przez 3 tygodnie. Generalnie argument zawsze się znajdzie.

Jak któraś z nich zacznie popędzać, ponaglać, to zaraz się robią wielce oburzeni! Że jak to tak! Że przecież oni mają szczere intencje. Przecież oni deklarują, że chcą.

Kobiety w końcu muszą zrozumieć, że życie to nie jest bajka czy też inna, romantyczna komedia. Życie jest ciężkie, związki są trudne, ludzie są skomplikowani. Żeby jednak za 20 lat nie obudzić się z ręką w nocniku, jako sfrustrowana kobieta w średnim wieku, trzeba zacząć ustalać facetom „dedlajny”. Serio. Jak w pracy. Nie można czekać w nieskończoność. To brak szacunku. Życie ma się jedno.

Chcesz ze mną być? To bądź. Potrzebujesz chwilę czasu? Ok, ale ustalmy ile. Proste. Tak, to jest takie proste!

Trzeba w końcu nauczyć facetów, że jak się powiedziało „A”, to trzeba powiedzieć „B”. Jak się chłop do czegoś zobowiązał, to trzeba go wziąć za jaja i pociągnąć do odpowiedzialności, zamiast siedzieć jak ta głupia gąska i wzdychać, odrywając kolejne kartki z kalendarza. Bo potem budzi się taka jedna z drugą, przeciera oczy ze zdumienia, bo nagle się okazuje, że 40-tka na karku, a ona dalej „oczekuje”. I sama nie pamięta na co…