Go to content

Ania. Ludzie często myślą, że terapia sprawi, że poczują się lepiej. Jako cel – tak, ale droga do tego jest jak każda – ciężką pracą

Fot. iStock / Yuri_Arcurs

Ania ma 42 lata. Zgłasza się na terapię. „Po co? Nie wiem. Źle się czuję. Nie chce mi się wstać. Pracować. Rozmawiać. Najlepiej czuję się sama ze sobą, gdy wracam i nikogo nie ma. Tomek w pracy, Jacek u swojej dziewczyny. Cisza. Niczego nie zauważyli, w domu wszystko jest jak zwykle. Obiad. Pranie. Rachunki. Weekend u jego mamy. Żyjemy jak zawsze. Pustka.”

Terapeuta: O czym Pani pomyślała idąc tu? – ciemnowłosy lekko szpakowaty mężczyzna w średnim wieku wlepia we mnie spojrzenie. Ma kolorowe skarpetki.

Ja: O tym, że to głupi pomysł.

Terapeuta: Więc dlaczego Pani przyszła skoro nie była do tego przekonana?

Ja: Nie wiem. Po prostu szłam przed siebie. Jak w życiu.

(Dlaczego ma kolorowe skarpetki?)

Terapeuta: Jak w życiu? Też Pani idzie tam gdzie nie chce?

Ja: Zazwyczaj. – Denerwuje mnie, że jego fotel jest tak blisko. Krępuje mnie.

Terapeuta: To musi być męczące – wzdycha i zapisuje coś w swoim notesie, który rozłożył przed sobą.

Ja: Nie rozumiem.

(Może rozumiem, ale mnie irytuje).

Terapeuta: Męczące jest, gdy człowiek idzie w kierunku, w którym nie chce iść. Co Pani przeszkadza zawrócić?

Ja: Myślę. Rzeczywiście wciąż robię rzeczy, których nie lubię. Nie znoszę swojej pracy, nie podoba mi się mój dom, nie lubię nawet Warszawy.

Ja: Nie mam siły. Nie chce mi się.

(Teraz też nie chce mi się odpowiadać. Denerwuje mnie jego notowanie).

Terapeuta: Rozumiem.

(Czyżby?)

Ja: Nie wiem, czy Pan rozumie. – patrzę mu w oczy. – Nie może Pan rozumieć, bo mnie Pan nie zna.

Terapeuta: Rozumiem, że Pani nie ma siły i że się Pani nie chce. – parafrazuje (tak to się chyba nazywa).

Ja: Nie wiem sama… Chciałabym chcieć, ale nie mam siły.

Terapeuta: Czy wie Pani, po czym by Pani poznała, że znów się Pani chce?

(Dziwne pytanie)

Myślę chwilę. Jak to było chcieć? Chyba rano jadłam płatki z mlekiem.

Ja: Miałabym ochotę na płatki- odpowiadam.

Terapeuta: Czekoladowe?

(Co???)

Ja: Nie, z miodem. Słodkie płatki z miodem i orzechami.

Terapeuta: Pamięta Pani kiedy ostatni raz jadła takie płatki?

Hmm. W wakacje zeszłego roku?

Ja: Chyba rok temu w wakacje.

Terapeuta: Proszę o tym opowiedzieć. Gdzie Pani była i z kim?

Byliśmy z mężem w Grecji. Było gorąco. Nie chciało mi się jeść. Całe dnie jadłam płatki z mlekiem.

Terapeuta: Jak się Pani wtedy czuła?

Próbuje sobie przypomnieć Kretę. Czułam się wspaniale wtedy. Miałam kochanka i byłam szczęśliwa. Nie powiem mu.

Ja: Było mi dobrze wtedy.

Terapeuta: Czy było tam coś, czego brakuje Pani dzisiaj?

(Czyta mi w myślach!)

Nie chcę mu o tym mówić. To obcy facet. Ma kolorowe skarpetki. Ciągle notuje. Nie lubię go. Nie wzbudza mojego zaufania. Długa cisza.

Terapeuta: Dlaczego Pani tu przyszła? – przerywa nagle milczenie i odkłada swój notes, patrząc jednocześnie na zegar.

Ja: Już Panu mówiłam, nie mam siły żyć.

Terapeuta: Jak Pani sobie wyobraża, w jaki sposób terapia miałaby Pani pomóc?

(Brzmi to jak cytat, jest mi zimno).

Ja: Nie wiem. Szukam pomocy. Energii do działania.

Terapeuta: Terapia mogłaby stanowić dla Pani źródło energii?

(Czy słyszę ironię czy to mój własny jad?).

Ja: No tak…

Terapeuta: Jak? W jaki sposób?

(Głupek!)

Ja: Czułabym się lepiej, wychodząc stąd.

Terapeuta: Yhm. A potem?

Ja: Wracałabym do domu i myślała o swoim życiu.

Terapeuta: O czym by Pani myślała?

Ja: No o życiu. Że może się zmienić.

Terapeuta: W jaki sposób?

(Normalnie płyta mu się zacięła, zaciskam zęby)

Ja: Pan mówiłby mi, co robię dobrze, a ja bym czuła się wzmocniona.

Terapeuta: Skąd miałbym to wiedzieć?

(Ale co?)

Ja: Przecież jest Pan terapeutą! Zajmuje się Pan zmienianiem żyć.

Terapeuta: Aha. Wyglądam na czarodzieja? – marszczy nos i wywraca oczami.

Ja: Ma Pan wiedzę i doświadczenie w udzielaniu pomocy, a ja bardzo potrzebuję pomocy!!!! Nie mam już siły!!! Chcę jeść te cholerne płatki!!!!

Zaczynam płakać i już sama nie wiem, czy z bezsilności, smutku czy ze złości. Osuwam się na fotel i robi mi się lżej. Zaczynam tęsknić za Grecją, kochankiem i płatkami z miodem. Ale najbardziej tęsknię za sobą. Przypominam sobie swoje sukienki, radość, entuzjazm, turkusowy akryl na paznokciach, który odbijał niebo. Pisałam do niego maile, opisując wszystko, co widzę. Był moją plażą, rozgrzaną skórą, wieczorną falą uderzającą o brzeg. Był moim powrotem, sensem, pocztówką. Zaciskam pięści, aby zadusić tęsknotę. Wycieram łzy i łapię jego wzrok. Przygląda mi się chłodno (chyba) i zaczyna mówić.

Terapeuta: Chciałbym Pani pomóc, ale nie jestem czarodziejem. Mogę być z Panią w tej drodze, która, mam nadzieję, zmieni Pani życie. (bla bla bla). Ale to Pani musi iść. Terapia wymaga siły, będzie Pani pomocna, ale też będzie Panią przygnębiać, smucić, pozbawiać. Być może dobrze byłoby pomyśleć o lekach na początek, konsultacji u psychiatry, abyśmy mogli uzyskać od Pani choć odrobinę energii.

Ja: Psychiatry?!!!

(Czy powiedziałam coś, co wskazuje, że jestem chora psychicznie?! Po co tu przyszłam?)

Terapeuta: To normalna konsultacja, ma Pani obniżony nastrój, może to stan depresyjny. Ważne jest, aby porozmawiała Pani z lekarzem. Leki pomogą nam w pracy nad zmianą. Ludzie często myślą, że terapia sprawi, że poczują się lepiej. Jako cel – tak. Ale droga do tego jest jak każda ciężka pracą. Pojawia się zmęczenie, frustracja, cierpienie związane z odkrywaniem bolesnych spraw, czasami długo utrzymujący się smutek. Jeśli już teraz nie ma Pani siły wstać, jak będzie potem? Martwię się o Panią, dlatego chciałbym, aby była Pani zaopiekowana także medycznie.

Martwi się o mnie? Dziwne. Nie czuję tego. Przypomina mi mojego dziadka, który nigdy nikogo nie przytulił. Nie chcę tu być. Być może ma rację. Może nawet powinnam pójść do tego lekarza, ale nie chcę tu wracać. Chcę się przytulić do kogoś. Chcę poczuć, że jestem ważna; to, co mówię. Że chciałabym zjeść z tym człowiekiem płatki. Czy za dużo wymagam?

Terapeuta: Dziękuję. Nasz czas minął. Proszę się zapisać, jak już skonsultuje się Pani u psychiatry. Dać Pani namiar na kogoś?

Ja: Nie, poradzę sobie. Do widzenia.

Wracam do domu i zaczynam się śmiać.

Przypominam sobie ten jego notes i skrobanie piórem. Pytania z podręcznika. Ściśnięte usta i brak ekspresji. Chłód. Obojętność. Zatykam sobie usta, bo tak chce mi się śmiać. Czy wyobraża sobie Pani, jak terapia mogłaby Pani pomóc… No doprawdy.

Oj, drogi Terapeuto, nikt ci nie powiedział, że ludzie przychodzą też pod odrobinę ciepła? Uwagi? Zainteresowania? Że brak chcenia jest też wyrazem samotności tak dotkliwej, że tylko drugi człowiek mógłby to zmienić. Nie, nie czarodziej. Człowiek właśnie. Człowiek w terapeucie. Nie znalazłam go w tobie.

Zapisz więc w tym swoim notesie, że pacjentka jest w depresji, odmawia konsultacji medycznej i nie nadaje się do terapii. Dopisz też na marginesie, że po wyjściu z twojego gabinetu pacjentce strasznie chciało jej się śmiać. Pytasz, kiedy ostatni raz się śmiała? Wiesz kiedy? Gdy jej pies puścił śmierdzącego bąka.


 

Przeczytaj pozostałe zapiski z terapii Ani

  1. Ludzie często myślą, że terapia sprawi, że poczują się lepiej. Jako cel – tak, ale droga do tego jest jak każda – ciężką pracą – czytasz ten odcinek
  2. „Jeśli Pani płacze, to bije Pani serce. Złym ludziom serce bić przestało”