Go to content

Potrafisz być wystarczająco dobrą matką, czy nie możesz się nadal z tym pogodzić?

Fot. iStock / Yuri_Arcurs

Miałam być matką idealną, dobrą, cierpliwą, wyczekującą. Nie tylko miałam być, chciałam. Przez chwile nawet taka byłam – tak mi się kiedyś wydawało. To zabawne jak macierzyństwo uczy nas pokory. Uczy, jak bardzo w życiu jest ponad nasze siły, jak wiele nie od nas zależy, jak bardzo trzeba się liczyć z drugim człowiekiem – jeśli nie chce się go skrzywdzić. Uczy, że możemy czasem skomleć na kolanach o chociaż odrobinę perfekcji i nic. Zamiast bycia idealnym i najlepszym, trzeba  się nauczyć być wystarczającym, dość dobrym, nie krzywdzącym.

Kilka lekcji, które dostałam od moich dzieci – to najcenniejsze, co mogłam dostać. I najtrudniejsze. Bo trzeba w macierzyństwie nauczyć się, że nie jest się w nim solo. Nie ma matki bez dzieci i dzieci bez matki – taki układ, który wywraca do górny nogami całą hierarchię wyższych wartości.

Idealna matka ma zawsze czas dla swoich dzieci

A ja? Nie. I choćby nie wiem jak mnie to bolało, nie zawsze mam na to wpływ. Nie mogę być idealną. Nie mogę zatrzymać świata, żeby wystarczyło czasu na każdą partię chińczyka, spacer i wspólne układanie puzzli. A może nie umiem?

A skoro nie mogę być idealną – gdzieś pomiędzy pracą, nastawionym na piecu rosołem, a pleceniem lalkom warkoczy, z całych sił próbuję być wystarczająco dobra. I chyba całkiem nieźle mi to wychodzi. Z każdym dniem moja granica wystarczająco dobrej goni panią idealną. A ja jestem szczęśliwa coraz bardziej, moje dzieci też. I choć nigdy idealnej nie dogonię – nie szkodzi. Nie jest mi już potrzebna, dużo czasu potrzebowałam, żeby to zrozumieć.

Doskonała matka nie ma wątpliwości

Nie. Ona zawsze wie i potrafi. Bez wyjątków. Nie zastanawia się, nic nie zjada jej wewnętrznie. Każda decyzja jest uwarunkowana tylko ogromną miłością do dzieci. Nie jestem doskonała. Moja miłość do nich jest bliska doskonałości, ale siedzi mocno w parszywym świecie, który za nic tego  nie chce uszanować. Tego świata nie obchodzi czego ja chcę, o czym marzę dla nich. Nie. On jest. A ja nauczyłam się żyć z tym milionem wątpliwości. Być dość dobrą – na tyle na ile się da. Na tyle, na ile mogę w tym wszystkim. Czasem ryzykować swoje szczęście, innym razem balansować na krawędzi szczęścia moich dzieci. Jeszcze nie spadliśmy w przepaść. Więc chyba nie jest źle, nawet bez tej doskonałości.

Prawdziwa matka kocha miłością ogromną jak wszechświat

Bezwarunkowo. Zawsze.

Jestem prawdziwa. Choć wcale ta miłość nie jest łatwym doświadczeniem, jak piszą na różowo polukrowane pisemka. Bo kochać bezwarunkowo zdaje się być trudne. Zwłaszcza, gdy akceptujesz u swojego dziecka cechy, które zawsze cię drażniły i wkurzały, których u innych i u siebie nienawidzisz, unikasz. Walczysz ze sobą. Bo tak łatwo podciąć komuś skrzydła. I dopiero dziecko pokazuje ci jak bardzo dotychczas nie liczyłaś się z innymi, uciekałaś, i uciekałaś. Teraz już nie możesz – musisz się z tym wszystkim mierzyć. Wychowywać pozwalając jednocześnie na odrębność. Bo taka jest ta prawdziwość. Taka zwykła i magiczna zarazem.

Zanim wypłaczesz morze łez na swoją nieudolnością, niemocą i tym wszystkim, czego chciałaś kiedyś – a co (wiesz to już) ci się jednak nie uda, zatrzymaj się i pomyśl, czy to naprawdę źle? Może lepiej pogodzić się z tym, że nasze życie nie będzie takie, jak „miało być”.

Jakie są moje grzechy?

Miałam być najlepsza – a udaje mi się tylko być najlepszą dla nich.
Miałam mieć dla nich zawsze czas – a nie mam. Mam go o wile za mało.
Miałam im dać wszystko – a mogę dać tylko tyle, ile mam.
Miałam nie krzyczeć, nigdy – a robię to, nie jestem skałą, którą chciałam być.
Miałam stworzyć im piękne dzieciństwo, idealną, ciepłą rodzinę – ale nie tylko ja ją tworzę. Inni są czasem tak dalecy od moich wyobrażeń
Miałam być zawsze szczęśliwa – a nie jestem, złoszczę się i płaczę.
Miałam być na zawsze – a kiedyś już nie będę. Najpierw przez lata będę patrzeć jak odchodzą do swojego życia, a potem i moje życie kiedyś się skończy. Nie będę ich mogła wiecznie chronić.

Ja oswajam swoje grzechy, zmazuję jej po kawałeczku. A czasem uczę się z nimi żyć.

A ty mamo, czego sobie nie potrafisz wybaczyć na drodze do bycia wystarczająco dobrą?