Go to content

Nieobecni

Śniło mi się dzisiaj, że siedzi w dużym szarym fotelu i patrzy na bawiącą się na podłodze Pysię. Trzymając kolorową zabawkę, odwróciła się w jego stronę i wyciągnęła rękę mówiąc „Da”. Nie poruszył się nawet na centymetr. Płakał.

Już dawno do mnie nie wracał. Już dawno nie myślałam o Nim. Po czasie rozmywa się twarz, ton głosu, zapach. Zostaje już tylko ogólny zarys i coraz ciężej przywołać specyficzne cechy. Przypomina mi się czasem, jak patrzę na siebie. Ten sam kształt palców, paznokci. Może mam coś Jego w spojrzeniu. Wysokie czoło też po Nim. I te wielkie dziurki w nosie. Bywa, że mnie to cieszy. Bywa, że porusza coś kruchego i ściska mi gardło.

Było to ponad 6 lat temu. Kilka miesięcy wcześniej wprowadziliśmy się z M do jednego mieszkania. Po latach bycia razem, zamieszkaliśmy ze sobą i docieraliśmy się na nowo. Skarpetki na podłodze, nieopuszczona deska. Kto sprząta, kto pierze, kto pamięta, że trzeba kupić papier toaletowy, bo się kończy. Wspólne dobranoc i dzień dobry z porannym oddechem. Dopiero co zaczynałam pracę w Fundacji. Pracując jako kelnerka, wskoczyłam do poważnej pracy z misją. Dla mnie był to czas przełomowy, wejście w „dorosłe”.

Ostatni raz widziałam Go w szpitalu. Odział intensywnej opieki medycznej. Wprowadzony był w śpiączkę farmakologiczną. Nie powiedziałam ani słowa, nawet Go nie dotknęłam. Nie mogłam. Wydawało mi się to takie sztuczne, teatralne. Siedząc na okrągłym taborecie, tylko patrzyłam. Złość mieszająca się ze strachem, bólem, miłością i otępieniem. Intensywność odczuć, emocji, myśli, jest nie do opisania. Taką mieszankę czułam jeszcze tylko raz- kiedy pierwszy raz zobaczyłam E.

Nigdy nie było Go wiele w moim życiu. Teraz żałuję, choć jeszcze kilka lat temu zapierałabym się, że mi to nie przeszkadzało. Zawsze miałam chęć to zmienić, ale nie miałam odwagi. Bałam się odrzucenia. Dziś wiem, że to nie była moja rola, aby starać się o ten kontakt. Nie widział jak się zmieniam. Jak ułożyłam sobie swoje życie. Nie usłyszał o mojej ciąży. Nie poznał Pyśki. Nigdy nie dowiedział się, że został dziadkiem.

Od pogrzebu, byłam tylko raz na cmentarzu. W Dzień Ojca. Nie pojechałam nigdy więcej. Nie mogę, nie umiem. Nie ma tam dla mnie intymności, nie ma magii, nie ma spokoju. Nie czuję, że On tam jest. I może pukasz się teraz w głowę, pytając, jak można nie odwiedzać grobu własnego ojca. Odpowiem, że pukasz we właściwe miejsce. Tam Go mam. Na co dzień.