Go to content

„Jedne klepią biedę, drugie z niemowlakiem w chuście podbijają świat. A ja po prostu chcę żyć normalnie”. List samotnej matki

Fot. iStock/Mladen Zivkovic

Jestem mamą. I choć ostatnio wszędzie unika się słowa „samotna”, zastępując je bardziej niezależnym i pełnym optymizmu „samodzielna”, zdecydowanie o sobie mogę powiedzieć i jedno i drugie. Zwłaszcza to drugie. Dlaczego?

Dla mnie bycie samodzielną jest czymś naturalnym. Przecież nie potrzebuję nikogo, żeby zrobić zakupy, sprzątnąć mieszkanie czy pojechać do warsztatu samochodowego. Fakt, mając pomoc w postaci męża czy partnera jest prościej, jednak nie uzależniam swojego codziennego funkcjonowania od jego obecności w moim życiu. Wręcz przeciwnie. Nawet wtedy, kiedy był, nie miałam w zwyczaju przerzucać na niego wielu rzeczy. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię tu o prośbie, podziale obowiązków, czy przysłudze, czyli o tym, co normalne w zdrowo funkcjonującym związku, ale zwykłym „to ty jedź i załatw tę sprawę”. Właściwie nie wiadomo dlaczego. Oboje mamy tak samo mało wolnego czasu po pracy i tak samo nie po drodze. Tak samo możemy daną sprawę załatwić. Być może jestem trochę Zosią Samosią, ale która z nas nie jest? Po prostu wolę zamiast miliona telefonów, wielominutowego planowania, ustalania, zastanawiania się, przejść do działania i odhaczyć sprawę z „check-listy” do zrobienia na ten tydzień.

Dlatego mówię o sobie, że jestem samotną mamą. Z premedytacją. U mojego boku nie ma bowiem nikogo, kto załatwiłby drugą połowę spraw ze wspomnianej „check-listy” i zażegnał połowę doraźnych kryzysów, gwarantując tym samym obu zainteresowanym wolny wieczór. Nie narzekam. Jestem samotna mamą z wyboru. Na decyzję o tym, że chcę, aby tak właśnie wyglądało moje życie wpływ miało wiele czynników. Wiem, że żadna z nas nie chce być samotna. Ba, nie chce tego żaden człowiek. A już na pewno nie znajdzie się chętny do wychowywania dziecka w pojedynkę. Ale życie rzadko wygląda jak w reklamie telewizyjnej i niestety dorosłość ma to do siebie, że musimy się z nią zmierzyć niezależnie od tego czy chcemy tego, czy nie.

Jakie jest samotne rodzicielstwo? Niewątpliwie trudne. Głośno mówi się i pisze o samotnych mamach, którym brakuje pieniędzy albo o tych, które wchodzą z bobasem w nosidle na ośmiotysięczniki. Ale oprócz tych dwóch skrajności jest jeszcze grupa – nazwijmy je – po prostu mamy. Te z nas, które zmagają się ze zwykłą, szarą codziennością. Z grypą jelitową w poniedziałek rano tuż przed ważnym spotkaniem w pracy, z telefonem z przedszkola w środku dnia, bo dziecko ma gorączkę, z zapowietrzonymi grzejnikami, uszkodzoną matrycą w laptopie i wymianą sworznia, wahacza albo innej kosmicznej części. Te z nas, które mierzą się z odbiorem zakupów spożywczych, zrobionych online z dostawą po 22:00, wizytą w banku, na poczcie czy w urzędzie z dzieckiem pod pachą. Albo co gorsza w gabinecie u ginekologa. Te, które nie mogą zadzwonić do mamy, teściowej czy niani, bo ta pierwsza mieszka daleko, drugiej nie ma wcale a na trzecią jej nie stać. Wszystkie te, które liczą każdą wydaną złotówkę, żeby spełnić marzenie dziecka o wizycie na lodowisku, czerwonej sukience czy sobotnim obiedzie w pizzerii. I swoje, drobne, jak nowy lakier do paznokci, buty czy długi weekend nad morzem. Z marzeniami o ciepłych krajach. I te, które z wizyty w supermarkecie albo odśnieżania samochodu robią zabawę.

Te, które starają się żyć.

Każda z nas doskonale radzi sobie w wyżej wymienionych sytuacjach. I niewymienionych również. Często wykazując się ponadprzeciętną kreatywnością i mówiąc korpojęzykiem – multitaskingiem. Jestem przekonana, że żadnej z nas nie jest lekko, że chodzimy niewyspane, w ciągłym niedoczasie, z pomysłami na siebie ale bez możliwości ich realizacji. I kiedy już naprawdę dopada mnie taki „zjazd” jak teraz, że siłę mam tylko popłakać, myślę sobie, że to tylko gorszy moment. Że w zamian za podwójny wysiłek czeka mnie podwójna nagroda. I że nie dzielę dziecięcej miłości, uśmiechu i przytulasów na pół.

Głowy do góry. Nie ma nic lepszego niż bycie mamą.

A szanse, że kiedyś pojawi się ten, który zamieni poranną „zabawę w odśnieżanie auta” na chwile wolnego czasu, w którym można ulepić bałwana, są ogromne.  Oby tylko śnieg się utrzymał!