Go to content

„Hej, mamo! Nie chcesz karmić piersią? Ok”. List młodej mamy

Fot. iStock/Mikolette

Wiem, że posypią się na mnie gromy, ale trudno. Piszę, ponieważ kolejny raz, odkąd zostałam matką, spotkałam się z kompletnie nieuzasadnioną krytyką. I to z ust innej matki. Już nauczyłam się, żeby pewnych tematów nie poruszać, ale najwyraźniej popełniam błąd. Bo takich kobiet jak ja, które mają już dość osądzania i wtykania nosa w nieswoje sprawy, jest na pewno więcej. O czym mowa? O karmieniu piersią. Ale nie tylko. 

Skąd młoda mama czerpie dziś wiedzę na temat macierzyństwa? Z blogów parentingowych. Zdawać by się mogło, że całkiem słusznie. W końcu kto lepiej doradzi, jak nie inna matka, która wiele już widziała i doświadczyła. Problem jednak polega na tym, że prawdy tam nie przeczytacie. Jedynie to, o czym mówić wypada i co jakiejś wielkiej burzy nie wywoła. Co i rusz któraś próbuje czymś się wyróżnić, zaskoczyć, ale tak naprawdę wszystkie ględzą o tym samym. Dziwie się, że są kobiety, które mają czas to wszystko śledzić i jeszcze im się nie porobiło kiełbie we łbie.

Weźmy takie karmienie piersią.

Pokarm matki jest dla dziecka najlepszy – nie ma co do tego wątpliwości. Ale może warto zachować umiar w nachalnym zmuszaniu kobiet do karmienia piersią? Odważę się nawet powiedzieć, że kobiety, które nie chcą tego robić, muszą być przygotowane na lincz. Na wszystkich blogach i portalach parentingowych mówi się tylko o tym, co poprawne. Nie brakuje poradników o tym, jak przystawić dziecko, jak sprawdzić, czy jest najedzone, jak pobudzić laktację, aż w końcu jak tę laktację wygasić i odstawić dziecko od piersi. Dlaczego nigdzie nikt nie powiedział głośno: „Hej, mamo! Nie chcesz karmić piersią? Ok. Nie jesteś złą matką”.

Nie, takie kobiety jak ja trzeba zepchnąć na margines. „Dziwolągi”, „wyrodne matki” – to najlżejsze określenia, jakie usłyszałam. Gdy raz wdałam się w dyskusję na jednym forum dla matek, inna kobieta życzyła mi chorego dziecka. Żeby spotkała mnie/je kara za to, że nie chcę dać swojemu dziecku to, co najlepsze. Bo prawdziwa Matka Polka jest wpatrzona w dziecko i zawsze się poświęca. Nawet te, które nie mogą karmić z nie swojej winy, muszą się ukrywać. I choć przeżywają tę sytuację bardzo, nie spotka ich zrozumienie. Nie wiem jak musiałyby się ubiczować, żeby laktacyjne terrorystki ją pogłaskały po głowie.

Bo Matka Polka rodzi w bólach (krzyżowych) trzy doby, a potem ze łzami w oczach karmi aż do ukończenia przez dziecko 3. roku życia. Wtedy można powiedzieć, że stanęła na wysokości zadania.

Niby mówi się też o tym, że każda z nas ma prawo być nieperfekcyjna, myśleć o powrocie do pracy, dbać o siebie i oczekiwać, że partner wspomoże je w opiece i wychowywaniu dzieci. I te farmazony wypisują blogerki, które całe dnie siedzą w wysprzątanych domach ze swoimi wypielęgnowanymi dziećmi i głoszą, czego to one by nigdy nie zrobiły, albo co zawsze dla swojego dziecka/rodziny zrobią. I że owszem, czasem jest ciężko, ale przecież ta najcudowniejsza istota daje im wszystko. Zadziwiające jest to, że za te swoje sponsorowane wypociny jeszcze dostają pieniądze, a rzesze zapatrzonych w nie matek tylko przyklaskuje i czyta z wypiekami na twarzach.

Jedna mądrzejsza od drugiej, ale weź tam zostaw jakiś negatywny komentarz – jeśli nie one same cię zjedzą to ich fanki na pewno.

Nasze matki musiały mierzyć się z tym, co mówiły im własne matki, teściowe lub ciotki. Współczesna kobieta musi mierzyć się ze wszystkimi mądrymi głowami, które pojawiają się jak grzyby po deszczu. Ich osądzający i krytykujący wzrok spotkasz na placu zabaw, w przychodzi, w sali zabaw… jeśli oczywiście akurat nie przesiadują w internecie. Tam pozwalają sobie już na wszystko.

I niby każda chce być inna, wyjątkowa, niepowtarzalna, prezentować się jako ta, która „naprawdę ma wywalone i jest mega wyluzowana”, a jednak potem zamyka okno przeglądarki, odkłada laptopa i umordowana życiem idzie obierać marchewkę do zupki bez soli i pieprzu.

Ale są jeszcze takie matki jak ja. Które wiedzą, czego chcą, jak ma wyglądać ich macierzyństwo i nie potrzebują tych wszystkich zakłamanych matek, na których trzeba się wzorować. Takie, które potrafią oprzeć się presji otoczenia i powiedzieć: „Kurde, nie chcę karmić piersią, bo nie i już” albo „Nie znoszę gotować i będę podawać słoiczki”. Takie, które w domowym zaciszu śmieją się za tym całym pędem w dążeniu do (nie)perfekcji, a tak naprawdę… splendoru, sławy i pieniędzy.

Takie matki jak ja, które po fachową wiedzę i doradztwo pójdą do lekarzy i autorytetów, zamiast czerpać wiedzę z domorosłych specjalistów w osobie innej matki, która zjadła wszystkie rozumy tylko dlatego, że urodziła dziecko i umie googlować w internecie.