Go to content

„Drodzy nauczyciele. Obserwuję Was z boku ich oczami, oczami rodzica lub dziecka: ignorowanego, nie mającego nic złego na myśli”

Fot. iStock / mapodile

Drodzy nauczyciele,

po przeczytaniu „Rodzicu, ja jestem po tej samej stronie co ty. Nie walcz ze mną w tym roku”. List nauczycielki miałam mieszane uczucia. Z jednej strony rozumiem i podzielam poglądy autorki, z drugiej strony jako coach, psycholog i mama dwójki dzieci  mam okazję spotykać się i rozmawiać z dziećmi, rodzicami i nauczycielami. Wiem, z własnego doświadczenia, że wielu nauczycieli pracuje z pasją i kieruje się troską, zrozumieniem, empatią w stosunku do dzieci. Wiem, jakie dzieci przyprowadzają rodzice do placówek lub jaka młodzież uczęszcza do szkoły. Wiem, jak rodzice potrafią zachowywać się wobec nauczycieli. Wiem, ile wysiłku i pracy to wymaga, za jak małe pieniądze. Nie łatwo jest być nauczycielem. Oczekiwania są wielkie a możliwości czasami ograniczone. Braki sprzętowe, niskie wynagrodzenie, zły plan – zbyt dużo okienek, biurokracja. Aroganccy  roszczeniowi rodzice, rozpieszczone dzieci, brak autorytetu i wychowania – na to wszystko najczęściej narzekacie.

„Niektórzy nauczyciele są przekonani, że AUTORYTET jest im dany, niejako wpisany automatycznie w zawód. Co często słyszy się od nauczycieli – „On ma mnie słuchać ! ” „… jestem przecież nauczycielem”. A autorytet własny należy sobie samemu wypracować.  Każdy chce być traktowany z szacunkiem, sprawiedliwie, ale to działa w obie strony. Należy swoim zachowaniem, swoją osobą wzbudzać szacunek. Wymagasz – rób to sam czego wymagasz, swoją postawą daj przykład.

Rodzice skarżą się, że nauczyciele są nieuprzejmi, traktują ich jak wrogów, „z góry”. Często ignorują, a każdą uwagę traktują (interpretują) jako oskarżenie, pytanie jak atak. Przerzucają winę i odpowiedzialność na innych. Negując ich intencje.

Rozumiem zniecierpliwienie, kiedy non stop ktoś chce czegoś od Was, ale można zareagować z szacunkiem, kulturą i asertywnością. Wiem, że czasami jest to niemożliwe choćby ze zmęczenia. Ale jestem przekonana, że istnieje sposób na wypracowanie sobie zasad, które pozwolą na pogodzenie i zadowolenie wszystkich ze stron. W szkole moich dzieci jest elektroniczny dziennik i zeszyt do korespondencji.

Na przerwach, w czasie pełnienia dyżurów, nauczyciele potrafią pogodzić troskę o bezpieczeństwo dzieci z zaspokojeniem potrzeb fizjologicznych. Nie raz zdarzało mi się rozmawiać z nauczycielem, który akurat jadł lub pił herbatę. I nie przeszkadzało nam to w poprawnej i skutecznej komunikacji. Wszystko w granicach rozsądku i szacunku.

Rozumiem potrzebę spokoju, chwili dla siebie i jestem pewna, że kolejka rodziców ze sprawami pilnymi może doprowadzać do szału. I gdy przyjdzie kolejny petent – można stracić cierpliwość.

Dlatego z góry trzeba ustalić zasady wzajemnej współpracy. Można po ludzku powiedzieć, czego się chce i czego się oczekuje. Ustalić jasne zasady kontaktu , grubą kreską zaznaczyć granice.

Kolejna sprawa. Miałam kiedyś sesję z nauczycielem, który też chciał odpowiedzieć sobie na to pytanie – jak zainteresować tematem ucznia. Zadałam mu pytanie: Czy Ty będąc uczniem zainteresowałbyś się lekcją przez siebie prowadzoną, jeśli nie, to co mogło być tego powodem ? Co jeszcze mógłbyś zrobić ? Efekty go zaskoczyły, nie musiał wiele robić, aby efektywność jego pracy wzrosła.

Oczywiście pierwsze odpowiedzi mogą być: nic, już nic nie da się zrobić, już wszystko zrobiono, to ich wina – oni są za głupi, oni nie doceniają a ja się tak bardzo staram.  Dlaczego ja mam się bardziej starać i wymyślać „jak uatrakcyjnić lekcję”.

Ktoś może powiedzieć nawiedzona, nic nie wie. Ja obserwuję Was z boku ich oczami, nie stając po żadnej ze stron.

Oczami rodzica lub dziecka: ignorowanego, nie mającego nic złego na myśli. Który nie chęcią uprzykrzenia Wam życia, a troską, strachem: pyta, prosi. Który ma problemy, który stara się radzić sobie i czasami przetrwać.

Kiedyś zapytałam znajomej: czy robiąc zakupy po pracy, osobie ze sklepu (która ją obsługuje) okazuje szacunek i traktuje tak, jak sama chciałaby być traktowana. A ty jak traktujesz innych ? No właśnie, często tłumaczymy swoje zachowania, ale od innych WYMAGAMY. Jesteśmy zmęczeni, mieliśmy powód, ktoś nas zdenerwował, źle się czujemy, jesteśmy chorzy, mamy problemy itd.

Przyjrzyjmy się samym sobie zanim zaczniemy krytykować i wymagać. Pamiętajmy, każdy ma swoje życie (praca, dom, problemy). Nasze światy krzyżują się i wpływają na siebie. Jeśli w pracy jest źle, dbajmy o inne elementy, co pozwoli nam lepiej radzić sobie z tymi związanymi z pracą.

Nie oczekujmy, że inni poprawią nasze życie. Nie wymagajmy od innych, żeby nasze życie się zmieniło. Że „gdyby on/ona coś zrobiła to żyło by mi się lepiej, moje życie było by piękniejsze.” Zacznijmy od siebie.

Każdemu z nas przydałaby się wiedza z zakresu psychologi. A nauczycielom przede wszystkim. Polecam rodzicom, nauczycielom książki Jane Nelsen PD. Specyfika pracy z dużą grupą dzieci, w której każde dziecko jest inne, ma inny temperament, doświadczenia, pochodzi z innego środowiska rodzinnego, wymaga od Was większej wiedzy, wyższego poziomu umiejętności z zakresu psychologii i komunikacji. Nie tylko po to, aby rzeczywiście nauczać i wspomagać wychowanie, ale też dla samego zdrowia psychicznego.

Nauczyciele nie są od wychowywania, raczej od wspierania. Braków w wychowaniu nie da się szybko naprawić. Nie łudźmy się, że jest to możliwe przy 26 osobach– poznać, wychować, reagować, naprawiać, wspierać, rozumieć, a przy tym realizować podstawę programową. Można jednak nauczyć się prawidłowego reagowania, przy odrobinie zrozumienia i ciekawości sprawić, że Wasza praca stanie się łatwiejsza.

I ostatnia sprawa. „Idealny, bezkrytyczny nauczyciel”. Koleżanka, mówiła mi, że wielokrotnie na zebraniach Pani podkreślała, że potrafi pracować z każdym z dzieci, bo wbrew pozorom jedyne czego im potrzeba to poświecić im trochę czasu, uwagi i być wrażliwym na indywidualne potrzeby. Dzięki temu osiąga porozumienie i współpracę. Sama podobne zapewnienia słyszałam z ust nauczycielki mojego syna. Kocham dzieci, swoja pracę. Wiem, co robię, chce ich dobra, staram się. Widzę ich potencjał, staram się wspierać. Po czym po pół roku nadała etykietkę mojemu synowi i uważała go za „kogoś gorszego”.

Przepraszam, ale zawsze wtedy pojawia mi się głowie taka myśl: Nie jestem rasistą, ale asfalt musi mieć swoje miejsce lub: Jestem za równouprawnieniem, DLATEGO POMAGAM mojej żonie.

Każdy z nas nie raz „ładnie” mówił o tym, co robi. A nauczyciele mówią o tym, jak z myślą o dobrze dzieci oraz z szacunkiem do nich wykonują swoją pracę. Ale jeśli za słowami nie idą czyny, (kiedy postępowanie tego nie potwierdza, a zaprzecza) to nie ma to większego znaczenia. Mamy tendencje to automatycznego przypisywania cech osobowościowych na podstawie pierwszego wrażenia (Efekt aureoli, efekt halo, Efekt Pigmaliona) szufladkujemy, nie doceniamy. Przypisujemy im cechy. Mówimy znam : mocne i słabe strony. Ale czasami to nie do końca prawda. Zwłaszcza jak dzieci wchodzą w rolę, grają np. przed rówieśnikami, starają się dostosować lub po prostu po to, aby sobie z czymś poradzić.

Warto czasami, jak pisze autorka, spojrzeć na siebie oczami drugiej osoby. Rodzica, nauczyciela, ucznia, dziecka. Lub stanąć obok i nabrać innej perspektywy (asocjacja, dysocjacja )

Miłej pracy w nowym roku szkolnym.

Anna