Go to content

Był ciepły, październikowy wieczór, piękne miasto, światło latarni. Od początku wiedziałam, że to związek z określoną z góry datą końcową

Fot. Pixabay / YankoPeyankov / CC0 Public Domain

Pierwszą prawdziwą, wielką Miłość (i to pisaną przez duże M) poznałam dopiero po studiach –wcześniej były to tylko krótkie zauroczenia. W ostatni weekend września poszłam razem z koleżankami na imprezę – odstrzelona jak gwiazda Hollywood, w czerwonej sukience (na samo wspomnienie pojawia mi się uśmiech na twarzy :)).

I w klubie był ON – znaliśmy się przelotem od końca maja, on też utrzymywał kontakt z jedną z moich znajomych. W końcu podszedł do mnie, porwał do tańca i wszystko dookoła się już nie liczyło – nikt nigdy mnie tak nie prowadził jak on, nikt wcześniej nie sprawił, że po prostu poczułam się tak w centrum uwagi.

Wymieniliśmy się Facebookami, spotkaliśmy – tydzień później, po jego powrocie z delegacji. Poszliśmy na spacer – był ciepły, październikowy wieczór, piękne miasto, światło latarni. Śmieszne było samo przywitanie – zdradzę tylko, że inna kultura dała o sobie znać i chciał przywitać się ze mną jak ze swoim partnerem biznesowym – poprzez uścisk ręki. Ja, jak to ja, chlapnęłam, że jesteśmy na randce, a nie negocjujemy kontrakt. Tak! Jedno z większych faux pas, jak się później dowiedziałam na jakimś szkoleniu z różnic kulturowych! Wracając do rzeczy – chodziliśmy kameralnymi uliczkami, aż w końcu chwycił mnie za rękę i pocałował tak, że już nic się dla mnie wtedy nie liczyło.

Potem długo rozmawialiśmy – szczerze, nie ukrywał niczego, w tym tego, że niedługo wyjedzie z Polski i to ja miałam postawić granice naszej relacji. To był początek najlepszych 4 miesięcy w moim życiu – T. zafascynował mnie swoim krajem, rozbudził chęć rozwoju, oboje się „docieraliśmy”, spędziliśmy ze sobą wiele niezapomnianych wieczorów, w tym pamiętnego sylwestra 🙂 Zmienił moje podejście do życia, pokazał, że można wiele rzeczy zrobić w inny sposób. Jego spokój, opanowanie, wsparcie, mądrość życiowa – tak, żaden mężczyzna mi tego nigdy nie dał. Ja z kolei rozbudziłam w nim drugą młodość (była między nami różnica wieku), dałam to, czego nigdy nie miał – taką piękną, bezgraniczną, spontaniczną relację, zaszczepiłam miłość do polskiej kultury, wałkowałam, czym są andrzejki, co się je w Boże Narodzenie – on wcześniej nie był tym zainteresowany.

Aż w końcu przyszedł czas pożegnania, od początku wiedziałam, że to związek z, określoną z góry, datą końcową. Z racji tego, że w przypadku uczuć nie jestem zbyt wylewna, napisałam mu list, na końcu którego dodałam „dziękuję Ci za to, że byłeś, zawsze będziesz miał szczególne miejsce w moim sercu”. Wtedy myślałam, że umrę z tęsknoty – ale jak widać, piszę do Was, drogie czytelniczki 🙂

I rzeczywiście – od tamtego pożegnania minął rok, ja zdążyłam się już z niego „wyleczyć”, nie płaczę, nie omijam ulicy, na której znajduje się jego poprzednie mieszkanie. Nie mniej jednak kochać go będę zawsze. Bo przy nim byłam po prostu szczęśliwa, spokojna, bezpieczna. Sprawił, że poczułam się kobietą, która jest kochana. Ktoś by pomyślał, że nie ma większego sensu angażować się w takie relacje, ale ja wiem jedno – warto było, dla tego jednego dotknięcia ręką, objęcia, pocałunku w czoło.

Dla wspólnych wieczorów, długich rozmów, odgarniania włosów, z karku i jednej rzeczy, którą mi dał i którą wciąż trzymam w szufladzie. Dla pięknej dedykacji w pracy magisterskiej. I dla tej nutki szaleństwa – bo gdyby powiedział, żebym z nim jechała, rzuciłabym wszystko – pracę, drugie studia. I wiem, że byłoby warto. Jutro Walentynki, święto zakochanych – mam nadzieję, że jest szczęśliwy, bo tak niesamowici ludzie na to szczęście zasługują. Może i mnie się uda – i za rok spędzę ten dzień z kimś, dla kogo będę całym światem, takim, jak Moja Pierwsza Miłość była dla mnie.

Agata Jamróz


Akcja „Moja pierwsza miłość”

Pierwsza miłość jest wyjątkowa, to zauroczenie, motyle w brzuchu, ta szeptana na ucho przyjaciółki tajemnica. Niepewność, ciekawość i radość. Zakochując się po raz pierwszy mamy wrażenie, że unosimy się nad ziemią.

Luty to taki czas, kiedy na chwilę przystajemy w naszej miłości. Może dlatego, że nie obchodzimy Walentynek, a może właśnie dlatego, że je obchodzimy. Jedno jest pewne. W tym zimowy miesiącu o miłości myślimy bardziej niż zwykle. Dlatego  chciałybyśmy was zachęcić do wspomnienia waszej pierwszej miłości. Zakochania, zauroczenia. Odkurzenie w pamięci tych wyjątkowych chwil. To z pewnością są piękne historie.

Zapraszamy – włączcie się do naszej akcji „Pierwsza miłość”. Napiszcie do nas opisując swoją pierwszą miłość. My najciekawsze listy nagrodzimy i opublikujemy. Powspominajcie z nami <3

i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
ks. Jan Twardowski


 WEŹ UDZIAŁ W ZABAWIE TUTAJ (klik)