Go to content

Jakie to ma zresztą znaczenie czym zamartwiam się na codzień? Nawet na rajskiej wyspie można wszystko nagle stracić

Pierwszego dnia kiedy przyjechaliśmy na wyspę łódka wyrzuciła nas w sam środek piaszczystej zatoczki. Rajska plaża. Z jednej strony skały. Z drugiej dżungla. Za nami morze. Biały piasek i lazurowy błękit wody. Pomiędzy drewnianymi domkami przebiegały rodziny małp. Młodsze dziewczynki ułożyły w związku z tym różne historie z których wynikało, że niewiele różnimy się. My i te małpy.
Nad drzwiami wejściowymi do naszego domku kołysał się wytrwale gekon.
Tajowie twierdzą, że gekony przynoszą szczęście więc spoglądaliśmy na niego z czułością .

Bywaliśmy już w podobnych miejscach.

Klaustrofobiczne uczucie zapierające dech w piersiach. Z jednej strony ściana dżungli. Z drugiej morze. W trakcie pierwszego śniadania na palmie obok, żółtawo- zielony wąż zapamiętale połykał złapaną wcześniej jaszczurkę. Ktoś z turystów zrobił mu fotkę a potem spokojnie oboje (człowiek i wąż) dokończyli swoje śniadania.

….

Słońce pali niemiłosiernie. Przyglądam się kobiecie w stroju kąpielowym (to jest na pewno Europejka) – mój brzuch też nie jest idealny. Noszę na nim pamiątkę po urodzeniu dzieci i chociaż dużo ćwiczę to lekkie wybrzuszenie wokół pępka nie chce za chiny ludowe zamienić się w zgrabny kaloryferek.

Wieczorami w naszej zatoczce unosi się atmosfera seksu. Lubię patrzeć na homoseksualną parę gejów. Francuzi. Są młodzi i przystojni ale ich orientacja seksualna sprawia, że obserwuję ich bez emocji. Jak zdjęcia pięknych modelek.

Są też dwie starsze kobiety. Jedna z nich wieczorami kiedy włączają w końcu prąd i zapalają się kolorowe lampiony spaceruje wzdłuż krótkiej plaży ubrana w prostą, czarną sukienkę. Jest ode mnie pewnie z dwadzieścia lat starsza ale ma w sobie niesamowitą lekkość. Wyobrażam sobie kim jest w normalnym życiu, w zimnej i deszczowej teraz części świata.

I jeszcze mieszana para. On młody, czarny, szczupły. Ona biała nieco pulchna. Blada w jasnej i zwiewnej sukience. Też rozmawiają między sobą po francusku.

Pierwszego wieczoru idę na tajski masaż. Tajki- masażystki rozmawiają między sobą ale zupełnie mi to nie przeszkadza. O czym mówią? – zastanawiam się tylko przez chwilę.
Pewnie po skończonej pracy idą wąską ścieżką w głąb dżungli. Dróżka prowadzi do małej osady. Domki zbite z byle czego. Brudne podwórka. Góry śmieci. W wielkich emaliowanych garnkach gotują zupę dla całej rodziny.

Myślę o ich śniadych dłoniach dotykających różnych ciał. I nie ma w tym żadnego erotycznego podtekstu. Wysportowane ciało tego Francuza – geja. Ciało Amerykanina z lekką nadwagą. I blade (jeszcze) ciało jego żony. Moje ciało.

Przy barze urocza Tajka serwuje kolorowe drinki. Słychać szum morza. Wszystkie łódki już odpłynęły. Jesteśmy sami na tej stronie wyspy. Jest rajsko.

czytaje dalej
strona 2

1/1 2

….

26 grudnia 2004 roku 10 metrowe fale tsunami wywołane przez silne trzęsienie ziemi na Oceanie Indyjskim, dwukrotnie uderzyły w Wyspę Ko Phi Phi Don.

Tego poranka nagle wszystko zniknęło.

Wstałam pierwsza. Z tarasu naszego domku widać było lazurowe morze. Zeszłam na dół po kawę. W Polsce w tym czasie był środek nocy. Tutaj morze szumiało jak zawsze. Piłam kawę i w głowie układałam sobie jakiś nowy tekst. Przypłynęła pierwsza łódka.

Nagle zniknęła również uliczka w pobliskiej turystycznej wiosce. Bambusowe budki, straganiki, ich wielofunkcyjność przyprawia o zawrót głowy.
Można tutaj kupić wszystko. Zupkę Tom Yum, smażone krewetki i inne robale, kokosa z przepyszną wodą w środku, rejs łodzią z podwodnym nurkowaniem, klapki Louis Vuitton, gumowy ponton, masaż i dziewczynę do towarzystwa.

Zastanawiam się czy Tajowie lubią rozmawiać o tsunami. To był rok 2004. A przecież mój syn urodził się w 2003. A ja wszystko pamiętam z tego czasu.

Muszą zatem pamiętać.

….

Jest koniec stycznia 2018 roku.
Rajskość naszej wyspy poraża. Piję wino przy barze. Para gejów zapamiętale dyskutuje.

Pola biegnie w moją stronę:
– Mamo, mamo znowu ugryzła mnie ta żółtka rybka.
Ostatnia rzeczy jakiej się tutaj spodziewam to tsunami.

Chciałbym być osobą odważną i żeby świat tak mnie postrzegał. Ale nie do końca jestem. Boję się nurkowania, białaczki, wężów, ortodoksyjnych poglądów i żeby najbliższym mi kochanym osobom nic się nie stało. A czasem całkiem znienacka różne straszne myśli wywołują u mnie nagły oblanie potem.

Jakie to ma zresztą znaczenie czym zamartwiam się na codzień ?

Nawet na rajskiej wyspie można wszystko nagle stracić.


Katarzyna Szota-EksnerKatarzyna  Szota – Eksner prowadzi szkołę jogi Yogasana, współtworzy Sunday is Monday oraz gliwicki Klub Książki Kobiecej. Jak Polska długa i szeroka namawia kobiety do szukania (mimo wszystko!) siły w sobie. Dziewczyna ze Śląska, wegetarianka, felietonistka i feministka.