Go to content

„Znam kobiety, które straciły ponad 30 mężczyzn ze swojej rodziny podczas tego ludobójstwa”. Nikt nie ucieka z bezpiecznego domu…

Fot. Archiwum prywatne

Z Eminą Ragipovic, Bośniaczką, muzułmanką, prezeską Fundacji Kultura Bez Granic spotykam się w jej warszawskim mieszkaniu. Prosi o przypilnowanie piekarnika, w którym rumieni się bałkański burek. Coś jeszcze załatwia w locie. Mam chwilę, żeby się rozejrzeć. Pokój tonie w książkach: religioznawstwo, historia, reportaże. Na półkach zdjęcia.  Na jednym uśmiechnięty 12– letni Ali, syn Eminy. Obok stoi portret Tadeusza Mazowieckiego, z którym przez wiele lat współpracowała.

Małgorzata Gąsiorowska: Znasz wiersz Warsany Shire „Dom”?

Emina Ragipovic: Nie, chyba nie…

Przeczytam ci początek: „nikt nie opuszcza domu, chyba że dom jest, jak paszcza rekina”

Rozumiem, bardzo symboliczne. Ja opuściłam swój dom z powodu represji politycznych. Pracowałam na Bałkanach jako koordynatorka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i niezależna dziennikarka w najgorszych okresach reżimu Miloševića. Wspólnie z demokratyczną opozycją serbską walczyliśmy o ochronę praw człowieka licznych mniejszości narodowych zamieszkujących terytorium byłej Jugosławii, m.in.: albańskiej, bośniackiej, węgierskiej, romskiej.  Ale represje się nasilały, zwłaszcza wobec serbskiej opozycji wewnętrznej. Ludzie po prostu znikali bez śladu. Sprawę załatwiały służby specjalne, ręka w rękę z mafią i z błogosławieństwem reżimu. Byłam prześladowana i wielokrotnie zatrzymywana. Gdy stało się to pierwszy raz, nie miałam jeszcze 18. lat. Obserwowałam represje i procesy bośniackich opozycjonistów. Ale walczyłam. Dopiero kiedy sama zostałam matką, i przestałam być odpowiedzialna tylko za swoje bezpieczeństwo, postanowiłam wyjechać do Polski. Ali miał wtedy około roku.

To było już po wojnie, zbrodniarze wojenni zostali skazani …

Tak, góra tak. Zostały całe „doły”. Ci, którzy te rozkazy realizowali, ci którzy strzelali, aresztowali i gwałcili, szczególnie w Bośni. Oni zostali w aparacie urzędniczym, służbach bezpieczeństwa, na wysokich pozycjach w państwie. Dla mnie niewiele się zmieniło. Zresztą, nie wgłębiając się w historię wojny na Bałkanach, nie możemy zapominać, że reżim trwał jeszcze kilka lat po jej zakończeniu, a pogranicze długo pozostawało niespokojne. Mieliśmy z moim zespołem co robić.

Zajmowałaś się jakimś szczególnym obszarem łamania praw człowieka?

Od pewnego momentu tak. Raportowaniem sytuacji kobiet, pomocą ofiarom gwałtów i przemocy wojennej. To Tadeusz Mazowiecki jako specjalny wysłannik UNHCR (Wysoki Komisarz Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców) wywalczył, aby przemoc wojenna i gwałty zostały uznane przez Trybunał w Hadze za zbrodnię wojenną. Premierowi należy się najwyższy szacunek za to co zrobił dla prawdy o Bośni i zbrodniach dokonanych podczas tego konfliktu.

Kobiety są szczególnie narażone w czasie wojen …

Nie tylko w czasie wojen, ale tak. Mężczyzn często nie ma, bo walczą lub zostają wymordowani w pierwszej kolejności, by im tę walkę uniemożliwić. Na kobietach spoczywa ciężar utrzymania i przetrwania rodziny, a co za tym idzie szerzej – przetrwania narodu.

Kobiety są też narażone w czasie wojny na przemoc seksualną?

Kobiety, szczególnie bośniackie muzułmanki były podczas tej wojny gwałcone masowo i większość z nich w sposób zorganizowany. Tworzono nawet specjalne obozy. Aresztowane kobiety były gwałcone przez żołnierzy, przez członków grup paramilitarnych, a nawet przez żołnierzy i dowódców przysłanych tam w ramach misji ONZ.  Wiele kobiet w wyniku tych gwałtów zachodziło w ciąże. Upokarzało je to dodatkowo. „Zobacz, zostawiłem ci ślad na całe życie, ślad w twoim ciele, w krwi, i w domu”. Gwałty i inne akty przemocy oczywiście zdarzały się po wszystkich stronach tego konfliktu. Nie mam co do tego wątpliwości, jednak skala terroru jaka dotknęła bośniackie muzułmanki, była największa. Trybunał w Hadze szacuje, że takich kobiet było ponad 25 tysięcy. Ich dramat ciągnie się długo po odzyskaniu wolności, szczególnie tych, które zdecydowały zatrzymać przy sobie dzieci, owoce tych gwałtów. Niejednokrotnie były odrzucane przez męża, rodzinę czy środowisko.

Kobiety są wobec wojny bezbronne

Bardzo polecam film „Grbavica” z 2006 roku, który dostał nagrodę Złotego Niedźwiedzia w Berlinie. Poruszający. Bohaterka, Esma już po wojnie mierzy się ze wszystkimi demonami. Przed córką utrzymuje, że jej ojciec zginął podczas wojny, bolesna prawda jest inna, co wreszcie wychodzi na jaw przypadkiem. Nie chcę zdradzać fabuły, ale to uniwersalne doświadczenie wielu bośniackich kobiet. Na świecie ten film był przyjęty entuzjastycznie, w Serbii wywołał oburzenie i nie wszedł do dystrybucji. Szczególnie to, że rolę Esmy zagrała Serbka – Mirjana Karanović, która w serbskiej nacionalistycznej  prasie została nazwana zdrajczynią.

Kobiety w czasie wojny muszą też patrzeć na śmierć swoich dzieci …

Takie osierocone matki zorganizowały się wokół Stowarzyszenia Matki Srebrenicy, którego byłam przedstawicielką w Polsce na pogrzebie Premiera Mazowieckiego. To kobiety, które niejednokrotnie straciły wszystkich synów podczas masakry w Srebrenicy. Nie tylko synów zresztą, braci, ojców, mężów. Znam osoby, które straciły ponad 30 męskich członków swojej rodziny podczas tego ludobójstwa.

Po czymś takim można żyć? I jeszcze walczyć?

Można, jak widać. I trzeba. Przy życiu utrzymuje je nadzieja na choćby gram sprawiedliwości w stosunku do sprawców tej zbrodni.

Przecież zostali pojmani i osądzeni….

Owszem, tak jak wcześniej mówiłam, głównie ci na górze, dowódcy, wydający rozkazy. Ci, których rękoma mordowano, często nie. Nadal żyją w swoich środowiskach i często mają się doskonale. Pracują, kłaniają się i uśmiechają do swoich ofiar, których są sąsiadami. Wielu z nich pracuje nadal w  aparacie urzędniczym i służbach bezpieczeństwa, są nietykalni. Matki Srebrenicy walczą o rozliczenie także wykonawców rozkazów, nie tylko mocodawców. Nadzieja na sprawiedliwość utrzymuje te kobiety przy życiu.

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

W Polsce kontynuujesz swoją pracę w Fundacji Kultura bez Granic?

Pomagam nie tylko kobietom, ale rzeczywiście one potrzebują czasem specyficznej pomocy. Przyjeżdżają tu po strasznych przeżyciach, doświadczały najgorszych form przemocy. Tu spotykają ich kolejne dramaty, bo stykają się z bezduszną machiną urzędniczą i niewydolnym systemem. W ośrodkach nie ma sensownej polityki integracyjnej. Są wspierane przez krótki czas niewielkimi kwotami, które nie wystarczą na życie, wynajęcie mieszkania. Jeśli mają pod opieką dzieci są w jeszcze trudniejszej sytuacji. Mają problemy ze znalezieniem pracy, ze wszystkim.

Nie rozumiem  tego, jesteśmy wśród 30 najbogatszych krajów świata. Jesteśmy najszybciej rozwijającym się krajem w Europie. Argument, że nie ma mieszkań komunalnych dla polskich matek, bo nie ma, nie jest problemem spowodowanym tym, że zabierają je emigrantki. To plama na sumieniu tego systemu. Tego też nie rozumiem w państwie deklarującym ochronę i wspieranie rodziny. W kraju, w którym tak się faworyzuje postać „matki”, a de facto polityka jest antyrodzinna i antyspołeczna.  Te sprawy pozostają głównie w sferze działań organizacji pozarządowych i kościelnych.

Ty nie wyjeżdżałaś w tak dramatycznych okolicznościach jak obserwujemy to teraz podczas kryzysu uchodźczego?

To była trudna decyzja, chociaż nie tak dramatyczna. Ale bardzo trudna. Długo nie mogłam jej podjąć, chciałam walczyć. W pewnym momencie zdawałam sobie już sprawę, że dalekie jest to od normalnego, spokojnego życia. Miałam dobre kontakty z polską ambasadą. Postanowiłam się ubiegać o azyl polityczny. Teraz jestem polską obywatelką.

Gdy patrzysz na tych ludzi w łodziach, teraz i na to jaka atmosfera społeczna wokół uchodźców panuje, co czujesz, co myślisz?

Jestem zła. I widzę ogromną hipokryzję tych, którzy mianują się wyznawcami podstawowy wartości europejskich. Europejskiej solidarności. Tych, którzy tak bardzo podkreślają szacunek i ochronę  każdego życia ludzkiego. Brakuje tej solidarności i na poziomie przywódców i niestety zwykłych ludzi. Myślimy, że gdy coś się dzieje daleko, to nas nie dotyczy. Nie obchodzi nas, że w Syrii ginie 250 tysięcy ludzi, a ucieka 4 miliony. Jesteśmy bezpieczni w naszej potężnej Europie, a że ludzie giną w Somalii, Erytrei i Kongo lub topią się na tych łodziach. Cóż … Z mojego punktu widzenia to europejski kulturowy szowinizm, też się poczuwam, chociaż nie podzielam tych postaw,  jestem Europejką. Do tego dochodzi islamofobia. To teraz główna oś oporu przed pomocą dla tych ludzi.

Skąd to się bierze? Nie mówmy może o Europie, ale w Polsce?

Za tę sytuację najbardziej obwiniam media, które konsekwentnie, od lat budowały obraz muzułmanina terrorysty. Mówiono o Państwie Islamskim, podkreślano wyznanie ludzi dokonujących aktów przemocy, o ile był nim islam. Nie wymienia się wyznania każdego mordercy lub robi się to rzadko. A przez nas, muzułmanów, człowiek, który aktów terroru dokonuje nie jest uważany za muzułmanina, bo godzi w filary naszej wiary. Fundamentem naszej wiary jest jeden z wersetów, który mówi, że kto zabija niewinnego człowieka, zabija cały świat. A kto ocali jednego niewinnego człowieka, ratuje cały świat. Niewiele możemy poradzić na to, że radykałowie wypaczają te prawdy i te zasady. Najwyżsi przywódcy duchowni wydali fatwę – dekret w którym wykluczają takie organizacje, jak ISIS, z grona muzułmanów. Potępili też wszystkie zamachy, w których giną cywile.

Z Syrii uciekają zwykli ludzie, którzy nie mogą normalnie żyć i wychowywać dzieci w chaosie i ciągłym poczuciu zagrożenia. I  ja to doskonale rozumiem, bo sama to przeżyłam, ale wystarczy trochę empatii i zrozumieć jest to w stanie każdy. Bojąc się robimy tylko prezent radykałom, którym zależy na pogłębianiu chaosu i destabilizacji.

A wy jakoś doświadczacie niechęci?  Twój syn Ali jest w szkole dyskryminowany?

W zasadzie nie. Był  może taki moment, co mnie zaskoczyło, bo Ali jest bardzo lubiany w klasie. Ale szybko wspólnie z rodzicami, pedagogiem i wychowawcą opanowaliśmy sytuacje i jest dobrze. Ja chodzę bez chusty, zakładam ją tylko do modlitwy, więc tym bardziej nie widać na pierwszy rzut oka, że jestem muzułmanką. Natomiast dziewczyny pod hidżabami boją się ostatnio nawet wychodzić.

Powszechnie uważa się, że kobieta muzułmanka ma niską pozycję, jest cichutka, skromniutka. Ty burzysz stereotyp.

Tak, my wszystkie burzymy. Szczególnie samodzielne mamy, jaką i ja jestem.

Pozycja kobiet w islamie jest i była zawsze bardzo wysoka. Cieszymy się prawami w niektórych obszarach bardziej postępowymi niż kobiety  innych wyznań. Na przykład mamy prawo do rozwodu. Mamy prawo do dziedziczenia, prawa wyborcze, prawo do edukacji oraz prowadzenia modlitwy, to nasze prawa koraniczne. Miałyśmy je znacznie wcześniej niż inne kobiety.

To, że w niektórych krajach te prawa są łamane wynika z regionalnych uwarunkowań, a nie z religii i tak samo dotyka to muzułmanek jak i na przykład chrześcijanek. To są inne procesy, związane z kulturą patriarchalną, ale nie z religią jako taką. Przed Bogiem i prawem jesteśmy równi, chociaż oczywiście we współczesnym świecie jest to utopia. Tak jak każda religia może być używana do politycznych rozgrywek.

W stosunku do kobiet?

Dokładnie. W niektórych regionach te prawa koraniczne się kobietom odbiera, islam sie  asymiluje do lokalnych tradycji. Te najgorsze rzeczy, kojarzone stereotypowo z islamem, nie mają z religią nic wspólnego. Jak, na przykład, obrzezanie kobiet, kamienowanie (które jest podkreślone w Starym Testamencie). To są okrutne, ale bardzo lokalne „tradycje”.

Nasi religijni przywódcy niejednokrotnie potępiali takie praktyki jako niezgodne z islamem. Przemoc wobec kobiet jak terroryzm, nie ma religii, nie ma narodowości i dotyka nas pod każdą szerokością geograficzną. W Europie nie jest z tym różowo, skala przemocy wobec kobiet jest ogromna, więc zanim zaczniemy zamiatać czyjeś podwórka, warto najpierw zrobić porządek na swoim.


Emina Ragipovic. Bośniaczka, muzułmanka, obywatelka polska. Absolwentka kulturoznawstwa i  literatury południowo-słowiańskiej na Uniwersytecie w Sarajewie. Na Bałkanach pracowała jako niezależna dziennikarka i koordynatorka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Była współpracowniczką Tadeusza Mazowieckiego (od czasu gdy pełnił funkcje specjalnego wysłannika UNHCR na Bałkanach). Dla przyjemności studiuje stosunki międzynarodowe w Collegium Civitas. Była koszykarka. Prezeska Fundacji Kultura Bez Granic, a przede wszystkim mama 12 letniego Alego, młodego sportowca, który idzie w jej ślady i też trenuje koszykówkę.