Go to content

Żegnaj, mężu. Nie będę płakać z żalu po tobie, zapłaczę nad miłością tych, którzy splątali ze sobą swoje losy, ale im nie wyszło

Dziś mogę śmiało powiedzieć: Kobieto! Rozwód to nie koniec świata!
Fot. iStock / kieferpix

Drogi Mężu,

Właśnie wyszliśmy z sali sądowej. Właściwie nie mam już prawa nazywać cię „mężem”. Nic już nas nie łączy, niedługo oboje dostaniemy papierek, na którym będzie napisane, że nasz związek jest zakończony. Oboje tego chcieliśmy, oboje do tego dążyliśmy, tak postanowiliśmy. To, co się wydarzyło jest tylko konsekwencją starannie zaplanowanych kroków. Co po nas zostało? Nic. 

Nic, prócz kilkuletniej wyrwy w naszych życiorysach. Pięć lat to kawał czasu. Z perspektywy pewnie będzie się stawał coraz krótszy, coraz mniej istotny, aż w końcu zatrze się w naszych pamięciach pozostawiając jedynie kilka wspomnień i to pewnie tych nienajlepszych. W końcu się rozwiedliśmy, nie bez powodu.

Nic prócz twoich kilku twoich rzeczy, które zostały w naszym domu. Ustaliliśmy, że w nim zostanę, ale nie postanowiłam jeszcze, czy to dobry pomysł, dla mnie. Rozstanie wciąż boli, choć minęło od niego wiecej niż rok.

Nic, prócz miłości, która się skończyła, choć miała się nigdy nie skończyć. Kartek od ciebie, na których mi o niej pisałeś, kilka par kolczyków, które dawałeś mi na rocznice ślubu. Zdjęć z wakacji, których nie odważyłam się zdjąć z lodówki.

Nic, prócz ciszy, która tu panuje odkąd się wyprowadziłeś. Kiedyś lubiłam ciszę, dziś mnie ona nieco przeraża. Czy zawsze już tak będzie?

Jak mam się teraz zachować? Czy udawać, że nigdy cię nie kochałam, że nigdy nie umierałam z twojego powodu? Że nie bywałam bezgranicznie szczęśliwa, że nie było między nami tych wszystkich dobrych chwil? Były, nie przekreśliło ich nawet to, co wydarzyło się potem.

Powiedziałeś mi jasno – nie chcesz mnie już w swojej rzeczywistości, najlepiej, żebym przestała funkcjonować w twoim otoczeniu. Tylko, że ono było nasze, budowaliśmy je wspólnie. Teraz każesz mi zniknąć.

Jak mam na nowo poukładać sobie to życie? Niezależnie od tego, jak się między nami układało, czuję pustkę. Byłeś częścią mojej codzienności, nawet w tym najgorszym okresie, ona toczyła się wokół ciebie i naszych problemów.

Czy nasi wspólni przyjaciele, których poznałam dzięki tobie, nie są już moimi przyjaciółmi? Czy mam wyrzucić z Facebooka twoją kuzynkę, z którą tak świetnie się rozumiałam? Czy mam wykasować wszystkie wspólne zdjęcia z Instagrama? Album ślubny spalić przy świetle księżyca, spluwając przez lewe ramię?

Nie żałuję naszej decyzji. Pierwszy raz od dawna czuję spokój. Pierwszy raz od dawna nie boli mnie brzuch, nie jestem spięta. Ale jest mi smutno. Ogromnie, przytłaczająco. Kiedy wrócę do domu, zawinę się w kocyk, wyłączę telefon. Łzy popłyną same. Czuję je właściwie już teraz, zaraz pod powiekami. I lekki ścisk w gardle.

Nie będę płakać z żalu po tobie. Będę płakać z żalu po każdej dwójce ludzi na świecie, którzy splątali ze sobą swoje losy w nadziei, że będą razem już zawsze, ale im nie wyszło. Tak smutne jest powierzyć się sobie, zaufać, przez chwilę być dla siebie prawie wszystkim, a potem pójść do sądu i powiedzieć sobie, że nic nas już ze sobą nie łączy, że miłość ustała.

Pewnie kiedyś spróbujemy znów kochać. Może ty już nawet kogoś kochasz? Nie wiem. Nic już o tobie nie wiem. I wtedy wszystko zacznie się od nowa, dostaniemy nową szansę na szczęście. Może tym razem się uda. Życzę ci tego. I sobie też.

Spakuje dziś nasze zdjęcia z wakacji i kartki od ciebie. Schowam je głęboko, na dnie szafy, razem z kolczykami, które podarowałeś mi na rocznice ślubu.

Żegnaj

Była żona