Go to content

„Z brakiem trzeba się pogodzić, zaakceptować jak młodszego, denerwującego brata, przyzwyczaić do niego i oswoić z jego istnieniem”. List do mamy

Fot. iStock / brickrena

Droga Mamo,

Pomimo tylu lat bez Ciebie wciąż, gdy zamykam oczy, doskonale widzę Twoją twarz. Potrafię przypomnieć sobie kolor Twoich oczu, Twój uśmiech, bliznę, którą przypominała ci czasy dzieciństwa.  Zamykam oczy i słyszę Twój głos, czasem śmiech, czuję zapach kremu Nivea pomieszany z delikatnymi perfumami i dymem papierosów, zapach, w który zawsze lubiłam się wtulać.

Najgorszy po Twoim odejściu był ten brak, który trudno opisać i którego nie sposób zdefiniować. Na co dzień nie dostrzegamy pewnych rzeczy, przecież to takie zwykłe, banalne pierdoły, nic nadzwyczajnego. Nie zwracamy na nie uwagi, nie myślimy o nich do czasu, gdy zaczyna nam ich brakować – telefonów z pytaniem kiedy wrócę do domu, przypominania o szaliku w mroźne dni, przytulenia po dobrze zdanym egzaminie, słowa „dobranoc”, gdy idę spać, narzekania, gdy byłam zbyt leniwa lub o czymś nieustannie zapominałam. Nawet chrapania rozbrzmiewającego w nocy po całym domu brak (choć zawsze twierdziłaś, że to na pewno nie Ty). A najgorsze, że ten brak zagnieździł się chyba już na dobre, nie da się go zatrzymać farmakologicznie, usunąć chirurgicznie, wyplewić cudownym zaklęciem lub egzorcyzmami. Z brakiem trzeba się pogodzić, zaakceptować jak młodszego, denerwującego brata, przyzwyczaić do niego i oswoić z jego istnieniem.

Zawsze wstawałaś pierwsza i jeszcze przed wyjściem do pracy miałaś ugotowaną zupę na obiad i gotowe śniadanie dla wszystkich. Pamiętam, jak malowałaś usta różową pomadką i że w twojej kosmetyczce była jedynie ona i zwykły tusz do rzęs, że w twojej szafie pełno było spódnic i bluzek w jednym i tym samym kroju, że nie lubiłaś eksperymentować z modą. Pamiętam, jak przyjechałaś na maturę ustną z polskiego z pączkami dla całej klasy i jak po pierwszym zdanym roku studiów otworzyłaś szampana, by uczcić mój mały sukces. Nigdy już nie dowiem się, jak zareagowałabyś na mój dyplom z samymi piątkami, pierwszą pracę i sukcesy zawodowe – skakałbyś z radości, czy zalewała łzami ze wzruszenia; a może jedno i drugie?

Dziwnie żyje się bez Ciebie. Oczywiście każdy wie, że kiedyś nasi rodzice umrą, ale nie spodziewamy się tego mając zaledwie dwadzieścia lat. W wyobraźni widzimy siwą staruszkę otoczoną wnukami, a nawet prawnukami, która dobija już do setki i opowiada młodym, jak to kiedyś ludzie żyli. Nie doczekałaś wnuków, choć od zawsze o nich marzyłaś, a ja myśląc dzisiaj o tym, że moje dzieci będą wychowywać się bez babci, czuję dziwne ściskanie w żołądku, a oczy jakoś tak same niepokojąco mokną. Nie będzie opowieści, którymi i mnie karmiłaś w dzieciństwie i wzruszeń z okazji Dnia Babci, nie będzie kłótni o to, że dajesz im za dużo słodyczy, że rozpieszczasz, pozwalasz na zbyt wiele, mojego przewracania oczami na dobre rady i narzekania na zbytnie wtrącanie się. Tej wielkiej dziury nikt i nic nie jest w stanie załatać.

Nigdy już nie będę czuć się tak kochana, jak wtedy, gdy byłaś obok. To niemożliwe, bo przecież tylko matka potrafi kochać tak ogromnie za wszystko i pomimo wszystkiego. Bardzo żałuję, że nie zdążyłaś poznać mnie – dorosłej, że odeszłaś zanim jeszcze ja zdążyłam poznać i zrozumieć samą siebie. Czy lubiłabyś mnie w tej dojrzałej i odpowiedzialnej wersji, dostrzegła swoje geny i przekazane nawyki? Czasami zastanawiam się, jak wyglądałyby nasze relacje, gdzie dzisiaj bym była i co robiła, gdybyś nadal była obok. Jak odnalazłabyś się w tym współczesnym świecie – czy miałabyś konto na facebooku, wiedziała, czym jest You Tube i Instagram, przyłączyła do nurtu slow food? A może zostałabyś hipsterską babcią, której życie zaczęło się dopiero na emeryturze? Nigdy się tego nie dowiem, nigdy cię takiej nie poznam.

Dziękuję ci za to, że potrafiłaś się śmiać nawet wtedy, gdy nie było Ci do śmiechu, że czasami mówiłaś „pieprzyć to” i zamiast zasuwać z odkurzaczem leniłaś się na kanapie. Za to, że nigdy na mnie nie naciskałaś, nie wymagałaś samych piątek, mówiłaś, że nie uczę się dla ocen, ale dla siebie. Dziękuję, że dałaś mi swobodę i luz, ale jednocześnie wiedziałam, gdzie leżą granice nie do przekroczenia. Że nauczyłaś mnie szacunku do innych, bez względu na to, kim są, że wpoiłaś troskę o drugiego człowieka i liczenie się z jego potrzebami. Dziękuję za to, że byłaś najlepszą mamą, jaką mogłaś być i jaka być umiałaś. Ostatnio coraz częściej słyszę, że jestem do Ciebie podobna – to dobrze, może dzięki temu Twój obraz pozostanie wyraźniejszy i trwalszy w mojej pamięci. Za to też Ci dziękuję, bo to oznacza, że byłaś, że istniałaś. Ma nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś, gdzieś tam w innym świecie, a wtedy przytulisz mnie i znowu poczuję mieszankę zapachu kremu, perfum i dymu papierosów – najpiękniejszego zapachu świata.