Go to content

Wyzwanie: autobusem do Chorwacji. Czy wakacje mogą być lepsze?

Fot. iStock / mbbirdy

Ktoś kiedyś powiedział, że podróże kształcą. Potem ktoś inny dodał: „ludzi wykształconych”.

A ja dorzuciłabym jeszcze – pod warunkiem, że podróżuje się na kółkach. 🙂

Oj przypomniały mi się stare dobre czasy, kiedy do miejsca przeznaczenia trzeba było jechać bardzo długo, a już sama podróż była największą atrakcją. Dzisiaj wysadzasz tyłek z samolotu i nawet nie zdajesz sobie sprawy, że część pięknej przygody dawno za tobą, a ty oprócz rozgrzanej płyty lotniska i chmur nie zobaczysz prawdziwego świata za oknem. To były czasy.

I myślałam, że już nie wrócą, kiedy w naszej redakcji pojawiła się propozycja – wyzwanie! Tak, wyzwanie, bo człowiek czasem jak się w swojej pamięci zatrzyma na obrazie rodem z PRL-u, to wołami nie zaciągniesz na dworzec autobusowy a potem okazuje się, że nie dość, że wszystko działa, to i że lepiej nie można było trafić.

I tak właśnie było tym razem. Wyzwanie – wyprawa autobusem na Makarską do Chorwacji z biurem podróży Oskar. W panice sprawdzam stan floty autobusowej i od razu w myślach pakuję dodatkową walizę z zabawkami dla dziecka. Bo to, że się będzie nudziło przez ponad 20 godzin jazdy to pewne. „Przygoda, potraktuj jak przygodę” – mówił głos w mojej głowie – „daj spokój…”. No to na szczęście dałam. A kiedy w warszawskim punkcie zbiórki okazało się, że rzeczony autobus wygląda jak luksusowy kamper, a moje dziecko zaczęło urządzać sobie z zachwytem swoje legowisko – odetchnęłam z ulgą. Komfortowa przestrzeń, dzięki rozsuwanym siedzeniom, solidne odstępy między nimi, rzeczywiście pozwalają zapomnieć, że podróżuje się autobusem. Mina zadowolonych dzieci zaabsorbowanych nowoczesnym sprzętem – bezcenna.

Mat. prasowe

Mat. prasowe

Mat prasowe

Mat. prasowe

Dalej już było tylko lepiej i równie komfortowo. Przesympatyczna pilotka z poczuciem humoru i widocznym zaangażowaniem w naszą wygodę, płynnie przeprowadziła nas przez Czechy i Austrię, fundując krótki kurs nauki czeskiego. Zapisałam kilka fonetycznie, bo zamierzam używać:

– mam pomysł – mam napad

– miejsce zamieszkania – trwale bydlisko

– wiewiórka – drewni kocur

– widz – dziwak.

Generalnie uważam, że Czesi muszą mieć niesamowite poczucie humoru, bo rozbawieni byliśmy dosyć długo. Był i film na dobranoc, ponieważ multimedia w autobusie funkcjonowały dosyć sprawnie i zanim się obejrzeliśmy rankiem przywitały nas chorwackie, wapienne wzgórza.

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Kilka dni na Makarskiej Riwierze przypomniały mi, jak niesprawiedliwie dzielił wieki temu lodowiec swoje krajobrazy. Chorwacja jest absolutnie jednym z najpiękniejszych krajów do wypoczynku i tak idealnym na autobusową czy samochodową wyprawę. Znajdziemy tu wszystko: i przymorską jej część – Chorwację Dalmatyńską, i górzystą, stanowiącą centralną część państwa i rozciągającą się w dolinach rzecznych Sawy, Mury, Drawy, Dunaju, Kupy, Uny, Bosy i Driny – Chorwację Posawską. Ma pełne klimatu, wspaniałe, dzikie, urwiste wąwozy i najpiękniejszy w Europie obszar krasowy: to Welebit wraz z Istrią. Ciekawostką jest fakt, że poszczególne skały posiadają własne imiona i przypisane są im tajemnicze legendy.

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

My mieszkaliśmy w Makarskiej. To swoistego rodzaju centrum turystyki i wypoczynku, więc jeśli ktoś nie lubi nocnego życia, głośnej promenady to musi zdecydowanie jechać dalej.

Na chorwacką plażę trzeba się przygotować, to chyba już dzisiaj oczywiste: obowiązkowe buty do wody (nie klapki), mocny krem z filtrem (30. minimum dla dzieci i chroni tylko przez max.2 godziny), litry wody… W sierpniu temperatura jest potworna, a słońce zwyczajnie parzy. Dobrze jest zaplanować sobie co najmniej dwie wycieczki na pobliskie wyspy. Nie dość, że na otwartym morzu zdecydowanie przyjemniej, to jeszcze nieustających zachwytów ciąg dalszy.

(Nie, to nie był mój pierwszy raz w Chorwacji). Wybraliśmy się na dwie: Hvar i Brac. Spokojnie mogę napisać, że to obowiązkowe pozycje, jeśli wypoczywa się w Makarskiej.

Określany mianem – wyspy lawendy – Hvar, a konkretnie w naszym przypadku wioska Vrboska, to pełna uroku przystań z najlepszymi lawendowymi lodami jakie jadłam. Więcej lawendy nie widziałam ale wysłuchałam przy okazji historii tak powszechnie znanego – krawata, albowiem jego pochodzenie przypisuje się właśnie Chorwatom. Podobno w 1660 roku, regiment wojska chorwackiego podczas celebrowania zwycięstwa nad Turkami, wybrał się do Paryża przyodziany w niezwykłej urody chustach, zawiązanych na szyjach. Król Ludwik XIV, słynny z dobrego gustu, zauważył te jedwabne cuda na szyjach Chorwatów i tak się nimi zachwycił, że polecił utworzyć własny regiment – Royal Cravattes. A wiadomo, że z Paryża, to już tylko krok do wielkiego świata i od tego czasu krawaty na stałe weszły do obowiązkowego, eleganckiego, męskiego outfitu.

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Dalej popłynęliśmy na wyspę Brac, której „złoty róg” znany jest na całym świecie, albowiem to jedna z najpiękniejszych plaż, której charakterystyczny piaszczysty trójkąt widoczny jest na wszystkich pocztówkach z Chorwacji (coś jak wrak statku na Zakynthos, czy kolorowe kamienice w Portofino). Podobno mieliśmy fart, bo w drodze na wyspę zobaczyliśmy stadko delfinów i już tylko piękny zachód słońca dzielił nas od pełni szczęścia.

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Nie mogę nie wspomnieć tutaj o naszym rezydencie, Panu Włodku, którego autentyczność i radość ze swojej pracy naprawdę była wyjątkowa. Nie wiem, czy to dzisiaj takie oczywiste, mnie jego wiedza i profesjonalna opieka nad nami dawała dużo ulgi.

Ale wracam jeszcze do zachodu słońca. W Makarskiej wszyscy oglądają go na najdalszym cyplu wysuniętym w morze, niedaleko pomnika św.Piotra. Pomijam wszędobylskie kraby na skałach, widok rzeczywiście piękny. Tak, wiem, nad naszym polskim morzem równie wspaniały dlatego od razu się wytłumaczę: mam dosyć tej nieustającej loterii z czerwoną flagą nad Bałtykiem, stresu podczas kąpieli dzieci, które muszą wyjść kilometr w morze, żeby zanurzyć tyłki. Tu miałam je na oku nieustająco, przy samym brzegu, z mnóstwem atrakcji: rowerkami, zjeżdżalniami, dmuchanym torem przeszkód. Kocham polskie morze, ale chyba nie w wakacje…

Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Z tej autobusowej przygody przywiozłam coś jeszcze – mocne postanowienie częstszego podróżowania nie tylko samolotem. 🙂

A jeśli wy rozważacie podróż autokarem na wymarzone wakacje, koniecznie zajrzyjcie na stronę biura podróży Oskar.