Go to content

Wspomnienie o Marii Czubaszek. „Jakby wyglądało twoje niebo? Siedzę i palę, aniołki podają popielniczki, a ja myślę: po co się tak męczyłam”

Wspomnienie Marii Czubaszek
Fot. Wikimedia/ Grzegorz Gołębiowski / CC BY-SA-4.0

Nawet niedoświadczony dziennikarz nie mógł popsuć wywiadu z Marią Czubaszek. Mówiła dosadnie, mocno, z dystansem, nie chciała niczego autoryzować. „No, nie to jakiś bezsens, mówić coś, a potem zmieniać, zresztą kto ma na to czas”.

Pierwszy materiał, który z nią zrobiłam dotyczył kobiecości. „Jezu, Chryste, to jakaś głupota ten temat” zasępiła się. Zawstydziłam się więc, że dzwonię do niej z takim głupotami. Ona chyba z kolei zawstydziła się, że tak mi powiedziała, bo szybko zgodziła się na rozmowę.

KOBIECOŚĆ

Siedziałyśmy potem w kawiarni przed jej domem, pani Maria odpalała papierosa od papierosa i mówiła, że ma problem z kobiecością, bo w sumie nie znosi kobiet. Bez żalu opowiadała o matce, która może ją kochała, ale niezbyt się nie zajmowała, o siostrze, która wyjechała do Australii i z którą nie miała kontaktu. O braku przyjaciółek i emocjonalnych i niestabilnych szefowych, które tylko upewniały ją w przekonaniu, że kobiety są dziwne.

„I nie tęskni pani za siostrą? Przecież to rodzina” wyrwało mi się. „Co tam rodzina, że mamy jednych rodziców?” zdziwiła się. „Moja rodzina to Karolak i pies” dodała.

Obce jej były kobiece ploteczki i kobiece schizy. „Oszalałabym gdybym miała tak bezustannie analizować. Nie dziwię się, że niektóre kobiety muszą brać leki na uspokojenie”.

Jednocześnie kobiety ją uwielbiały. Bo była bezkompromisowa, żyła jak chce, zawsze na lekkim luzie, z dystansem. Miała rzadką u kobiet z jej pokolenia filozofię: „Żyj lekko, bez ciśnienia, nie stwarzaj problemów”

Agnieszka Kublik w wywiadzie dla Gazety Wyborczej spytała ją: „A wymagania wobec nas? Mamy być matkami, kochankami, żonami, kucharkami, sprzątaczkami, nosić rozmiar 36 i wyglądać jak Pamela Anderson i Monica Bellucci w jednym. Aha, i jeszcze mamy nieźle zarabiać. Odpowiedziała: „Ja z tego wszystkiego jestem tylko mężatką i mam wymagany – zdaniem pani – rozmiar. Więc myślę, że co do tych pozostałych wymogów to przymusu nie ma. Decyzja należy do kobiety. Jeśli chce i da rady spełnić te wszystkie zadania, to jej wybór. I nierzadko problem”.

Obce jej było sprzątanie (wie to każdy, kto u niej był), gderanie, dzieci. Naprawdę miała pustą lodówkę, naprawdę jadła głównie parówki i nie sprzątała, nie czekała też nigdy na męża z zupą. Opowiadałam wtedy, że moja szefowa mówi, że na faceta to zawsze trzeba czekać z zupą. Podkoloryzowałam nawet: „ Ona uważa, że jak nie ma zupy, to facet odejdzie. Prawda to?”. „Nie, to jakieś szaleństwo.Ja jej współczuję tej filozofii, jak facet ma odejść to i tak to zrobi Najpierw, jasne, zje zupę. No, pod warunkiem, że będzie mu smakowała”.

Jednocześnie to bzdura, co zarzucali jej ci, którzy jej nie lubili. Że jest wrogiem swojej płci. Wiele razy powtarzała: „Mężczyźni są słabsi psychicznie”. Czasem śmiała się, że kobiety są głupsze, ale wiele było z tym z kokieterii. Niemal w każdym wywiadzie podkreślała, że nie jest za mądra i ma niskie IQ. Przyznała się do aborcji co wywołało burzę, ale przecież w tych czasach, gdy to zrobiła aborcja była legalna i robiło ją bardzo dużo kobiet.

MĘSKOŚĆ

Mężczyzn kochała, wolała nawet udzielać im wywiadów, bo zadawali fajniejsze pytania. Podziwiała ich analityczny umysł, prostotę myślenia, to, że konkretni. Może ich nawet trochę idealizowała.

Śmiała się, że z mężczyzn to nie lubi tylko polityków i Czubaszka, swojego byłego męża. „Może nawet nie o to chodzi, że go nie lubię, po prostu on trochę głupi był, i tak zupełnie różny ode mnie. Człowiek nie dogaduje się z kimś zupełnie innym, jakby chciał to nie może”.

PRACOWITOŚĆ

Uwielbialiśmy jej poczucie humoru, podziwialiśmy to, że wciąż pracuje. Jej satyryczne powiedzonka, myśli udostępnia sobie na Facebooku tysiące osób.

A ona mówiła, że nie cierpi pisać. W życiu nawet listu z własnej woli nie napisała. Więc dlaczego? Bo pracować musi. Jej mieszkanie było niewykupione, rachunki za czynsz ogromne.

Odsłuchałam wczoraj jej wywiad w radiu Czwórka. Dziennikarz cisnął. „No ale słowem to się chyba Pan lubi bawić?”. „A nie wiem czy lubię. Motywacją są dwa, trzy niezapłacone rachunki. Poza tym piszę krótko, bo nie mam nic głębokiego do powiedzenia”.

Dziennikarką została ze złości, że dziennikarstwo jest takie beznadziejne. Rzuciła studia i poszła do radiowej Jedynki. Na początku nosiła kawę, podawała kanapki i skracała innym teksty. O nic nie zabiegała, nie prosiła, nie starała się. To jej ówczesny szef wyczuł, że ma talent. To „niestaranie się” towarzyszyło jej całe życie.

ŚMIERĆ

Mówiła o niej dużo. W jednych wywiadach twierdziła, że się jej nie boi, w innych, że potwornie boli się bólu i chciałaby mieć prawo do eutanazji. „Śmierć to jest piekło dla tych, którzy zostają. Tylko” to jedno z jej stwierdzeń.  Zresztą kto wie, co z tego, co mówiła, było prawdą. Przecież powtarzała: rzeczy zmyślone są ciekawsze niż prawda.

Umarła nagle. Choć jakiś czas temu była w szpitalu, wróciła do domu i czuła się lepiej. Planowała normalnie życie. Miała pojawić się na Targach Książki w Warszawie, była wpisana w grafik niedzielnego „Szkła kontaktowego”.

Artur Andrus spytał w rozmowie z nią:  To jakby wyglądało Twoje niebo? Maria Czubaszek odpowiedziała: Siedzę przy barze. Oczywiście palę, aniołki podają mi popielniczki. Obok dużo psów. Też przy barze. Dużo palących psów. Piją piwo wołowe. I sporo fajnych ludzi. Jacek Janczarski, Adaś Kreczmar, Jonasz Kofta, Jurek Dobrowolski. I tak sobie siedzimy przy barku i mówimy: po co to było się tak męczyć, jak tu jest fajnie?