Go to content

„Wróć do mnie”… jest tyle okazji do powrotu. Intuicja podpowiada mi, że zmiany nie przychodzą tak łatwo

Fot. iStock / izusek

Trudno odmówić, gdy osoba, którą kochasz prosi cię o kolejną szansę. Trudno oceniać, gdy ktoś inny tę szansę ukochanemu daje, choć wszyscy wokół przestrzegają „on się nie zmieni, to się nie uda”. Wybory serca rozumieją tylko ci, którzy przeżyli je na własnej skórze, którym kazano wybierać między tobą a związkiem. Tylko ci, którzy kochają nadal, choć ich miłość została podeptana. Tylko ci, którzy wciąć chcą ufać, mimo, że ich zaufanie zostało zawiedzione.

Odeszłam na wiosnę wciąż kochając. Zabrałam dzieci, wynajęłam mieszkanie, nie oczyściłam głowy ze wspomnień – ani tych dobrych, ani złych. Nie oczyściłam serca z uczucia do ciebie. Uciekłam przed cierpieniem, przed agresją, przed złością. Przed brakiem poczucia bezpieczeństwa, przed zimnem, przed brakiem bliskości. Uciekłam ze strachu, z bezradności, bo nic innego nie przynosiło skutku.

Urządziłam sobie nowy dom – spokojny bezpieczny, przewidywalny. Uczyłam siebie i dzieci na nowo tego, że jak się coś rozleje, nie trzeba się bać, tylko trzeba posprzątać. Że mamy prawo mieć swoje zdanie, możemy chcieć czegoś innego od życia niż ty. Że możemy na siebie liczyć i że w miłości jest siła, która nie niszczy, lecz wspiera. Że miłość w ogóle jest dobrem, a nie wykonywaniem w strachu twoich poleceń.

Nie poradziłeś sobie z tym odejściem. Szantażowałeś mnie, że sobie coś zrobisz, że popadasz w depresję. Mówiłeś, że niszczę rodzinę, że przeze mnie dzieci będą nieszczęśliwe, a w przyszłości nie znajdą fajnego męża czy żony. Bo przecież tego uczy psychologia. Odpowiadałam, że psychologia uczy też, jak łatwo dzieci zniszczyć wychowując je tak, jak ty to robiłeś – przymusem, agresją, wyśmiewaniem na każdym kroku. Ale zawsze miałeś jedną odpowiedź: „bzdury”.

Choć fizycznie nie było mnie przy tobie, mentalnie wciąż od ciebie odchodziłam. Z małżeństwa nie da się tak po prostu uciec, a o miłości zapomnieć., poza tym są dzieci – a ty potrafisz wykorzystać ten fakt przeciwko mnie. „Niszczysz rodzinę „- mówiłeś wiele razy. Bolało, bardzo. Bo przecież nie jestem z kamienia, a ty dobrze o tym wiesz. Wiesz, jak cię kochałam. Ale wytrwałam, przeczekałam twoje telefony, obelgi, groźby. Na przykład tę, że jak przestanę sobie radzić finansowo, to natychmiast zabierzesz mi dzieci. A jeśli chcę być z nimi, to muszę do ciebie wrócić. Że moje odejście je tak bardzo zraniło.

Aż pewnego dnia dostałam wiadomość. Napisałeś, że się zmienisz dla mnie i dla dzieci, że pójdziesz na terapię, że razem pójdziemy, że zrobisz wszystko, czego pragnę, bo dla ciebie jesteśmy najważniejsi.  „Wróć do mnie na wakacje, będzie pięknie, zobaczysz” – przeczytałam na ekranie telefonu. I zacząłeś mi udowadniać, że się zmieniasz, że nad sobą pracujesz. Jesteś uważny na innych otwierasz się na nich, przestajesz być centrum swojego wszechświata. Poszedłeś nawet do psychologa, opowiedziałeś mu o „naszych” problemach. Jest dla nas szansa – przekonywałeś mnie.

Mówiłeś i mówiłeś, a ja milczałam. Cały czas próbowałam wrócić do równowagi po naszym związku. Cały czas nie odczuwałam pełnego spokoju.

„Wróć do mnie na jesieni” – napisałeś w sierpniu. „Dzieci zaczynają szkołę, muszą mieć oboje rodziców w domu, żeby skupić się w spokoju na nauce”. Nie rozumiem tego argumentu. Czy jeden rodzic, ale spokojny i wspierający nie wystarczy, by dobrze się uczyć? Czy wieczne kłótnie i awantury o drobnostki nie zaburzają ich świata bardziej niż świadomość, że teraz mają przy sobie jedną osobę, a nie dwie?

Zapomniałam, mówisz, że się zmieniłeś. Jeśli tak jest, to może rzeczywiście powinnam rozważyć nasz powrót. A jednak tego nie robię. Intuicja podpowiada mi, że zmiany nie przychodzą tak łatwo, „na poczekaniu”. Że nie jesteś w swoim zmienianiu siebie szczery.

„Wróć do mnie na święta, będzie pięknie, o niczym innym nie marzę” – zabrzęczał SMS w połowie listopada. Mówisz, że się tak bardzo zmieniłeś, że mi pomagasz, że „dajesz pieniądze”, że nie zawodzisz. Że robisz dla mnie wszystko. A ja wciąż taka niezdecydowana (twoim zdaniem), „bawię się” w ten drugi dom, bawię się w rozstanie. Nie widziałeś jak bardzo niesprawiedliwe, krzywdzące były te słowa.

Nadszedł grudzień. Świąteczne życzenia przy opłatku, przy wigilijnym stole.  „Żebyście do siebie wrócili” – słyszę od bliskich. „Bo przecież tak się kiedyś kochaliście”. Jak mało wiedzą o naszym życiu, jak niewiele rozumieją z tego, co się ze mną działo, gdy byłam z tobą.

Wróciłam na chwilę. I zobaczyłam cię dziś takiego samego jak rok temu. Odświętne ubranie i wigilijne potrawy nie zmieniły cię w innego człowieka.