Go to content

Właśnie przegłosowano ustawę „Za życiem”. Rząd pokazał, że bardziej liczy się dla niego to życie, którego albo już nie ma, albo się jeszcze nie pojawiło

Autor: Piotr Drabik from Poland (PiS) [CC BY 2.0], Wikimedia Commons

Sejm właśnie przyjął ustawę „Za życiem”.  Nieuleczalnie chory, nastoletni syn mojej przyjaciółki powiedział: – To zwykłe sku*wysyństwo. Wstyd mi za to gdzie mieszkam, bo teraz będą chore dzieci mierzyć miarą czterech tysięcy złotych, komu się należy, a komu nie. W miesiącach, kiedy czuje się gorzej, jego leczenie kosztuje ponad 4000 złotych, pieniądze, które jego matka musi skądś wydobyć, choćby spod ziemi.

Mam wrażenie, że znowu wszyscy zostaliśmy sprowadzeni do pionu. Bo jeśli jeszcze komuś w tym kraju się wydawało, że jego głos zostanie wysłuchany, że ustawy nie będą głosowane jedna za drugą bez konsultacji społecznych, bez wysłuchania strony opozycji, to bardzo mocno się pomylił. W październiku, po odrzuceniu ustawy zaostrzającej prawo aborcyjne, co było dość zaskakujące, ale i tchnęło nadzieją na opamiętanie się rządu w jego zapędach, zapowiedziano, że PIS pracuje nad nowym projektem.

Byli tacy, którzy powtarzali: „biorą nas pod włos”. No i wzięli. Czterema tysiącami wypłacanymi JEDNORAZOWO z tytułu urodzenia się żywego dziecka z ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniem albo nieuleczalną chorobą zagrażającą życiu, które powstały w prenatalnym okresie rozwoju dziecka lub w czasie porodu.

Skoro kupczymy wszystkim, co się da, także ludzkim losem, to ja dam osiem tysięcy tej matce, która tylko i wyłącznie ze względu na te pieniądze zdecyduje się donosić ciążę i otwarcie się do tego przyzna! Pamiętajcie, że mówimy o ciężkim i NIEODWRACALNYM upośledzeniu i NIEULECZALNEJ chorobie.

Cisną mi się na usta same przekleństwa. Bo jak bardzo trzeba nie mieć wstydu, żeby coś takiego kobietom proponować? Jak bardzo trzeba być wyzutym z empatii i uczuć w ogóle myśląc, że jakiekolwiek pieniądze zrekompensują ból i cierpienie rodziców.

Jak w końcu bardzo trzeba być bezdusznym, żeby patrzeć w oczy tym rodzicom, którzy zmagają się z ciężkimi chorobami swoich dzieci, z ich niepełnosprawnością, ich upośledzeniem.

Nasz rząd po raz kolejny udowodnił, że jedyne życie jakie dla nich się liczy, to życie, którego albo już nie ma, albo się jeszcze nie pojawiło. Nie dba o tych co żyją, co za 153 złote zasiłku pielęgnacyjnego mają zadbać o komfort życia swoich dzieci i bliskich. Życia, które nawet zbliżone nie jest do normalności.

Ja tego nie rozumiem. I tak jak temu choremu nastolatkowi jest wstyd, tak wstyd jest dzisiaj także mi. Bo myślę o tych, chorych dzieciach, które znam. O dorosłych, którzy właściwie żebrzą o 1% co roku, by móc uzbierać na własną rehabilitację. Od nich dzisiaj wszyscy się odwrócili i myślę, że oni długo tego nie zapomną…

Tak jak nie zapomni matka, której dziecko umiera podczas porodu, a ktoś kpiącym głosem jej zakomunikuje: „No cóż, jednak nie udało się zdobyć tych czterech tysięcy. Ale wie Pani, można próbować”.

Koszt wprowadzenia  w życie ustawy oszacowano na około 152 miliony złotych. Nie chcę pytać, na co wydaliby te pieniądze rodzice chorych – żyjących dzieci…