Go to content

Nie zawsze warto inwestować w drogie kosmetyki czy wizytę u kosmetyczki. Wszystko co chciałybyście wiedzieć o urodzie

Pięć kroków do zdrowej skóry twarzy latem
Fot. iStock / webphotographeer

Jest tyle magazynów i tekstów o urodzie, mnóstwo informacji w internecie. Przeciętna kobieta często zwyczajnie się w tym gubi. Co używać, jak używać, co działa, a co jest zwykłą reklamą. Jak o siebie dbać tak, żeby nie wydawać za dużo pieniędzy, w co zainwestować. Uff. Ale mam ratunek. Marta Urbaniak, dziennikarka, która o urodzie pisze od lat, przetestowała setki kremów i kosmetyków, zna dermatologów i pewnie wszystkich, którzy znają się na tym temacie. Kto nam pomoże jak nie ona? Zdradza nam wszystko (mam nadzieję) czego dowiedziała się dzięki swojej pracy. W pigułce. 

Katarzyna Troszczyńska: Ratuj, jak o siebie dbać? Co jest najważniejsze?

Marta Urbaniak: Po pierwsze dobrze jest wiedzieć, jaką się ma skórę, co innego działa na osobę, która ma skórę tłustą, co innego na tę, której skóra jest sucha jak pustynia. Ktoś ma rozszerzone pory, ktoś cerę naczynkową. Nie ma jednego sposobu dobrego dla wszystkich kobiet.

Czyli pierwszym, najważniejszym krokiem jest pójście do dermatologa, dowiedzenie się jaką mamy cerę i później pod tym kątem dobieranie sobie pielęgnacji.

Powiedziałaś mi kiedyś, że najważniejszy jest dermatolog. Bo tak używamy kremów z reklam, a to nie ma zupełnie sensu.

 Tak. No chyba, że ktoś ma cerę idealną, ale to się rzadko zdarza. Dermatologa dobrze jest odwiedzić nawet, jeśli się nie ma w planach medycyny estetycznej. Bo są zabiegi dermatologiczne, które bez dużej ingerencji pozwalają utrzymać skórę w dobrej kondycji. To są na przykład pilingi.

Może je robić kosmetyczka?

W gabinetach kosmetycznych te pilingi nazywane są kwasami. Są popularne, ale nie da się ich porównać z pilingami medycznymi, które nie dość, że złuszczają skórę, przez co jest gładka i promienna, to jeszcze „wtłaczają” w nią aktywne substancje lecznicze. Robienie sobie kilku takich pilingów jesienią i wczesną wiosną naprawdę pozwala zachować cerę w dobrej formie.

Tylko trzeba być przygotowanym na to, że efektów nie widać od razu. Wysłałam niedawno moją koleżankę na piling z retinolem, przez tydzień płakała, bo skóra złaziła jej płatami, była zaczerwieniona, obolała. Trochę mnie nawet przeklinała, a po tygodniu stwierdziła, że jestem geniuszem pielęgnacji i ona w życiu nie miała takiej cery.

Czyli u kosmetyczki tego nie robić?

Moim zdaniem bez sensu, bo cenowo wychodzi to podobnie, a dermatolog lepiej też dobierze rodzaj kwasu do naszej cery.

A to, co zalewa rynek, tyle kremów. Pewnie dużo ich przetestowałaś?

Bardzo, dziennikarką, która pisze o urodzie, jestem przecież prawie od dziesięciu lat. Żaden krem nie zniweluje zmarszczek ani nas nie odmłodzi, wbrew temu, co często obiecują producenci. Krem jest po to, żeby dać skórze komfort. Ja na przykład mam bardzo suchą skórę i potrzebuje konkretnego kremu, który ją „zakituje” – przestanie być nieprzyjemnie ściągnięta. I moim zdaniem do tego służy krem. A jeśli chcesz się odmładzać, to do tego stosujesz preparaty pod krem, najlepiej kosmeceutyki, czyli kosmetyki na granicy medycyny, które oprócz tego, że pielęgnują, też leczą. Wiele dziś jest takich modnych marek, np. Skin Ceuticals, Dermologica, Obagi, Neostrata, Sesderma itp. Można je kupić w gabinetach dermatologicznych i kosmetycznych. Bywa, że sporo kosztują, ale to inwestycja w młodość, która się opłaca.

Zimą, pod zwykły krem odżywczy czy nawet tłusty, kładę retinol. Jeśli chodzi o substancje odmładzające, retinol nie ma sobie równych. Badania pokazują, że on naprawdę spłyca zmarszczki.

Problem jest taki, że retinol, szczególnie jeśli ma duże stężenie, działa tak, że któregoś poranka się budzisz i masz czerwoną twarz, szczypiące plamy przypominające wręcz poparzenia. Wiele kobiet na tym etapie uważa, że retinol je uczulił i przestaje go używać. Tylko, że to nie jest żadne uczulenie a normalna reakcja, dowód na to, że skóra zareagowała. Wystarczy na kilka dni odstawić preparat i potem znów spróbować – skóra w końcu się przyzwyczai. Potem można już retinol stosować non stop i efekty są ogromne – idealnie gładka, nieskazitelna cera, zwężone pory, płytsze zmarszczki.

Retinol jest w kremach?

Czasami tak, ale warto sięgnąć po oddzielne serum z retinolem, w którym ta substancja będzie w odpowiednio wysokim stężeniu. Większość profesjonalnych marek kosmeceutycznych ma takie w swojej ofercie.

Dużo kosztują?

Najczęściej w okolicach kilkuset złotych, ale można już dostać taniej, bo na retinol znowu jest „moda” i coraz więcej marek ma go w swojej ofercie.

Dużo. Jest mnóstwo drogich produktów, ale kiedyś mi powiedziałaś wprost nie na wszystko trzeba wydawać pieniądze.

Retinol to jest na pewno jedna z tych rzeczy, w którą zainwestować warto. Każdy dermatolog to powie. Retinol stosuje się jednak tylko na noc, w ciągu dnia warto skórę chronić przed starzeniem. To jest tak, że retinol cofa te wszystkie uszkodzenia, a w ciągu dnia warto zapobiegać starzeniu.

Jak to robić?

Teraz jedną z najpopularniejszych teorii jest to, że za starzenie się odpowiadają wolne rodniki. To są reaktywne formy tlenu, czyli cząsteczki tlenu, które utraciły jeden ze swoich elektronów i atakują nasze zdrowe komórki, niszczą je.

Pod wpływem słońca, dymu tytoniowego, stresu, ale też zwykłego zmęczenia wolne rodniki uruchamiają się. One generalnie są wszędzie. No i teraz skórę można przed nimi chronić. Zarówno spożywając dużo antyoksydantów, które są np. w świeżych, intensywnie kolorowych owocach i warzywach, jak i zabezpieczając skórę z zewnątrz. Rano na twarz nakładamy więc serum z antyoksydantami. I takim najprostszym, najlepszym i najskuteczniejszym antyoksydantem jest witamina C. Dermatolodzy zalecają nawet, żeby takie serum z witaminą C wziąć na wakacje i stosować je pod filtr. Dzięki temu możemy zapobiegać fotostarzeniu i powstawaniu przebarwień.

Super jeśli kobieta dba o siebie od początku, ale znam wiele, które zaczynają to robić po 35. roku życia.

To jest bardzo dobry wiek na rozpoczęcie dbania o siebie. Doskonały moment, by właśnie wprowadzić retinol czy witaminę C. Naprawdę nie chodzi o zmarszczki – nie trzeba robić zabiegów z medycyny estetycznej, żeby skóra była zadbana i gładka. Oczywiście, w pewnym wieku naturalne procesy regeneracyjne zwalniają – tak jak naturalne złuszczanie się skóry, ale wtedy wystarczą regularne pilingi.

A zabiegi z medycyny estetycznej?

 Można też z nich korzystać, bo na tym etapie są jeszcze w stanie odwrócić skutki starzenia – bez zmieniania rysów twarzy.

Czyli?

No na przykład robisz sobie botoks raz na pół roku. Botoks czasowo paraliżuje mięśnie odpowiedzialne za powstawanie zmarszczek. Wstrzykuje się go w czoło czy w okolice oczu.

O nie, nie chcę botoksu, będę wyglądała jak te napompowane lale”tak często mówią moje znajome.

Myślę, że to się zmienia. Rzadko kiedy dobry lekarz ostrzykuje dziś na tzw. blachę. Teraz bardziej chodzi o to, żeby wygładzić zmarszczki, a jednocześnie sprawić, że kobieta będzie miała normalną mimikę. Botoks też pomaga nam opanować naturalne marszczenie się, które przyspiesza powstanie zmarszczek. Ja botoks zrobiłam raz, w wieku 28 lat, wcześniej często marszczyłam brwi, wyglądałam jakbym była wiecznie wkurzona. Po botoksie problem zniknął – przez to, że przez trzy miesiące te mięśnie były sparaliżowane i nie mogłam już spontanicznie marszczyć tych brwi, to się po prostu od tego odzwyczaiłam.

Poza tym wiele kobiet nie zdaje sobie sprawy, że botoks nie służy „pompowaniu”. Nie ma właściwości dodających objętości. Nie podaje się go w usta. Od tego są wypełniacze, przede wszystkim z kwasem hialuronowym. Po 35. roku życia można też zacząć wprowadzać zabiegi laserowe, przede wszystkim laserem frakcyjnym. Dzięki nim skóra się przebuduwuje, robi się gęstsza. Laser likwiduje blizny, przebarwienia. Jest świetny, tylko, że niestety drogi.

Ile kosztuje?

Od tysiąca złotych w górę.To są, oczywiście, drogie rzeczy, przeznaczone dla kobiet, które mogą w to zainwestować. Ale na przykład zamiast kupować mnóstwo kosmetyków, kremów lepiej odłożyć sobie pieniądze i wydać je raz w roku na laser.

Później są tak zwane wypełniacze, czyli przede wszystkim kwas hialuronowy. To naturalna substancja występująca w skórze, która silnie wiąże wodę. Podana w skórę pęcznieje, wypełniając zmarszczki lub dodając twarzy objętości. Można powiększyć sobie policzki, usta, można wypełnić bruzdy biegnące od nosa do kącików ust, ale tutaj naprawdę trzeba umiaru. Bo tzw. kocie pyszczk ani ładnie nie wyglądają, ani nie odmładzają. Polki w ogóle mają wystające kości policzkowe, więc jeśli wypełnimy te policzki kwasem hialuronowym, to się robią dwie buły i to nie wygląda fajnie. Prawie nigdy. Generalnie nie jestem zwolenniczką zmieniania rysów twarzy za pomocą wypełniaczy.

A na czym byś oszczędzała?

Właśnie na kremach. Nie kupowałabym sobie drogiego kremu dlatego, że ma jakieś boskie cząsteczki. Miło jest mieć, oczywiście, drogi krem. On ładnie pachnie, ma fajną konsystencję, ale jakbym miała zainwestować tysiąc złotych to wolałabym pójść na zabieg laserowy czy botoks. Zrezygnowałabym też z kremu pod oczy, w ogóle go nie używam. Tego typu kremy mają dużo mniej aktywnych składników niż kremy do twarzy, bo przeznaczone są do wrażliwej okolicy oczu i w związku z tym nie powinny podrażniać. Ja pod oczy używam tego samego kremu, co do twarzy.

Bardzo polecam kremy z apteki, zwyczajne nawilżające, odżywcze, bez jakiegoś skomplikowanego składu.

A w kolorowe kosmetyki warto inwestować?

Warto zainwestować w dobry podkład, bo go stosujemy na co dzień. I z doświadczenia wiem, że jednak jest różnica między droższym, a tańszym. Wiele kobiet jednak stosuje go za dużo, co i postarza i nieładnie wygląda. Więc lepiej zawsze nakładać go mniej, tylko do wyrównywania kolorytu cery, a nie jej zamalowywania. Zresztą, dzięki temu też na dłużej starczy. Zainwestowałabym w jedną szminkę, czerwoną – to jest ogromny atrybut kobiecości i często „robi nas” nawet, gdy nie jesteśmy jakoś elegancko ubrane.

Nie zawsze warto natomiast inwestować w drogie maskary, są sklepy gdzie one długo leżą na półkach i schną, a jak idziesz do zwykłej drogerii i kupujesz tusz ze średniej półki – masz gwarancję, że jest świeży. Po prostu klientki często go kupują, więc zapasy są stale uzupełniane.

Oszczędzałabym też na cieniach i błyszczykach, bo choć oczywiście miło się dopieścić marką, to nie jest najważniejsze. Zresztą nie jestem fanką błyszczyków, moim zdaniem są dla nastolatek.

A jeśli już kupujemy krem? Na co zwracać uwagę? Tyle się mówi o modnych substancjach.

Co sezon modna jest inna cząsteczka, która pojawia się wtedy w każdym nowym kremie. A tak naprawdę jest tylko kilka substancji, które działają i to się nie zmienia – tak jak mówiłam to jest retinol, witamina C, antyoksydanty, kwasy. Krem jest po, żeby odbudować warstwę lipidową skóry, żeby skóra nie była sucha.

Ile kosztuje najdroższy krem?

Są kremy na przykład za 3 tysiące złotych. Taki krem na półce to często jest bardziej symbol statusu, a nie świadomej pielęgnacji. Oczywiście ich stosowanie może być bardzo przyjemne. W dbaniu o siebie nie ma po co za bardzo kombinować. Jeśli dużo w siebie wklepujesz różnych rzeczy, to skóra się w pewnym momencie buntuje – pojawiają się wypryski, podrażnienia. To jest sygnał: za dużo.

Warto pójść w stronę naturalnej pielęgnacji, bo choć uwielbiam kosmetyki, bardzo też stawiam na naturę. Wróciłam niedawno z Bali i doszłam do wniosku, że teraz mogłabym się smarować tylko naturalnymi olejkami. Zobaczymy, ile wytrzymam 🙂

Ta naturalna pielęgnacja to jest wyjście dla kobiet, których nie stać na kosmetyki czy zabiegi laserowe? Co byś im doradziła?

Przede wszystkim radziłabym nie opalać się. Nic tak nie spowalnia procesów starzenia jak unikanie słońca. Są takie słynne badania przeprowadzone na dwóch siostrach bliźniaczkach. Jedna wyemigrowała do Australii i tam mieszkała, druga żyła w kraju środkowoeuropejskim. Po latach się spotkały, zrobiono im zdjęcie – jedna wyglądała 20 lat młodziej.

Ta, która nie wyemigrowała?

Tak. Ta, która unikała słońca. Dlatego zrezygnowałabym z opalania. Kupiłabym kosmetyk z retinolem, można znaleźć już naprawdę dobry od 100 zł, a butelka starcza na parę miesięcy, bo stosujesz go tylko w okresie jesienno-zimowym, gdy nie ma słońca. Codziennie robiłabym demakijaż, bo nie ma niczego gorszego niż położenie się spać z nieoczyszczoną twarzą, a sporo dziewczyn i kobiet to robi.

Czym mamy zmywać makijaż?

To już nie ma takiego znaczenia. Ja na przykład nie znoszę płynów micelarnych, które wiele osób uwielbia. Używam zwykłego żelu z wodą do zmywania twarzy. Ale znam kobiety, którzy lubią zmywać makijaż olejem kokosowym. Olej kokosowy w ogóle jest świetny. Może być balsamem do ciała, może być genialną odżywka do włosów – wystarczy wieczorem wsmarować go we włosy i pójść tak spać. Rano, po umyciu głowy, włosy lśnią. Są gęste i grube. Uwielbiam.

Naprawdę nie trzeba mieć szafy pełnej różnych kosmetyków, gdy nas na to nie stać. Ładnie pachnący balsam może na przykład zastąpić perfumy. Ten balsam idealnie zastąpi też wszystkie kosmetyki ujędrniające, bo choć miło jest mieć takie w łazience, to dużo lepsze efekty da sport czy zabiegi w gabinetach kosmetyczki.

A w perfumy warto inwestować?

Tak, zdecydowanie. Polecam niszowe perfumy, mniej oczywiste marki.   Masowe zapachy, które się pojawiają w danym sezonie, mają zawsze podobną, aktualnie modną nutę. I potem całe biuro pachnie tym samym. Kiedyś kobieta przeszła ulicą i można było powiedzieć czym pachnie. Zapachy były charakterystyczne. Było Obsession, Chanel numer 5, Angel czy Hypnotic Poison. Teraz już tak nie ma. A perfumy to coś jak czerwona szminka – dodają zmysłowości, kobiecości. Warto znaleźć sobie swój zapach.

Ja na przykład używam perfum Escentric Molecules, które mają tylko jeden składnik, na każdym pachnący nieco inaczej. Mieszam je z olejkiem z paczuli i jeszcze jakimiś, raczej „ciężkimi”, orientalnymi perfumami. Lubie np. Serge’a Lutensa. I czuję, że zapachem wyrażam siebie. Otulam się nim. I to jest bardzo przyjemne. W ogóle tak sobie myślę, że w dbaniu o siebie najważniejsza jest przyjemność. Zamiast zadręczać się kolejną zmarszczką, warto cieszyć się tym, że możemy pielęgnować skórę fajnymi kosmetykami, dawać jej to, co dla niej najlepsze. Celebrować to. Rozpieszczać się. Dzięki temu będziemy się ze sobą coraz lepiej czuły i każdy będzie nas odbierał jako promienne i piękne. Nawet z tą kolejną zmarszczką.

Fot. Michał Krul

Fot. Michał Krul

Okladka Mlodosc_CMYK_2

Fot. Materiały prasowe

Marta Urbaniak – dziennikarka. O urodzie pisze od 10 lat, pracowała dla Glamour, PANI, Urody i Urody Życia. Autorka książki „243 sposoby na młodość” (wyd. Edipresse). Kocha podróże, zwłaszcza do Azji południowo– wschodniej, ćwiczy jogę i boks.