Go to content

Tylko nie mówicie, że myjecie podłogę raz dziennie, bo umrę. Mówię to ja: Pani Domu Dobra Na Miarę Swoich Możliwości

Fot, iStock/h2o_color

Na bank każda z was ma przynajmniej jedną koleżankę – idealną panią domu, która zawsze wszystko ma ogarnięte. Dom czysty, obiad ugotowany, ciasto w piekarniku, a ona piękna i uśmiechnięta.

Znajoma mówi: „No co ja poradzę, że nie położę się spać, dopóki chata nie lśni cała”, inna dodaje: „Ja muszę naczynia do zmywarki schować”. A ja sobie myślę – WTF? Czy naprawdę kubek w zlewie może unieszczęśliwiać?

Oczywiście wkurzam się na maksa, bo po pierwsze – ja tak nie mam i szkoda mi czasu na takie pierdoły, przecież one mogłyby w tym czasie uprawiać szaleńcy seks na podłodze, albo chociaż książkę fajną poczytać. A po drugie – wkurzam się, bo sama tak nie mam, a jednak do ideału chciałoby się dążyć. Więc w głowie układam sobie cały stos wytłumaczeń: że przecież jakie to głupie, że co daje taka lśniąca czystość w domu, że one pewnie udają, bo kosztem sprzątania zaniedbują dzieci, a męża to już na pewno i że te dzieci na bank są nieszczęśliwe w takim domu, bo tylko się im zwraca uwagę żeby nie brudziły. Bo jak inaczej. Oczywiście pewnie wcale tak nie jest, ale ja lepiej się czuję myśląc inaczej. Choć w głowie czai się chochlik: zazdrościsz, co? Zazdrościsz. No dobra. Niech będzie. Zazdroszczę. Równo poukładanych w szafach ciuchów, co u niektórych nawet kolorami, kiedy ja swojej boję się otworzyć przy kimś obcym, bo nie wiem, co z niej i ile wyleci. I znowu od trzech tygodni nie mogę znaleźć ukochanych spodni, wsiąkły gdzieś. I z przerażeniem myślę, że w końcu czekają mnie szafowe porządki…

Poza tym zamiast wziąć przykład z sąsiadki, która szoruje okna – czyli pewnie pogoda odpowiednia, bo ona się zna, ja spuszczam rolety. Mam takie specjalne „noc/dzień”, dzięki czemu idealnie kryję brudne okna. Pewnie na wiosnę się zbiorę, bo zimą i tak szaro i buro… Mycie okien tego widoku nie odmieni. Prawda?

Kurde. Kto nas tak koduje – na te, co muszą mieć czysto i na te, co czystości nie traktują za świętość, mają dom ogarnięty, ale bez przesadyzmu.

Oczywiście nikogo nie śmiem oceniać, bo po co to komu. Patrzę tylko na siebie, jak mnie to wkurwia niemiłosiernie, bo ktoś mi pokazuje, że jednak można. I tylko ja czasami wpadam w szał – zaczynam szorować okna, książki ściągać z półek, i piekarnik zaciekle próbuję pozbyć jakiś zacieków, które nigdy nie wiem, skąd się u diabła biorą i dlaczego koleżanki ich nie mają. Wrrr. Może nie pieką? Tli mi się w głowie taka przebiegła myśl, ale zaraz przypominam sobie pyszne ciasto ze śliwkami, które u nich ostatnio jadłam… Nie mogło być kupne.

No ale cóż, nie będąc idealną trzeba sobie radzić inaczej. Sposobem. Jak się nie ma co się lubi, to się do perfekcji doprowadza to, co się ma. No więc mam kilka tików na gości – tych zapowiedzianych i niezapowiedzianych, i na moją wściekle pedantyczną mamę – teraz to nawet ona da się oszukać.

Co robię?

– książki na ustawiam zawsze przy skraju półki, żeby kurz miał okazję zebrać się za nimi, a nie tuż przed. Wiecie kurz nie tknięty nie jest aż tak widoczny, jak ten, gdy ktoś próbuje wyciągnąć książkę, żeby do niej zajrzeć o wtedy wszystko widać. Jak książki stoją blisko – zero ryzyka. Poza tym za książkami idealnie chowają się rzeczy, które nigdy nie mogą znaleźć swojego miejsca – jakieś kartki, umowy, długopisy, linijki, kartki świąteczne. Są i tak w sumie nie wiadomo, co z nimi zrobić… A za tymi wysuniętymi książkami – można zgubić bez wyrzutów sumienia wszystko!

– opuszczam rolety w oknach – o roletach już wiecie, że są, jak przychodzą goście, to zawsze opuszczam, co by nam sąsiedzi w okna nie zaglądali, albo sprzedaję śpiewkę o wścibskim sąsiedzie, co to lubi wiedzieć co u kogo słychać.

– nakazuję nie ściągać butów – u nas jednak nadal panuje przekonanie, że wchodząc do kogoś buty należy zdjąć. Ja sama zdejmuję, bo czuję się swobodniej. Ale u mnie w domu – zwłaszcza, gdy ktoś wpada niezapowiedzianie nie ma szans na wejście bez butów. Po co ma się do czegoś przykleić lub moczyć skarpetki przed praniem. W butach nie widać, co kryje w sobie nasza nieumyta podłoga – tak wiem, dzisiaj wieczorem na bank to zrobię… Akurat!

Z tą podłogą to w ogóle dla mnie są schody nie do przejścia  – żeby utrzymać ją w czystości, to co najmniej raz dziennie z mopem trzeba by było przelecieć i to najlepiej, kiedy wszyscy już śpią… Eh. Tylko nie piszcie, że myjecie ją codziennie!

– orłem jakimś wielkim w gotowaniu nie jestem, ale coś tam zrobić umiem, za to nigdy, ale to przenigdy nie przyznam się, że to sosu, który wszystkim wybitnie smakuje, nawet szwagierce mocno pro eko doprawiony jest tym z paczki. Ale uwaga, zawsze sprawdzam, żeby ten z torebki nie był z glutaminianem sodu – czy jak to tam.

– nigdy też nie zaprzeczam, gdy ktoś mówi, że się napracowałam przy kolacji, zawsze delikatnie spuszczam wzrok: „nie ma o czym mówić” – kwituję skromnie. Bo kurde nie ma o czym, zawsze, ale to zawsze mam coś zamrożone w lodówce. I jak tylko słyszę – wpadniemy, to otwieram, a tam mrożonki, sronki i zawsze coś się wymyśli. Byleby na szybko. Powinnam w ogóle wydać taką książkę: „Chcesz olśnić gości? Szybkie przepisy na prostoty od nieperfekcyjnej”.  Ważne tylko, by uzupełniać zamrażarkowe zapasy.

– no i wiadomo, już w sytuacjach ekstremalnych mówię: „Właśnie miałam zacząć sprzątać”. Niezniszczalne, a najlepsze jest to, że zawsze wszyscy wierzą. Nikt się nawet nie zająknie. I to pranie, które WŁAŚNIE miałam zacząć składać. No jak niezapowiedziani goście, to nawet w sypialni pod kołdrę nie zdążyłam schować.

Ale żeby nie było – lubię porządek, ale bez przesady. Już dawno wyleczyłam się z tego, że zlew musi być pusty – może jak nie masz w domu dzieci, które w dodatku nie sprowadzają wiecznie swoich jedząco-pijących znajomych do domu. I jak ty pijesz kawę niezmiennie non stop w tym samym kubku (to ja). Dałam sobie też spokój z doprowadzaniem domu do lśnienia, kiedy wszyscy śpią, ja też chcę się wyspać, a czysta podłoga snu mi nie da… No i po prostu mam miejsce w domu, gdzie goście wchodzić nie mogą, bo tam kryją się wszystkie moje grzechy i przewinienia nieperfekcyjnej.

A tak w ogóle to zawsze sobie myślę o znajomej, która wpadła w pułapkę perfekcyjności, u niej w akwarium nawet roślinki muszą być dopasowane pod względem wielkości i kolorów… „Nigdy nie spełniałam oczekiwań mojego ojca”, powiedziała, kiedy powiedziałam, że jednak jej zazdroszczę… I zazdrościć przestałam… Pani Domu Dobra Na Miarę Swoich Możliwości – z tym tytułem zdecydowanie mi do twarzy.