Go to content

„Tęsknić? Ale do czego?”. Nie chcą mieć znów 20-tu lat, odwaliły przez lata, kawał dobrej roboty

Fot. iStock / Brainsil

– Tęsknić? Ale do czego? Do tych ciągłych rozterek, niepewności, tego wiecznego dorabiania się? Teraz, nareszcie, przestałam być niewidzialna! Znad sterty pieluch, obowiązków, odpowiedzialności od świtu do nocy, wyłoniłam się ja. Sama w to nie wierząc. Bo gdy okazuje się, że masz ponad 50 lat i już nic nie musisz, bo dzieci mają swoje rodziny i dawno się wyprowadziły. Bo w końcu jesteś ty, to zaczynasz dostrzegać. I chcesz żyć, z całych sił, jak nigdy dotąd. Młodość mimo wszystko, owszem, była piękna. Ale ta druga może być jeszcze piękniejsza.

Nie marzą o wehikule czasu, dzięki któremu znowu mogłyby mieć 20 lat. Czują się dojrzałe, spełnione i świadome swoich pragnień. Odwaliły przez lata kawał dobrej roboty. Świetnie pracowały, wychowały dzieci, utrzymały dom. Dziś, patrzą w lustro i nie przejmują zmarszczką czy siwym włosem. Nie dostrzegają ich nawet, bo w środku odżywają na nowo. Mogą wyjechać i nie oglądać się za siebie, spełniać zaległe marzenia i znowu, mocno i intensywnie zakochać. Zwłaszcza w swoim mężu. Bo nic tak nie smakuje jak miłość, romans i seks po 50 tce.

Barbara, 58 lat

– Przestajesz być małą i naiwną dziewczynką. Orientujesz się, że lata lecą, odchodzą twoi rodzice, dzieci mają swoje życia.  Nie  musisz już się mazać i narzekać, na wieczny brak czasu. Na zmęczenie, na ciągłą gonitwę. Pamiętam, że długi okres czasu, nie mogłam się do tego przyzwyczaić. Nawet się tego bałam. Mąż zmarł już dawno temu, syn po studiach wyjechał z narzeczoną za granicę. Córka, wyprowadziła się pół roku temu. Pierwsza była cisza. Wstajesz rano i w kuchni, gdzie na suszarce już tylko jeden kubek, orientujesz się, że nie musiałaś się zrywać. Nigdzie już przecież nie gonisz, nikogo nie odwozisz, nikomu nie robisz śniadania. Nie lecisz na złamanie karku do pracy myśląc, że jednemu trzeba buty, a drugiemu opłacić korepetycje. I, że rachunki nie mogą dłużej czekać. Wystraszyłam się, że już nikomu, nie jestem potrzebna. I co ja zrobię z tym wolnym czasem, którego zawsze mi, tak strasznie brakowało. Ale każdego dnia odkrywałam coś zaskakującego. Że mogę chociażby cały dzień przesiedzieć w piżamie, oglądać komedie romantyczne i nikomu, się nie tłumaczyć. Mogę wyjść i wrócić nad ranem, bo niczym się nie muszę przejmować. No i to co dla mnie najważniejsze, mogę podróżować. Mam więcej pieniędzy, czasu, mało obowiązków. Moje dzieci nie są same, to dorośli ludzie. Byłam w Indiach i Norwegii, niedawno w Izraelu. Marzę o Japonii i pewnie polecę, bo w końcu jest czas na te dawno już schowane marzenia. Nie wiem, jak to działa ale, zrobiłam się też pewniejsza siebie i odważniejsza. Szczególnie w kontaktach z mężczyznami. Daję się zapraszać na kolacje czy drinka, miewam romanse. Odżyłam. Podobam się sobie. I nareszcie dostrzegam swoją kobiecość.

Maria, 50 lat

– Jakieś parę lat temu stwierdziłam smutno, że to co takie piękne przecież i potrzebne, że bliskość, że dotyk, gorące noce, że to wszystko już za nami. W natłoku ciągłych obowiązków, w tej szarpaninie z każdym dniem, najpierw jest ciągłe zmęczenie, a potem o tym zapominasz.O tym, że masz jakieś pragnienia, że jeszcze coś, w tobie drzemie. Pomyliłam się jednak i mówię to z uśmiechem i wypiekami na policzkach. Bo odkąd przekroczyliśmy z mężem tę magiczną liczbę, gdy już nie trzeba tego i tamtego, gdy zostaliśmy sami, to odkryliśmy siebie na nowo. Bałam się, że przestałam być dla swojego Janka atrakcyjna, że w tym wieku, to już nawet mężowi nie wypada powiedzieć, co mi się śniło. Czego bym chciała, czego mi tak bardzo brakuje. Ale gdy zobaczyłam, jak on nadal na mnie patrzy, ba! może nawet intensywniej, niż kiedykolwiek, to ja też to zobaczyłam. Że niezależność, przeżyte lata, doświadczenie, że to wszystko dodaje mi seksapilu. Bo mam świadomość swojego ciała, wiem czego chcę, wiem, na czym polega moja atrakcyjność. I, że to wcale nie młoda skóra i mały rozmiar ubrań. Trzymamy się za ręce, przytulamy na ławce w parku. Robimy sobie śniadania do łóżka i używamy go w końcu nie tylko do snu. Chyba nigdy przedtem nie czułam się spokojniejsza, bardziej pożądana i piękna. I pewna, zarówno siebie jak i tego, co chciałabym jeszcze zrobić. Bo w końcu mogę, bez wyrzeczeń i zamartwiania się. Poszłam na kurs tańca, chodzę też na jogę, regularnie z mężem na basen. Niedawno szusowaliśmy na nartach. I wróciłam do pisania książki, bo wcześniej jakoś nie było kiedy. Teraz, siedzę wieczorem na werandzie, piję wino i uśmiecham sama do siebie. Bo już nigdzie nie muszę się spieszyć. Bo jeszcze tyle przede mną.

Joanna, 52 lata

– Nie brakuje mi młodości. Bo czuję się jak nastolatka! Królowa życia, naprawdę. Przestałam czuć strach, który mnie tłamsił przez wiele lat. Zdecydowałam się na coś, na co dawno powinnam, tylko rozsądek i macierzyństwo nie pozwalały. Ale już basta, to wiek, w którym albo robisz krok do przodu, albo znikasz. A ja chcę żyć, nareszcie chcę i mogę. Odeszłam od męża zaraz po tym, jak syn wziął ślub. Stanęłam któregoś dnia przed lustrem i mówię: „popatrz na siebie, na tę swoją smutną twarz i szarą skórę, gdzie ty właściwie jesteś?”. Ciągle było coś ważniejszego, ciągle coś trzeba było na później odkładać, zawsze ktoś inny najpierw. Jak nie syn, to mąż, jak nie oni, to dom i starzejący się rodzice. I tak w kółko. Sypialnie już dawno mieliśmy osobne, widzieliśmy się rano i późnym wieczorem. Na chwilę i byle jak. Zaczęłam zadawać sobie pytania, czego ja się właściwie boję? Że samotność? Czasem jest bardzo potrzebna to raz, a dwa, kto powiedział, że moje serce przestało bić? Nie układało się od dawna, syn nas trzymał i wspólny dom. Ale przypomniałam sobie, że przecież pracowałam całe życie i nadal spełniam się zawodowo. Jestem niezależna, mądra i silna. Wychowałam syna na fajnego człowieka, niczego nie zawaliłam. Małżeństwa się czasem rozchodzą, po co szukać winnych. Mam dopiero 52 lata, mogę zawojować świat. Kiedy sobie uświadomiłam, że mnie już nic i nikt nie trzyma, to zrozumiałam, że nic nie stoi na przeszkodzie, żebym była zwyczajnie szczęśliwa. Chyba, że ja sama. Zapragnęłam podobać się jeszcze komuś, zmienić coś, zrealizować pasje, o których nigdy nie mówiłam głośno. Otworzyłam butik z orientalną odzieżą, latam po świecie, poznaje mnóstwo ludzi. Zdobywam nowe doświadczenia, realizuje się i rzucam w ramiona nowym wyzwaniom. Zasypiam narazie sama, ale nie z braku adoratorów. Chcę czegoś więcej, niż statecznej starości. Miłość może być przygodą, niekończącą się podróżą. A ja zawsze o tym marzyłam. Nie myślę o przemijaniu, o starości. Wiem, że nie nadejdzie tak długo, dopóki jej na to, nie pozwolę. A ja mam jeszcze tyle planów, więc obawiam się, że mogę nie mieć na nią czasu.