Go to content

Śpiące królewny. Nie chcą się obudzić, właściwie nie wiedzą czego chcą

Śpiące królewny. Nie chcą się obudzić, właściwie nie wiedzą czego chcą
Fot. iStock / CSA-Archive

Możesz nazwać to życiem, ale dla nich to raczej taki film, a może bajka, w której tylko grają jedną z głównych ról. O niczym nie decydują, wolą zostawić to innym. Trochę się bawią, trochę plączą bez celu, rzadko kiedy myśląc na poważnie o tym, co będzie, kiedy zostaną same albo kiedy w jakiś sposób odkryją, czego potrzebują naprawdę. To śpiące królewny, niby kobiety, ale tak naprawdę, głęboko w środku, ciągle jeszcze dziewczynki, które nie wiedzą, czego chcą, ani kogo chcą i dokąd zmierzają.

Asia, lat 26

Lubi sobie mówić, że jest „taaaaka młoda” i ma ciągle mnóstwo czasu. Na wszystko ma ten czas. Na nowe miłości, z których każda była bardzo prawdziwa, a każda kolejna kończyła się jeszcze szybciej niż poprzednie. Na studia i rozpoczynanie coraz to nowych kierunków, a żaden jakoś jej szczególnie nie zainteresował. Na bardzo drogie hobby, które podsuwa jej tata.

Na pracę, do której się notorycznie spóźnia i w której nawala, a nie wyleciała z niej jeszcze tylko dlatego, że firma należy do jej mamy.

Asia ma swoje mieszkanie, kupione przez tę samą, troskliwą mamę, która tak samo jak tata, swoją jedynaczkę traktuje od dziecka po królewsku. Wszystko było zawsze dla Asi, ale zawsze tak jak chcieli oni, nie ona. Lata mijały, z małej Asi wyrosła piękna Joanna. Bardzo drogie zabawki zamieniła na zamożnych facetów. Bo tylko oni byli w stanie choćby zbliżyć się do poprzeczki, jaką zawiesili w tym emocjonalnym maratonie rodzice Asi.

Każdy mężczyzna w jej życiu, tak jak oni musi traktować ją jak księżniczkę. Trudno jej powiedzieć, czy kiedykolwiek starała się utrzymać jakiś związek. Raczej nie: oczekiwała, że to ONI będą się starać. Choć właściwie nie wiedziała do końca czego powinna oczekiwać. Czy była w którymś z tych związków szczęśliwa? Chyba tak. Do końca nie wie. Z reguły każdy kończył się tak samo: nudził się. Sorry, to nie to.

Sama powtarza opinię, którą usłyszała o sobie od jednego z porzuconych partnerów: „Jestem dobra na chwilę, żeby podnieść samopoczucie sfrustrowanym facetom w średnim wieku, takim, którzy chcieliby o kogoś w końcu zadbać, ale jeszcze nie założyli rodziny. Mam w sobie pustkę”. Nie, nie jest głupia. Ale jest rozedrgana w środku. Chciałaby coś zmienić, coś zyskać, być z siebie dumna, ale boi się tej odpowiedzialności jaką musiałaby wziąć za siebie. Tych decyzji, którą zawsze podejmowano za nią. Więc na razie woli spać.

Beata, lat 39

Raczej już się nie obudzi. Ma dwoje dzieci, z dwoma partnerami. Ma kilkanaście przelotnych związków za sobą i rozpaczliwie próbuje zatrzymać uciekający czas. Ma też poczucie, że on przemija, a ona go marnuje, ale uważa, że nie jest w stanie zapoczątkować jakichkolwiek zmian.

– Bo ty nie wiesz, czego chcesz – powiedziała jej kiedyś przyjaciółka. – Nie potrafisz wybrać sobie dobrego faceta, nie umiesz być z dziećmi tak na 100%, i chociaż za pół roku kończysz 40 lat, ciągle nie wiesz kim chcesz być.

Obraziła się wtedy, bo ją zabolało. W głębi serca poczuła, że tak właśnie z nią jest. Nigdy nie chciała mieć dzieci. Obie córki to „wpadki”, owoce tego jednego „momentu” z mężczyzną, który w tamtej chwili wydawał się jej być gwarancją szczęśliwego życia. Chciał dziecka – zachodziła w ciążę, chciał mieć dziewczynę z długimi włosami, zapuszczała włosy, chciał, żeby zmieniła pracę – szukała nowej. Tworzyła siebie taką, jaką on chciałby ją widzieć. Osobiście nie pamięta by miała na siebie inny pomysł.

Dziś chodzi na terapię. Chodzi, bo zażądał od niej tego jej obecny partner, który kocha, ale odkrył, że Beata ma skłonność do mitomanii. Na spotkaniach z terapeutą odgrywa swoją rolę, nie jest szczera. Jeszcze mocniej maluje usta, jeszcze wyższe zakłada szpilki. Nie pamięta już jak to było przedtem, zanim stawała się „jakaś” dla swojego mężczyzny.

Katarzyna, lat 53

Właśnie się obudziła. Z mężem, nieco starszym i wiecznie niezadowolonym pedantem, córką, którą rozpieszczała jak się dało, żeby wynagrodzić jej ciągłą nieobecność i nawalanie na wszelkich macierzyńskich polach. I z ogromnym kacem. Bo nie tak to jej życie miało wyglądać. Wcale nie chciała go przespać, przymykając oko na brak miłości w związku, na pełną zależność finansową od swojego męża, na poczucie, że właściwie jest zupełnie nie w tym miejscu, w którym powinna być. Jak to się wszystko stało? Lata mijały, a wydarzenia w jej życiu następowały jakby bez jej udziały, jakby była obok, jakby jej nie dotyczyły. O ślubie zadecydował on, uznając właściwie za pewne, że ona się zgodzi. O dziecku też. I jeszcze o tym, że po urodzeniu dziecka wróci do pracy najszybciej jak się da. Więc zaczęła zasypiać, uciekać od tego swojego życia i grała w tym filmie, do którego scenariusz napisał jej mąż. I rodzice właściwie też, bo odkąd pamięta posłusznie realizowała tylko ich oczekiwania.

A potem poznała jego i wzięli ślub. Od razu odnalazła się w sytuacji, w której ktoś przejął kontrolę nad jej życiem. Były pieniądze, był piękny dom, były wyjazdy zagranicę. Coraz więcej wszystkiego wokół, tylko jej coraz mniej. A dziś?… Czy mogłaby być jeszcze bardziej samotna?

Hej, śpiące królewny, obudźcie się wreszcie… Dla siebie, dla waszych córek, dla tego wszystkiego, co mogłoby być na wyciągnięcie ręki, gdybyście tylko przestały pozwalać prowadzić się innym za rękę.