Go to content

Samotność długodystansowca… Matka, Polka, opiekunka swojego mężczyny

Samotność długodystansowca... Matka, Polka, opiekunka swojego mężczyny
Fot. iStock/PeopleImages

W polskich kobietach, niezależnie od ich wykształcenia, czy sytuacji materialnej ciągle jeszcze tkwi przeświadczenie, że są za zachowanie swoich partnerów odpowiedzialne, a nawet, że powinny ich w wielu sytuacjach wyręczać. A polscy mężczyźni to ciągle jeszcze dużo bardziej bezkarni i wolni chłopcy niż mężowie i ojcowie. Wychowywani  i  żyjący w poczuciu, że wolno im więcej i że ONA (matka, partnerka, żona) i tak się wszystkim zajmie, wszystko „ogarnie”, czasem nie dorastają nigdy, ale rzadko kiedy zostają sami. Jakimś cudem zawsze znajdzie się dla nich jakaś „opiekunka”.

Siedzą przy wąskim drewnianym stoliku, w ciemnym kącie knajpki w górskim kurorcie. Są na wakacjach, może nawet pierwszych wspólnych, z dzieckiem. On z miną obojętną, i pustym wyrazem niebieskich oczu w spuchniętej, zaróżowionej twarzy. Niespiesznie sączy piwo z wysokiej szklanki. Ona, drobna, chuda wręcz blondynka, tuli do siebie roczną dziewczynkę. Najlepsze, złote kolczyki i świeżo farbowane włosy zdradzają jak ważny dla niej ten wspólny czas.  – Weź na chwilę małą, ciężko już mi – mówi do niego prosząco. – Nie, bo się będzie darła – odparowuje on. – Lepiej już sama ją trzymaj. Z resztą, ja jestem na urlopie.

Więc chwilę potem ona z pomocą innej, obcej kobiety układa małą w spacerówce, a on gapi się w ekran telefonu.

Może i nawet chciałby pomóc, chciałby coś zrobić. Przez chwilę z wyrazem podobnym do zakłopotania patrzy na żonę i dziecko. Ale nie umie. Przecież nigdy tego nie robił. Nigdy nie został sam na sam ze swoją córką. Tak samo jak nigdy nie był specjalnie czuły, ani wylewny dla swojej żony. Spotkali się, a może znali od zawsze, pobrali, urodziło im się dziecko. Ale emocje i troskę widać dziś tylko na jej twarzy.

Kiedy kelnerka przynosi obiad, on niezdarnie wytrąca jej z tacy półmisek. Blondynka zrywa się natychmiast i zbiera resztki sałatki warzywnej z podłogi i koszuli męża.

– Daj spokój, nie rób cyrku – krzyczy on – oni po to są, płacę za obsługę.

Prosi o kolejne piwo, a chuda blondynka cichnie i blednie. Długo szepce coś mężowi do ucha. – Dopiero jedno wypiłem – odpowiada jej on głośno i bez skrępowania. W oczach blondynki szklą się łzy. Mimo woli posyłam jej współczujące spojrzenie. To błąd – dla niej nie ma chyba nic bardziej upokarzającego niż ludzkie współczucie. Przecież wszystko jest jak trzeba. Jest mąż, są dzieci i wakacje w górskim kurorcie. Jest plastikowa ciupaga przy wózku i opalenizna.

Tylko to poczucie gdzieś w środku, że to wszystko nie tak miało być. I wstyd i zmieszanie, gdy po trzecim piwie mąż zaczyna w końcu interesować się śpiącą córeczką, a po czwartym rozprawia na głos o  rodzinnych problemach.

Kilka godzin później, inna ona i inny on na popularnym deptaku w centrum miasta. Modne, sportowe ubrania, uroda jak z reklamy. Piękni trzydziestoletni, stoją w kolejce na wystawę figur woskowych. Nagle on podnosi głos na innego kolejkowicza, który spokojnie tłumaczy, że „zajął” sobie miejsce, bo nie może  tak długo stać. Trzydziestoletni wydyma usta, jest poirytowany. Nie lubi czekać i nie jest przyzwyczajony do czekania. Obrażony wytrąca z ręki oniemiałemu starszemu panu pamiątkowa kulę ze szkła i odchodzi, rzucając w stronę swojej dziewczyny:  Jeśli nie jesteś po mojej stronie, to nie wracaj do hotelu. Czar pryska, nie pomaga już nawet biel wybielonych zębów na tle opalonej na brąz, przystojnej twarzy. To zdecydowanie jest typ bad boya. I grymas kapryśnego potworka.  „Uciekaj” – chciałoby się krzyknąć towarzyszącej mu brunetce o sarnich, łagodnych oczach. Ale ona nie ucieknie. Ona już wzięła na siebie odpowiedzialność za niego. Tłumaczy, uspokaja, próbuje złapać go za rękę. Na próżno.

– Bardzo pana przepraszam – mówi zaróżowiona od wstydu do starszego pana. – Zwrócę panu pieniądze za tę pamiątkę. Proszę powiedzieć ile. – Niech już pani da spokój – odpowiada starszy pan.  To nie pani wina…

Ale młoda brunetka, tak jak i drobna blondynka z córeczką w wózku, czuje się winna. Bo może za mało się starały, za mało były czujne, nie zauważyły w porę jego zniecierpliwienia, złego nastroju, zmęczenia.  Teraz chcą rodziny jak z obrazka, albo choćby takiej jak w ukochanym serialu. Żeby on, na te dwa tygodnie, albo na kilka dni zamienił się w kogoś kim nigdy nie był, bo nikt nie pokazał mu jak to zrobić. Czy to jest w ogóle możliwe?

Pewnie tak, jeśli on znajdzie w sobie siłę i motywację do zmian, a ona przestanie mu bezkrytycznie matkować. Póki co, taki układ trwa. Bo tak jest (jemu) wygodniej.