Go to content

Samotne macierzyństwo to często wybór kobiety. Czy mężczyzna zawsze ma prawo wiedzieć, że został ojcem?

Fot. iStock/ue_

Dziecko, powinno mieć oboje rodziców, ale niestety życie piszę różne scenariusze. Powodów, dla których niektóre z nas decydują się na samotne macierzyństwo, bądź po prostu z dala od ojca dziecka, jest tak samo dużo jak historii ludzkiego życia.

Sylwia, mama 8 letniej Dominiki

Miał być ślub, a był pogrzeb i depresja, która mnie też o mało nie zabiła. Byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi, miałam faceta, który po czterech latach cudownego związku, oświadczył mi się i usłyszał „tak”. Ale garnitur zamiast do śluby, musieliśmy założyć Adamowi do trumny. To był wypadek samochodowy, dwa dni przed weselem. Do drzwi zapukał policjant i od razu wiedziałam, że stało się coś strasznego. Z kolejnych dwóch lat niewiele pamiętam, bo sporo piłam i ciągle byłam na lekach uspokajających. Tak wiem, to kiepskie połączenie, ale mi wtedy było wszystko jedno.

Nie spotykałam się z nikim na stałe, czasem jakiś szybki seks, żeby odreagować, a potem znowu pogrążyć się w bólu i rozpaczy. Myśl o dziecku, upragnionym i planowanym z moim zmarłym narzeczonym, wróciła blisko pięć lat po tamtych ciężkich wydarzeniach. Od razu wiedziałam, że chcę być matką, chcę mieć dla kogo żyć i kogo kochać. Ale nadal, nie chciałam z nikim być. Z ojcem biologicznym mojej Dominiki nie znałam się szczególnie dobrze. Kilka razy się spotkaliśmy, był seks, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Celowo przestałam się zabezpieczać, nie powiedziałam mu o tym. Wiedziałam, że jego podejście do ojcostwa jest nijakie,  bo mówił, że jakby już musiał, no to ewentualnie, wspierałby pieniędzmi. Było mi to na rękę, zwłaszcza, gdy okazało się, że on wyjeżdża na stałe za granicę, a ja… jestem w 6 tygodniu ciąży.

Córka zapytała mnie o swojego ojca tylko raz. Pani w szkole, kazała napisać wypracowanie o tym, czym zawodowo zajmują się rodzice. I wtedy porozmawiałyśmy chwilę. Powiedziałam jej, że człowiek, o którego pyta, jest dobry i mądry, ale nie możemy ze sobą być. Mieszka, bardzo daleko stąd i nie mamy kontaktu. Zaznaczyłam, że gdy Misia będzie trochę większa, wrócimy do tej rozmowy. Nie dopytywała, śmiała się, że razem we dwie też jest nam dobrze i że wiele dzieci w klasie ma tylko jednego rodzica. Jeśli kiedykolwiek zażąda prawdy, powiem jej. A jeśli, będzie chciała go odszukać? Nie wiem, nigdy o tym nie myślałam, ale pewnie pierwsza będę musiała to zrobić. I przyznać się, że jestem nie tylko dawną znajomą, ale też matką jego dziecka. Nie uważam, że komuś wyrządziłam krzywdę swoją decyzją. Moja córka ma wszystko czego potrzebuje, kocham ją ponad wszystko.

Spotykam się z kimś teraz, zna Dominikę oraz moją historię i nie potępia za to, jak postąpiłam. Cieszy mnie, że stara się być przyjacielem dla mojego dziecka, a może kiedyś będzie dla niej tatą, którego trochę ja jej odebrałam.

Lucyna, mama 15 letniego Rafała

To był romans, na dodatek w pracy z kimś, kto już miał rodzinę i dom. Nie kochałam go, po prostu pociągał mnie fizycznie i intelektualnie. Spotykaliśmy się przez blisko pół roku po kryjomu. Któregoś wieczoru powiedział, że gdybym jakimś cudem zaszła w ciążę, to on uczciwie mówi, że nie chce tego dziecka. Zadeklarował pomoc finansową, gdyby trzeba było ewentualnie „pozbyć się problemu”.

Kiedy się zorientowałam, że spóźniająca się miesiączka to nie wynik burzy hormonów, jeszcze chwilę pracowałam w tamtym biurze. Później poszłam na zwolnienie od psychiatry, żeby nie rozeszło się, że jestem w ciąży. Do tamtej firmy nigdy nie wróciłam.

Zmieniłam pracę i zniknęłam z jego życia. Nie szukał mnie nawet przez chwilę, ani razu nie zadzwonił, nie wysłał maila. To mnie tylko upewniło, że dobrze zrobiłam. A  kiedy na świecie pojawił się mały Rafał, oszalałam! Z radości, o której wcześniej nie miałam zielonego pojęcia. Nie sądziłam, że posiadanie dziecka to takie pokłady wspaniałej energii i miłości totalnie bezwarunkowej. Zupełnie nie myślałam, że jestem sama, tym bardziej, że miałam cudowne wsparcie zarówno od rodziny jak i znajomych. Lata mijały, w moim życiu, pojawił się kolejny mężczyzna, z którym chciałam założyć prawdziwą rodzinę.  Łukasz, wiedział o całej sprawie i nie nie do końca zgadzał się z moją postawą, ale starał zrozumieć i nie komentować.

– Mamo, dlaczego ja w ogóle, nie jestem podobny do taty? – spytał Rafał, gdy miał już 11 lat, a Łukasz, był od dawna moim mężem i… ojcem naszej wspólnej córki. Wtedy jeszcze, nie powiedziałam mu prawdy. Zbyliśmy go z mężem, a wieczorem usiedliśmy porozmawiać na spokojnie. Łukasz radził, by pojechać do biologicznego ojca Rafała i o wszystkim mu powiedzieć. Przecież nie mogłam dłużej milczeć, a nie chciałam okłamywać syna, że jego prawdziwy tata umarł.

Zdobyłam numer telefonu do byłego partnera i poprosiłam o spotkanie. Zgodził się, a nawet cieszył, że się odezwałam. Kiedy powiedziałam mu, że ma syna, usłyszałam, że to problem, z którym on nie ma i nie chce mieć nic wspólnego.

Nazajutrz zabrałam syna na lody, a w parku opowiedziałam krótką i zmyśloną historię. Uśmierciłam w niej „biologicznego”, bo on sam tego sobie życzył. Rafał przyjął to bardzo spokojnie i normalnie. Mówił, że to przykre, ale jeśli tak się stało, to cieszy się, że teraz ma tak dobrego ojca. Nie wiem, czy kiedyś powiem mu prawdę. Nie wiem, czy jest jakikolwiek sens, skoro tamten człowiek i tak zawsze chciał się pozbyć mojego syna.

Dziś jestem szczęśliwą matką, dwójki kochanych dzieci oraz żoną człowieka, który traktuje Rafała jak rodzonego syna. I wiem, że dobrze zrobiłam. W moim jednak przypadku, to było najlepsze wyjście z całej sytuacji.

Wybór, przed jakim stanęły moje bohaterki, oznacza często życie w kłamstwie, poczuciu winy i unikanie trudnych pytań. Czy ojciec ma prawo wiedzieć? Po raz kolejny okazuje się, że ile historii, tyle opinii…