Go to content

Samotna Sardynia wiosną

Fot. Kat Piwecka

Wyspa skał i wiatru, przepełniona aurą nostalgii i osamotnienia, zapomniana przez Włochów i rzadko odwiedzana przez turystów, idealna dla samotników kochających bliski kontakt z naturą. Sardynia to druga pod względem wielkości wyspa Morza Śródziemnego. Słynie z przepięknego wybrzeża – szmaragdowo-błękitnych zatok otoczonych skałami o osobliwych wypolerowanych kształtach. Dominującym żywiołem na Sardynii jest wiatr. Mówi się, że Sardynia jest „sempre ventilata” – cały czas „wietrzona”. Rzadko odwiedzana przez turystów zachowała swój pierwotny charakter. Panuje tutaj nieskażona i dzika natura – skaliste wybrzeża, odludne plaże, liczne zatoczki otoczone klifami, groty z kolosalnymi stalaktytami i stalagmitami, korytarze jaskiń wijące się kilometrami oraz kręte górskie drogi. We wszechobecnych tutaj skałach przybierających najróżniejsze kształty, każdy znajdzie co mu się „widzi” – zwierzęta takie jak słoń i niedźwiedź lub zaklęte w kamień ludzkie twarze.

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Małe portowe miasteczko na zachodnim wybrzeżu wyspy. Moje pojawienie się wywołuje sensacje u lokalnych mieszkańców, których zresztą można policzyć na palcach jednej ręki. Jedyna w całym miasteczku otwarta kafejka serwuje tylko i wyłącznie kawę oraz lody. Jedyny w całym miasteczku bankomat przywalony gruzem jest w remoncie od zeszłego roku. Jedyny w całym miasteczku sklepik spożywczy świeci pustymi półkami, a nieliczne produkty mają nieaktualną od wielu miesięcy datę ważności. Nikt tutaj nie mówi po angielsku, więc nie mam wyjścia i próbuję porozumiewać się w języku migowo-włoskim. Na szczęście dzięki niezwykłej życzliwości i otwartości Sardyńczyków – idzie nam w miarę dobrze.

Największym problemem jest zjedzenie obiadu, bo trzeba jechać kilkadziesiąt kilometrów, żeby znaleźć otwarty i w pełni zaopatrzony sklep spożywczy (o restauracji można zapomnieć). Po wyspie podróżuje się bardzo dobrze wynajętym samochodem, drogi są w dobrym stanie. Pomimo, że wyspa jest duża, w ciągu tygodniowego pobytu udaje mi się dotrzeć do Przylądka Północnego i Archipelagu Magdaleny, Wybrzeża Szmaragdowego i Zatoki Orosei na zachodnim wybrzeżu oraz Riwiery Koralowej na wschodzie wyspy.Codziennie do snu kołysze mnie szum morza, a rano budzi mnie krzyk bardzo hałaśliwych mew. Poza tym nic się tutaj nie dzieje. Na całej wyspie opustoszałe miasteczka zdają się trwać we wiecznej sjeście. Cisza i spokój – gdzieniegdzie słychać tylko odgłosy z włoskich stacji radiowych i telewizyjnych. Na skałach przy morzu silny wiatr szaleje we wszystkie możliwe strony. Człowiek zdaje się być wystawiony ku dzikiej naturze i poniewierany przez potężne żywioły. Już dawno nie czułam się taka samotna jak tutaj … i już dawno mi ta samotność tak bardzo nie przeszkadzała …

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Miłą odmianą w mojej samotnej podróży są codzienne śniadania, które dla kontrastu odbywają się w bardzo hałaśliwej atmosferze w kafejkach pełnych energicznie dyskutujących ze sobą Sardyńczyków. Codziennie rano siadam przy stoliku i ich obserwuję – jak piją kawę, rozmawiają prawie krzycząc i czytają gazety podczas obowiązkowej porannej kawy z rogalikiem. Typowe włoskie śniadanie składa się z kawy cappuccino oraz rogalika cornetto. Niektórzy maczają najpierw rogalik w mlecznej piance, a dopiero potem wypijają kawę. To jedyna chwila w ciągu dnia kiedy mam kontakt z ludźmi, dlatego tak bardzo się rozkoszuję ich obecnością i gwarem panującym w kawiarence. Zaraz potem przepadam znowu w mojej samotnej eksploracji tej dzikiej i odludnej wyspy …

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka

Fot. Kat Piwecka