Go to content

„Przed wojną, to był inny świat… My byliśmy młodzi, zakochani, odważnie braliśmy się z życiem za bary!”

Fot. i Stock / ivanmateev

Zachwyca nas łagodna, elegancka mądrość wielu znanych, starszych osób. Chętnie cytujemy ją na swoich profilach na portalach społecznościowych. A w normalnym życiu? Przechodzimy obok starszych ludzi raczej obojętnie, lub z pewnym dystansem. Mijamy ich, gdy siedzą na ławeczkach w parkach. Nie spotkamy się z nimi raczej w dużych sklepach, bo zakupy robią tam zazwyczaj rano. Dla tych w najbliższej rodzinie często po prostu nie mamy czasu. A gdyby tak podejść…?
Na placu przed kościołem kilka drzew, klomb i fontanna. Pani Basia i pani Krysia przychodzą tu już od roku. Mają swoją ulubioną ławkę, z bardzo dobrym widokiem. Te dwie starsze panie fascynują mnie od dnia, kiedy wracając z córką ze szkoły usłyszałam fragment ich rozmowy. – Miłość to tam takie duperele – mówiła z pełnym przekonaniem, na oko starsza i nonszalancka pani Krystyna, a słowo „duperele” zabrzmiało w jej ustach jak poważny termin ze specjalistycznego słownika. – Wiele bym dała, żeby jeszcze przeżyć takie duperele. Z takim Redfordem… – uśmiechnęła się w odpowiedzi pani Barbara.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam w nich dwie, młode rozchichotane dziewczyny, które przysiadły tu tylko na chwilę, żeby poplotkować. Od tego czasu często wracałam do nich myślami, a choć raz w tygodniu mijałam je, siedzące razem na ławce przed fontanną i pogrążone w zajmującej rozmowie. Ale z jakiegoś powodu bałam się zanurkować w ten ich zamknięty, ławeczkowy świat sprzed kościoła. Kilka dni temu ciekawość drugiego człowieka przeważa jednak i odważam się w końcu podejść.

Fot. Wiki Commons / CC0 Public Domain

Fot. Wiki Commons / CC0 Public Domain

Kobieta

–  Dzień dobry – mówię i przedstawiam się grzecznie. Raz kozie śmierć. W odpowiedzi obie panie przedstawiają się elegancko i wymieniają ze mną bardzo delikatny uścisk dłoni. – Czy mogłabym chwilę z paniami porozmawiać? Taki wywiad przeprowadzić o tym, co panie myślą na różne tematy – dodaję widząc lekką konsternacje na twarzach obu pań. – Oczywiście, zapraszamy serdecznie. Ale nie wiem, czy nasze gadanie panią zainteresuje. Czy my mamy coś ciekawego do powiedzenia dla was, młodszych? – uśmiecha się filuternie pani Basia, ubrana w beżowy płaszczyk i miękkie, skórkowe rękawiczki. – O, na pewno. Mnie interesuje na przykład, co panie myślą o młodych, współczesnych kobietach – zaczynam, a oczy pani Krysi otwierają się szeroko.

– Bardzo je popieramy – mówi. – I gorąco dopingujemy. Kobiety mają teraz bardzo ciężko, wie pani. Pewnie sama ma pani dzieci, rodzinę. I pracuje pani, bo chodzi pani tutaj i nas pyta, do jakiejś gazety. Za naszych młodych czasów, to było jednak łatwiej. Nikomu się nie spieszyło, żeby mieć wszystko już, zaraz. I może wam się wydaje, że miałyśmy mniej możliwości, ale chyba, przepraszam panią, bardziej nas szanowano, za tę naszą pracę. I w życiu codziennym też. Niech pani się nie da mężczyźnie zdominować.

Mężczyzna

– W ogóle było inaczej – dodaje pani Basia. – Mężczyzna na przykład nigdy by przy mnie nie przeklął, a teraz – kto się tym przejmuje? Niech pani spojrzy na tych tam, co wychodzą ze sklepu – skinienie głowy w kierunku pary po drugiej stronie ulicy. – Kobieta mu drzwi trzyma i jeszcze siatki niesie. A on? On proszę pani, nawet jej drzwi do samochodu nie otworzył. Wszystko musi sama. Wy teraz jesteście takie Zosie-Samosie. I ja wam bardzo współczuję. Bo kobieta jest jednak delikatnej konstrukcji. A haruje, jak za przeproszeniem wół. Na niego też. Proszę o tym pomyśleć.

– Wie pani, kiedy byłam młoda, mężczyzna musiał się bardziej o ukochaną postarać – wtóruje pani Krystyna. – A teraz? Moja wnuczka pisze ciągle te SMSy i się denerwuje, że narzeczony nie odpisuje. Siedzi i czeka. Albo sprawdza w komputerze, co on gdzieś tam komuś napisał. Bardzo ją to denerwuje. Albo gdzie się o której zameldował. Całe śledztwo przeprowadzi i nic mu nie powie, wszystko tak trzyma w sobie. A on nic, najpierw koledzy, a na końcu dziewczyna. No chyba, że to gej? –  zastanawia się głośno.

– Pani Krysiu – denerwuje się uczuciowa pani Basia – ale ludzie ze sobą więcej rozmawiali w ogóle. A przez to cholerstwo to choćby nawet siedzieli obok, to nie rozmawiają. Pani spojrzy na tamtą ławkę, takie randki są teraz: jedno wpatrzone w swoje pudełko i drugie. I porównują sobie te pudełka, ale czy tam jest napisane, co ten absztyfikant ma w głowie?

Miłość

– Mówi pani o telefonach komórkowych? – wtrącam nieśmiało. – I o komórkach i o Internecie – pani Basia jest znawcą nowych technologii. – Wy się poznajecie przez komputer. My poznawaliśmy się życiowo, jakoś lepiej się tych narzeczonych wybierało. Nie na łapu-capu. Nie było potem takiego zaskoczenia, że on jest zupełnie nie taki, jak miał być. Albo że na zdjęciu w komputerze wyglądał na wyższego i szczupłego. My się najpierw uważnie obserwowaliśmy, zanim zostaliśmy parą. Z naszego pokolenia, to się ze znajomych nikt nie rozwiódł. – Bo poumierali zanim zdążyli się rozwieść – chichocze pani Krystyna.

Warszawa_-_Marszałkowska_1912

Fot. Wiki Commons / CC0 Public Domain

– Dzień dobry paniom – tubalnym głosem wita się z nami pan Zbyszek. Właśnie wrócił z zakupów na bazarku. W każdą środę i w każdy piątek, punkt 12:15 przysiada się do obu pań by razem z nimi komentować otaczającą rzeczywistość. Głównie tę polityczną.

Życie

– Przed wojną, to był inny świat – mówi zupełnie tak, jak to miał zwyczaju mój dziadek, kiedy tłumaczę mu powody, dla których zajęłam jego stałe miejsce (między obiema paniami) na ławeczce. Pan Zbyszek bez krawata nie wychodzi z domu, a postawę, mimo dobrej 80-tki na karku, ma wyprostowaną jak żołnierz. – A co było lepsze? – pytam. – No jak to? Młodość! My byliśmy młodzi, zakochani, odważnie braliśmy się z życiem za bary! – pada odpowiedź pana Zbyszka. – Ja tam jestem zadowolona ze swojego wieku – uśmiecha się pani Basia. – Mam dwie córki, wnuczki, doczekałam się prawnucząt. I nie muszę nigdzie biegać, żadnych SMS-ów wysyłać. Z państwem sobie rozmawiam. Całkiem znośna ta moja starość. A w ogóle, to ja jestem młoda. Tylko kostium mi się pomarszczył.

–  Młodzi za dużo oczekują od życia – grzmi tonem belferskim pan Zbyszek. – Trzeba przyjmować, to, co jest i więcej od siebie wymagać. A nie tylko „daj mi to, daj mi tamto”… Hmmm. – przyznaje po chwili uczciwie.  Ja też chyba taki byłem. Kiedyś. Zapomniał wół… Rozmowę przerywa  nam dźwięk elektronicznej melodyjki. Czy dobrze słyszę? To motyw przewodni z „Czterech pancernych”… – O, kontrola! – śmieje się pan Zbyszek, a zawstydzona pani Basia wyciąga z torebki najpierw okulary, a potem pokaźny telefon komórkowy. – E… – mówi przeraszająco. – Nie chce mi się teraz. Potem się córce zamelduję. Chyba zapomniałam dziś tabletki wziąć… – A nie będzie się córka niepokoić, że pani nie odbiera? – dopytuję. – A niech się pomartwi, niech pani nie odbiera – śmieje się pani Krysia. – Co oni niby mają ważniejszego niż nas, starych ludzi na sumieniu?

W to niezwykłe, zimowe popołudnie wracam do domu ogrzana ciepłem dopiero co poznanych, niezwykłych trzech osób. Dobrze mi tam z nimi było, wciągnął mnie ten ich świat. Świat wcale nie tak bardzo różny od mojego…