Go to content

Przebudzenie. Nie bój się umierania, bój się tego, że nie będziesz żyć naprawdę

Fot. iStock/SrdjanPav

Być może masz 30 lat i ciągłe wrażenie, że wszystko się dopiero zaczyna. A może skończyłaś 60-tkę i masz o wiele więcej doświadczeń za sobą. Choć może to bardzo stereotypowe myślenie, bo czasem ci, którzy żyją dłużej, wcale nie przeżyli i nie doświadczyli więcej, niż młodzi. W każdym razie, wciąż uczysz się życia. Wiesz już, co to śmierć, pożegnałaś kilka bliskich osób, ale nie wypowiadasz za często tego słowa na głos. Nie oswoiłaś go, boisz się go. Żyjesz zachowawczo, po cichu, nie pragnąc zbyt wiele. Nie dlatego, że wyznajesz buddyjską zasadę, żeby odpuścić wszelkim oczekiwaniom, ale dlatego, że na każdym kroku towarzyszy ci lęk. Lęk przed podejmowaniem decyzji, które mogłyby zmienić twoje życie. Lęk przed nowym, nawet jeśli miałoby ci przynieść wszystko, co najlepsze. Lęk przed miłością i zaufaniem drugiemu człowiekowi. Pora na przebudzenie. Nie bój się śmierci, bój się tego, że nigdy nie zaczniesz naprawdę żyć.

Jak tego dokonać?

Nie zostawiaj sobie „niedokończonych spraw” z przeszłości

Nie rób emocjonalnych zaległości, nie odsuwaj od siebie nierozwiązanych, trudnych sytuacji. To one nie pozwalają ci w pełni cieszyć się życiem, wracają do ciebie, męczą twoje sumienie, przeszkadzają przeżywać głębiej radość, kochać szczerzej i bez tajemnic. To one nastrajają cię negatywnie i blokują. Nie musisz wyciągać ręki do największego wroga. Ale zdecydowanie powinnaś przepracować w sobie emocje związane z tą osobą i sytuacją, w której tkwicie. Odpuść, a poczujesz olbrzymią ulgę. Nie pielęgnuj w sobie uczucia nienawiści, rozgoryczenia, złości. Wolność (również ta od złych emocji) jest warunkiem szczęścia osobistego.

Wybaczaj sobie

Bywamy wspaniałomyślni i pobłażliwi dla wszystkich wokół, ale bezlitośni dla siebie samych. Czasem nawet, jesteśmy okrutni i wymagający do bólu. Dlaczego? Czyżbyśmy uważali się za gorszych? Czy nie zasługujemy na własną empatię i zrozumienie? O ile łatwiej byłoby nam w życiu biec do przodu i sięgać po marzenia, gdybyśmy przyjęli do świadomości i zaakceptowali fakt, że mamy prawo do błędów i własnego, osobistego przebaczenia. Żałowanie, że coś nam nie wyszło, że kogoś (!)zawiedliśmy, że nie daliśmy rady, trzyma nas jak w pułapce i oddala od poczucia satysfakcji z życia.

Naucz się cieszyć życiem

Na świecie pełno jest cierpienia, nieszczęścia i niesprawiedliwości. Jeśli jesteś wrażliwą, empatyczną osobą, możesz czasem mieć poczucie, że ogrom tego całego nieszczęścia cię przytłacza, napędzając poczucie, że nie warto podejmować żadnych działań, bo „i tak się nie uda”. Że więcej jest trudności i bólu, niż dobrych i pięknych momentów. W rzeczywistości, proporcje są zupełnie odwrotne. Problem w tym, że to my sami nie potrafimy docenić i cieszyć się z tego, co już osiągnęliśmy. Kiedy już nauczymy się odnajdywać radość w najprostszych gestach i najbardziej „zwykłych” momentach, ta dziwna układanka zacznie składać się w jeden, spójny obraz.

Musisz nauczyć się rozróżniać rzeczy, na które masz wpływ, od tych, które pozostają poza twoim zasięgiem. I po prostu przyjąć, że … takie jest życie. Oczywiście, nie zgadzaj się, kiedy widzisz, że komuś dzieje się krzywda. Staraj się zmieniać swoją, najbliższą rzeczywistość. Ale nie trać energii na zmienianie ludzi i pomaganie tym, którzy bez wyrzutów sumienia zostawiliby cię samego z twoimi problemami.

Nie pozwól innym kierować twoim życiem

Rodzice, partner, przyjaciele… Oni wszyscy chcą twojego dobra. Nie pozwól im go sobie odebrać – mówi zabawne przysłowie. A jednak, wiele w nim prawdy. Bo kto zna się lepiej na twoich potrzebach niż ty sam? Ile czasu zajmuje ci tłumaczenie „tym innym”, że chcesz żyć po swojemu, nawet popełniając błędy? Ile razy, z powodu kogoś bliskiego, albo kogoś, kto ma na ciebie duży, choć niekoniecznie dobry wpływ, zrezygnowałaś ze swoich planów, decyzji, marzeń? Ile razy się poddałaś, wycofałaś, żeby kogoś nie urazić? Ile razy dałaś się pouczać, zbesztać, skarcić za to, że chcesz żyć inaczej?

Kiedy nadejdzie koniec, miejmy poczucie spełnienia. Nie chodzi przecież o to, by zrealizować „plan na życie”, żeby odhaczyć wszystkie punkciki, albo wyznawać zasadę – im ich więcej uda się zrealizować, tym lepiej. Chodzi o to, by PRZEŻYĆ życie, odczuwać emocje, przyjmować je, zauważać, rozumieć. Cieszyć się tym, czego doświadczamy i być za to wdzięcznym, nawet jeśli owo doświadczenie jest negatywne. I nie żałować.  Wtedy śmierć nie jest końcem, ale pięknym zakończeniem.