Go to content

Prezent z głębi serca czy portfela?

Fot. iStock / ArtMarie

Jeszcze chwil parę i nadejdzie ten piękny świąteczny czas, gdy poza łamaniem opłatka i składaniem życzeń, uszczęśliwimy siebie nawzajem prezentami. Kto jak kto, ale to dzieci czekają na pierwszą gwiazdkę z wyjątkową niecierpliwością. – Mamo, a co mi przyniesie pod choinkę Mikołaj? – pytają najmłodsi po stokroć, z wyjątkowym natężeniem od momentu pojawienia się świątecznych reklam na dziecięcych kanałach w telewizji. 

Nie tylko matka ma problem z prezentami

Podobny ból głowy cierpią również ciocie/wujowie/ dziadkowie. O rodzicach chrzestnych nie wspominając! No bo o co chodzi z tymi prezentami – ma być sensownie dla portfela darczyńcy, niekłopotliwie dla rodzica dziecka, oraz radośnie dla samego obdarowanego. I ta równowaga nie jest łatwa do osiągnięcia, bo w dobie dzisiejszego „lepiej mieć niż być”, zwykły wybór prezentu urasta do rangi niezwykłego problemu.

A problem pojawia się gdy zaglądamy do pustego portfela, ze świadomością że nie wypada kupić „chińszczyzny”. Bo w powszechnym mniemaniu prezent za 5 zł, z reguły byle jaki, rozleci się no i w oczy może kłuć brak znanej marki, metki i w ogóle. A czy prezent za 30 zł brzmi już lepiej? Choć nie zawsze tańszy znaczy gorszej jakości, w dzisiejszych czasach głupio tak, zdaniem wielu  „pożałować”. Znam przypadek, gdy po urodzinach córki znajoma odszukała w sieci cenę danego podarku i z marszu wiedziała, kto oszczędza na „szczęściu” jej dziecka.

Za tanio – niedobrze, szukasz więc dalej

I natykasz się zabawki od 50 zł wzwyż, przez wielu traktowane jako te z lepszej półki. Wiadomo, marka kosztuje i płacisz za jakość, nikt więc nie powinien narzekać. Tyle, że zawsze można ciumknąć z niezadowoleniem, że opcja zabawki nie na full wypasie, bo zamiast jeździć, szczekać i myśleć za dziecko, zabawka służy „jedynie” do zabawy. Bywają dzieci, które prezentem pocieszą się 5 minut i rzucają w kąt, są i takie, których niczym nie obłaskawisz, choćbyś nie wiem jak się starała.

Kupowanie prezentów bywa udręką

Ale sami ciężko na to pracujemy!  Nie da się ukryć, że ogromny wpływ na postrzeganie świąt przez pryzmat tego, co dziecko znalazło pod choinką, to częsty błąd najbliższych dziecka. Z reguły na co dzień nie brakuje maluchom zabawek. To powoduje, że same mają coraz wyższe wymagania i coraz trudniej im dogodzić. Zabawki przestają służyć do zabawy, a stają się kolejnym przedmiotem w dziecięcej kolekcji. Przestają cieszyć, bo czy może radować coś, co od poprzednich rzeczy różni się jedynie kolorem czy wielkością? Podobne funkcje, podobne zastosowania, takie same przedmioty z każdej strony. Ciągła licytacja, kto da więcej? Dzieciaki same nie wiedzą, czego by chciały, mając wokół wszystko na wyciągnięcie ręki. Mamo, kup mi to, kup mi tamto, a matka siedzi i potakuje, choć ani myśli zaciągać kredytu hipotecznego na spełnienie wygórowanych marzeń dziecka.

A co będzie jak dojdziecie do ściany? Dziś uważacie, że za mniej niż stówkę to nie wypada, a co będzie za kilka lat? Prezent za tysiąc złotych? Nie? Ale jak to – najpierw dzieciaka nauczyliście, a teraz spuszczacie z tonu?

Sami jesteśmy sobie winni

Sprowadzamy święta do parteru, skupiamy się na ich materialnej stronie. Co na stół, co pod choinkę, ile w kopertę księdzu, to poruszane jest bez szczególnego pardonu nawet przy dzieciach.To wszystko  wpisuje się w hasło konsumpcjonizmu, który zżera najważniejsze wartości. Znamienne jest to, że nie wspólnie spędzony czas, ale właśnie te nieszczęsne prezenty, stają się meritum świąt. Nie ma co czekać na koniec wieczerzy wigilijnej, by się cieszyć ich rozpakowywaniem, teraz rozdawane są nawet przed pierwszą gwiazdką, bo po co zwlekać z najważniejszym?

Może czas zmienić mentalność? 

Nie ma co się żyłować, aby błysnąć drogim prezentem, nie o to tu chodzi. Być może dziecko nie zwróci uwagi na cenę podarunku, a może nawet wcale nie zwróci na niego wielkiej uwagi… Dziś dzieci mają już chyba wszystko, nie trudno o przesyt,  więc nie ma sensu silić się na „cokolwiek” byle bogato. Dla odmiany pokażcie im, że prezent to jedynie dodatek do świąt, a nie ich sens. Że ważniejsze są rodzinne spotkania, rozmowy, radosne kolędowanie. Nie musicie także udowodniać światu, że świąteczne prezenty muszą być z zasady kosztowne. Bo nie muszą, za to powinny być z głębi serca a nie portfela, tylko wtedy będą miały sens.