Go to content

Jak pożegnać to, co kochasz. Nie myśl, że coś ci zabrano, pomyśl o tym, ile dostałeś

Fot. iStock/Viktor_Gladkov

Kiedy dzwoni telefon, być może już to przeczuwasz, już wiesz. I dzieje się dziwnie, bo choć przecież się przygotowywałeś, nigdy nie jesteś gotowy na takie rozstanie. A może wcale się tego nie spodziewałeś, może ta wiadomość spadła na ciebie nagle, zdarzyła się jak koszmarny przypadek. Umarł ktoś bliski, ktoś kto jeszcze wczoraj uśmiechał się do ciebie i mówił, że życie jest piękne, ale trudne i czasem boli. Ktoś, o kim myślałeś, że będzie „zawsze”, albo że to ty odejdziesz pierwszy. I nagle, choć otoczony bliskimi, zostajesz całkiem sam. Bo nikt ci nie pomoże zrozumieć „dlaczego?”. Nikt nie zabierze od ciebie tej pustki, samotności i bólu.

Cierpisz. Niezależnie od tego, w co wierzysz – tu już go nie zobaczysz. Część ciebie (bo ci, których kochasz zawsze stają się po trochu częścią ciebie) znika, ale nie bezboleśnie, tylko tak, jakby ktoś ją bezlitośnie wyrwał. Fizycznie odczuwasz to całym sobą. Pytasz. Zadajesz tysiące pytań, choć wiesz, że nie ma na nie odpowiedzi. Chcesz się ratować, więc słuchasz innych, zachłannie, starając się odkryć, zrozumieć tajemnicę życia.

Mówią ci: zobacz, tak jest lepiej. „Tam” (gdzieś w innym wymiarze, w innej przestrzeni) jest mu lepiej, on jest już po tej stronie, gdzie nic nie boli, gdzie jest się szczęśliwym. A może bezdusznie powtarzają, że takie jest właśnie życie – ono polega na pożegnaniach z tymi, którzy są nam najbliżsi. Mówią tak i mówią, a ty zaprzeczasz, bo się na to nie zgadasz, bo czujesz się oszukany, okradziony, skrzywdzony. Myślisz, że nie wiesz jak teraz będziesz żyć. Że sobie nie poradzisz, albo że wcale nie chcesz sobie poradzić. Zbuntujesz się, ale nic ci po tym buncie. On już niczego nie zmieni.

Mówią, że ból minie, że wszystko będzie tak, jak dawniej. Ale ty wiesz swoje. Nic już nie będzie jak dawniej, nawet jeśli znów zaczniesz się uśmiechać, znów poczujesz głód i smak ulubionych dań. Nawet jeśli przyjdzie do ciebie miłość.

Nie myśl o tym, jak wiele straciłeś. Że jej/jego już nie ma. Pomyśl o tym, jak wiele dostałeś. Od dziś, już do końca bądź wdzięczny:

Za rozmowy, te niekończące się, długie, te „o wszystkim i o niczym”, o rzeczach ważnych i błahych. O miłościach i smutkach, o szczęściu i o tym, co w życiu się naprawdę liczy. Ile się o sobie dowiedziałeś, ile zrozumiałeś? Na ile łatwiej było ci potem stawić czoło trudnościom i problemom, o których myślałeś, że nigdy im nie sprostasz?

Za uważność, taką, która sprawiała, że chciałeś mówić. Za herbatę z cytryną i ciasto, albo kawę wypitą wspólnie w tej małej kawiarni na rogu.

Za spotkania, podczas których czułeś, że dopóki ten ktoś cię rozumie, wszechświat ma sens.

Za dobro i uśmiech, dzięki któremu wiedziałeś, że byłeś WAŻNY, a twoja obecność sprawia komuś radość.

Za coraz cichsze i słabsze „halo” w słuchawce telefonu, które sprawiało, że nawet będąc daleko, mogłeś się poczuć jak w domu.

Za prezenty, drobne i niespodziewane, kupowane zawsze z myślą o tobie, ale nigdy nie przypadkiem, czy dlatego, że „była taka promocja”.

Za wielki, ścienny kalendarz, na którym na czerwono zaznaczono datę twoich imienin i urodzin, jakby były najważniejszymi datami w całym roku.

Za miłość, przyjaźń, której byś nie poznał gdyby nie on/ona…

Za to, że wiesz kim jesteś, znasz swoje korzenie. Za tysiące opowiedzianych historii o tym jaki byłeś, kiedy byłeś mały i jak wtedy wyglądał cały świat.

I wiesz jeszcze za co?

Za ciche mruczenie do poduszki, gdy było ci źle, za wierność, którą widziałeś w bursztynowych, ufnych oczach.

Bo naprawdę nieważne, czy dziś na ręku umiera ci „tylko” ukochane zwierzę, czy żegnasz się z kimś najbliższym. Istotą radzenia sobie z bólem po stracie tych, których kochamy, jest umiejętność bycia wdzięcznym za to, czego dzięki nim doświadczyłeś.