Go to content

Portrety. Kornelia czeka, jeszcze nie wie na co. Może na tę ostatnią kroplę, która przepełni czarę goryczy.

Fot. iStock/Martin Dimitrov

Kornelia

Kolo trzydziestki, bardzo ładna, drobna, z rudymi lokami i piwnymi oczami. Niepewna siebie, od zawsze zakompleksiona, choć na zewnątrz pozornie pewna siebie. Bystra, wesoła, inteligentna. Ukończyła wymarzone studia. Poznała księcia z bajki. Wyszła za mąż. Pracuje w urzędzie, by mieć stałe godziny i móc poświęcić się rodzinie. Marzenia zawodowe odłożyła na potem. Dwójka dzieci, ślicznie bliźniaczki, rude jak ona. Do zjedzenia. Mąż przystojny, inteligentny, imponuje jej. Robi karierę. Trochę władczy. Dopiero z czasem będzie ją to uwierać. Nie przyzna się do tego. Będzie dzielnie trwać, bo kocha i wierzy, że się on zmieni, zmądrzeje, złagodnieje. Złudzenia znikają, gdy przypadkiem czyta męża maile. Pseudosłużbowe. Do podwładnej. Mdli ją od słodyczy. Wyznania lepkie, lukrowe oklejają ją całą. Wymiotuje w łazience. Trzęsie się jak w malignie. Mąż obiecuje skończyć romans. Ale Kornelia nie umie zapomnieć, wybaczyć. Przez kilkanaście miesięcy próbuje jakoś żyć. Działa jak maszyna. Dziewczynki trzymają ją w pionie. Pomagają przetrwać. Nadają życiu sens. Od męża boi się odejść. Nie ma siły. Jest kompletnie rozbita. Nie wierzy w siebie, nawet gdy obcy mężczyźni tak na ulicy po prostu mówią niewinny komplement czy proponują kawę. Mężowi nie ufa. Obawia się kolejnej zdrady. Jest zawieszona w próżni. Albo zastygła w lodzie. Nieruchomo. Czuje, że wybuchnie jeśli czegoś nie zrobi. Póki co czeka. Jeszcze nie wie na co. Może na tę ostatnią kroplę, która przepełni czarę goryczy.

Edyta

Bardzo energiczna, o lekko atletycznej, ale bardzo zgrabnej sylwetce. Prowadzi własną firmę. A dokładniej mówiąc żłobek i przedszkole. Rozważa jeszcze założenie klubiku z zajęciami dodatkowymi. Wygadana, odważna, szalona. Wcześniej zahukana, bo w domu było biednie. Ośmioro rodzeństwa, ojciec ciągle w pracy, matka w fartuchu zaharowana. W szkole wstydzi się ubóstwa. Ma świetne oceny, nadrabia miną, nikt by nie uwierzył, że nie ma w domu nawet łazienki. Idzie do technikum, by zdobyć zawód. Choć ambicje ma znacznie wyższe. Po maturze musi wybierać albo zostaje w domu i pracuje, albo wyprowadza się, pracuje i studiuje. Podejmuje ryzyko. Chce się wyrwać. Jedzie ze swojej wioski do Lublina. Uczy się samodzielności. By zarobić opiekuje się dziećmi. Zaocznie studiuje ekonomię, potem zaczyna pedagogikę, bo odkrywa pasję. Uwielbia dzieci i ma nosa do interesów. Zakłada żłobek. Świetnie prosperuje. Potem drugą filię. I jeszcze przedszkole, gdy maluchy są już większe, a rodzice błagają o kontynuację. Jest w swoim żywiole. Wychodzi za mąż za swojego pierwszego poważnego chłopaka. Kocha go. Z nim odkrywa miłość i zaczyna dorosłe życie. Jest bajkowo. Biorą kredyt, zachodzą w ciążę. Na świat przychodzi Anetka. Zdrowa i śliczna. Edyta mimo macierzyńskiego ma kontakt z pracą. Żłobki i przedszkole dobrze prosperują. Zakłada klubik z zajęciami sportowymi, muzycznymi i językowymi. Kolejny strzał w dziesiątkę. Życie się toczy. Wszystko gra. Do pracy przyjmuje trenera judo, by oferta placówek była atrakcyjna. Oczywiście jest. Trener też. Lubią się. Sporo czasu spędzają razem, bo trener jest też informatykiem i zaczyna prowadzić stronę internetową żłobków, przedszkola i klubiku. Administruje też Facebooka. W domu Edyty nic się nie dzieje. Mąż troskliwy, odpowiedzialny, kocha swoje kobiety i o nie dba. Robi zakupy, pomaga, daje kwiaty bez okazji, mówi komplementy, a w łóżku myśli najpierw o niej. Jednak Edycie czegoś brakuje. Jest za różowo, gładko, lukrowo. Życie ułożone w kosteczkę z kokardką na wierzchu. Z Adamem inaczej, intrygująco. Nigdy nie wiadomo co zrobi, powie, przyniesie. Jest flirt, wspólne kawy, śniadania, czasem obiad. Potem zebrania, kolacje służbowe z pracownikami. Ekipa jest mała, ale zgrana. Integracja pozwala im na coraz większą bliskość. Edyta nie wie czemu w to brnie. Ryzyko jest takie kuszące. On też ma rodzinę, mimo to romans trwa. Boją się, a z drugiej strony pragną. Nie chcą zostawiać swoich partnerów ani niszczyć dzieciom życia. Bawią się tymi zapałkami zapatrzeni w ogień i ciepło, jakie im dają. Wiedzą też, że poparzenie będzie bolesne, że pożar przez nie wywołany może zniszczyć wszystko i zostawić zgliszcza. Ktoś będzie musiał zdmuchnąć te zapałki. Pytanie czy zrobią to sami czy ktoś inny kiedy będzie za późno…

Justyna

Kobieta o bardzo miłej barwie głosu. Mogłaby pracować w przedszkolu. Urody przeciętnej choć nie brzydka. Trochę tuszu, błyszczyku i różu bardzo by pomogło. Jednak Justyna nie ma czasu na make up. Pracuje w supermarkecie. Tam nie musi być odstrzelona, ale skuteczna, szybka i profesjonalna. Lubi tę pracę. Awansuje. Ma fajnego męża i nastoletniego syna, z którym ma dobry kontakt. Jest stabilnie, bezpiecznie, trochę może sielsko. Zmieniają mieszkanie na większe, syn ma świetne oceny, mąż dostaje podwyżkę. Jedyny problem to to, że przytyła. Czuje się ciężko. Postanawia zacząć uprawiać sport, by odzyskać wigor. Trochę fitnessu w domu z Chodakowską. Myśli też o bieganiu. Pierwsze przebieżki trwają kwadrans. Treningi w domu trochę dłużej. Oj, słaba kondycja, słaba. Ćwiczy często. Może sobie pozwolić, bo syn duży, nie potrzebuje niańczenia. Tamtego wieczoru postawia pobiegać. Mąż dłużej w pracy, syn kuje do klasówki. Ma czas. Zakłada nowy dres, który dziś kupiła u konkurencji. Dziś chce pobiec na osiedle obok. Zrobić dłuższy dystans. Biegnie spokojnie, miarowo. Przemyka między blokami. Jest już ciemno. Z dala widzi parę. On ją całuje, przytula mocno. Ona znika pod jego płaszczem. Obraz jak z filmu. Zna te kontury. Justyna biegnie. Coraz szybciej. Jakby chciała uciec. Ale ona nie ucieka. Zmierza wzrost ku prawdzie. Boli. Tak samo jak mięśnie po dłuższym niż zwykle wysiłku. Ale ten mięsień sercowy boli bardziej. Pali, mrozi, kłuje. Pot spływa po czole taką strużką jaką krwawi jej serce. Przebiega obok. Nawet jej nie zauważyli. Byli zajęci sobą. A Kornelia dostała siły nadludzkiej. Biegnie dalej, nie do domu, który już domem nie będzie. Nie wie czy to deszcz czy łzy płyną strumieniami po polikach, czy się błyska czy to światła reflektorów. Biegnie na oślep. W końcu opada z sił. Z otumanienia budzi ją dźwięk telefonu. Syn się martwi. Kłamie mu, że ma skurcz. Że zaraz przejdzie i wróci. Nawet nie wie jak wróciła do domu. Miliony myśli i to pytanie zadawane przez każdą z nas „dlaczego”. W domu milczy, płacze szeptem. Bierze gorącą kąpiel. Mąż wraca. Zachowuje się jak zwykle. Siadają do kolacji. Justyna nalewa wina. Czeka na historię męża, jego wersję. On opowiada. Wszystko logicznie, rzeczowo, przyczepić się nie można. Nowy klient, negocjacje. Szansa na intratny kontrakt. Justyna milczy, pije duszkiem. Mąż bacznie obserwuje. Justyna spokojnie mówi, że rozumie i dokładnie wie co to za klient, że ma długie włosy i jest tak drobny, że mieści się pod poły płaszcza. Żadnych pytań, wyzwisk, pretensji. Wstaje i idzie się pakować, synowi oznajmia, że ma szkolenie i wyjeżdża na kilka dni.

Jest sama, myśli, analizuje, płacze. Rozmawia tylko z synem. Od męża nie odbiera. Dużo spaceruje. W hotelu jest basen, pływa, korzysta z sauny. Idzie na masaż. Podejmuje decyzję. Jest silna.

Gdy wraca, mąż chce rozmawiać. Chce walczyć, iść na terapię. Swoim spokojem, brakiem awantury, scen zazdrości mu zaimponowała. Przyznał się synowi. Jest gotów ponieść karę, ale też i najwyższe poświęcenie, by ratować związek.

Justyna znów spokojna. Jak nigdy. Obserwuje, czeka. Męża kocha nadal. Chodzą na terapię. Uczą się siebie nawzajem. Jest coraz lepiej. Biegają razem. Chodzą na basen. Chyba się im uda.

autorka: Poli-Ann