Go to content

Polak przed świętami w sklepie spożywczym idzie na łatwiznę. Kupny makowiec zastąpił domową babkę

Fot. iStock

– Polacy to dziwny naród. Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego tyle kupują przed świętami. Przecież to tylko trzy dni, a oni robią zapasy, jakby zbliżała się wojna – dziwi się moja przyjaciółka pochodząca z Anglii, która od roku mieszka w Polsce. Po jej słowach zaczęłam się zastanawiać, co w świętach jest dla nas ważne. Czy naprawdę musimy biegać po sklepach, wśród tłumu? Czy naprawdę wolimy kupować gotowce? Może lepiej upiec samemu w domu swoją babkę, żeby nasz dom będzie pachniał świętami?

Harmider, krzyk, gwar. To pierwsze, co rzuca mi się w oczy po wejściu do marketu. Od razu pożałowałam, że jednak nie poszłam po zakupy do osiedlowego sklepu.

Po pierwsze – nie było dla mnie koszyka, po drugie – już zostałam potrącona. Czekam na przeprosiny. – HAHAH, dobre – wyśmiałam samą siebie żegnając wzrokiem kobietę, która we mnie wjechała wózkiem. Nie patrzyła na nic, pruła do przodu. Miała konkretny cel i zmierzała do niego po trupach. I to dosłownie.

Bo o wypadek w tym momencie nietrudno. Ludzie dostali gorączki, latali z wózkami, przepychali się. Nie można nawet spokojnie stanąć przed lodówką, żeby zastanowić się, co wybrać. Zaraz dostajesz z łokcia i twoje miejsce zajmuje ktoś inny.

Odsunięta ze swojego miejsca, czekam, aż masywna dama wybierze masło. Z ciekawości zaglądam do stojących obok mnie wózków. Można w nich znaleźć wszystko: jajka, sery, ciasta, makowce, warzywa, pieczywo. Całe mnóstwo produktów, które mogą stanowić zapas na co najmniej tydzień. Te same produkty uśmiechały się do mnie ze stron leżącej na podłodze i podeptanej gazetce, która wielkimi literami zachęcała do korzystania ze świątecznych promocji i wyjątkowych okazji.

– Nienawidzę, kiedy w sklepie pojawiają się promocje. Ludzie tracą wtedy rozum – mówi szczerze Bogna, pracownica jednego z marketów. – Przed świętami jest najgorzej. Ładują do wózka wszystko, co jest tylko oznaczone znaczkiem PROMOCJA. Zachowują się tak, jakby to było jakieś magiczne słowo i oni koniecznie muszą to mieć. I co tam, gdyby kupowali tyle, ile potrzebują! Niektórzy potrafią brać całe kartony – dodaje.

Naszą rozmowę przerywa krzyk. – Spokojnie! Proszę o spokój! – odwracam się. Donieśli bułki. Ludzie rzucili się na nie, jakby to była ostatnia porcja wypieków przed świętami.

Cyrk, po prostu cyrk! Tak to można opisać. Wszyscy biegają wykonując akrobacje i zręcznie lub mniej prowadząc swoje wózki. Jest głośno, tłumnie, tłoczno.

Staję przy kasie i kiedy pani przede mną wypakowuje na taśmę tonę swoich zakupów zastanawiam się, dlaczego idziemy na łatwiznę i zabijamy atmosferę świąt? Czy naprawdę wolimy smak kupnego ciasta od tego, które sami upieczemy? Tłumaczymy się brakiem czasu. Ale mamy go na tyle, żeby godzinami biegać po sklepie.

Przypomniała mi się babcia i jej opowieści o tym, jak kiedyś wyglądały święta. Każdy z rodziny dostał swoje zadanie do wykonania. Zazdrościłam jej tych chwil, kiedy wraz z dziećmi piekła babki, mazurki i sernik. Dziadek przygotowywał wyroby, na stole zawsze podczas świąt musiała być własnej roboty kiełbasa. Do dziś pamiętam smak babcinego żurku…

Poruszona wspomnieniami postanowiłam jeszcze kupić zajączka czekoladowego, z półki wybrałam takiego, który samotnie stał bez głowy.

– To całkowicie normalne, mnie to już nie dziwi – mówi siedząca przy kasie Bogna. – Wypadają ludziom z rąk, rozbijają się. Ale rzadko kiedy ktoś to zgłasza. Lepiej odłożyć na półkę, wziąć inną sztukę i iść dalej. No tak, przecież nie ma czasu na przyznanie się do winy i poniesienie ewentualnych konsekwencji. Bo trzeba przecież szybko wracać do domu i przygotowywać się na święta…

Czas jest bardzo ważnym pojęciem w sklepie. Niby każdemu się spieszy, ale tak naprawdę zakupy przeciągają się nawet do kilku godzin. Niby większość wie, co ma kupić, bo ma ściągawkę na kartce, ale każdy zastanawia się, nim coś wrzuci do wózka.

Przyglądałam się, co ludzie kładą na taśmę. Pakowane wędliny, śledzie w oleju i, obowiązkowo!, alkohol. Polacy nie wyobrażają sobie świąt i uroczystości bez niego. Robią zapas, żeby tylko nie zabrakło. Tak było również w domu mojej babci.

Święta stresują Polaków.  Ale nie zawsze szliśmy na łatwiznę tak, jak dziś. Dawniej rodziny same przygotowywały potrawy, dziś wolimy kupić gotowe. Bo nie mamy czasu, bo nie umiemy, bo wszystko jest w sklepie.

Zanim sięgniemy po kupną babkę, pomyślmy, ile w nas samych jest nastroju zbliżających się świąt…