Go to content

Pobawił się, pomacał, ale tyle dobrego. A ty głupia myślałaś, że on na serio? No bez przesady

Fot. istock/Dreamerjl83

Paula czuje jakby uciekło z niej powietrze. Jest niespokojna, ale sama nie wie czemu. Coś nie gra, coś uwiera, drapie. Może nawet intuicyjnie coś ją powstrzymuje, by zakończyć grę. Gwałtownie, z dnia na dzień, nacisnąć hamulec i wysiąść z tej karuzeli. Co z tego, że ta karuzela wzbudza tyle emocji, że jest niebezpieczna, że z Radkiem za bardzo ją rozkręcili. Sam fakt, że w ogóle na nią wsiedli jest hardcorem. A co dopiero przejażdżka nią. Ich jazda była ostra. Mega przyjemna, przyprawiająca o zawroty głowy, czasami na granicy zdrowego rozsądku, ale jednak nielegalna, ryzykowna, grożąca bolesnym upadkiem. Mimo to Paula nie chce z niej schodzić. Jest przekonana, że Radek też nie zejdzie. Przecież tyle mówił, obiecywał. No może nie zawsze tak bezpośrednio, ale przecież kumała o co chodzi, nie?Teraz trochę się denerwuje. W sklepie nie może się skupić. Radka nie ma. Telefon raz zasięg ma, raz go traci. To pewnie jedzie. Jedzie do niej i po nią. I już będą razem. Żaneta patrzy na nią z politowaniem. Klaudia odpisała. Radzi jak Żaneta, by odpuścić, dać sobie spokój. Było miło, ale się skończyło. Dziewczyno, on ma dzieci, żonę, kredyt pewno. No nie łudź się, że to zostawi. Że dla jakiejś laski ze wsi prawie rzuci miastowe życie. No stara, ogarnij się. Pobawił się, pomacał, ale tyle dobrego. A ty głupia myślałaś, że on na serio? No bez przesady. Alimentów się przestraszy jak żona zażąda. I pewnie jeszcze mu opiekę ograniczy. Ona widziała w tiwi, jak raz jedna taka męża z torbami puściła.

Pauli już się nie chce gadać. Płakać się jej chce, ryczeć nawet. Wyć. To mają być przyjaciółki. Lof forewer?! No cholera, pocieszać miały. Tak jej zazdrościły, że ona ma dojrzałego faceta, a nie jakiegoś palanta  dyskoteki, co to tylko rozpiąć rozporek chce i włożyć. I wyjąć szybko, żeby zdążyć, choć najczęściej jest tak napalony, że nie zdąży.

Na pewno jej zazdroszczą i tak gadają, by se ulżyć. A Radek tu będzie. Napisze do niego. I do tej pieprzonej żony też. Niech se nie myśli za dużo. Niech nie będzie taka pewna. Radek jej nie kocha. Może boi się trochę o kontakt z dziećmi, to wszystko. A Radek do wieczora się zjawi. I ona w końcu mamie powie, że męża znalazła, że niedługo pewnie ślub. Albo zaręczyny chociaż. Tylko te dziewczyny tyle gadają. Cały sklep już wie. Ale Paula jest pewna, że Radek wybierze ją. Nie omieszkała nawet o tym napisać Sylwii. Nie przebierając w słowach. A szkoda, bo jakby jednak przebierała to może kolejne fale tsunami byłyby łagodniejsze…

Sylwia

Mało co nie rzuca telefonem o ścianę. Smsy przychodzą jak szalone. Ciurkiem, jeden za drugim. Taśmowo. I każdy to gorszy. Te do Radka lepią się od słodyczy, miłosnych wyznań na poziomie nastolatki. Nawet nie są zabarwione erotyzmem. Wręcz nim ociekają, przybierając wulgarny wydźwięk. Te do niej są pełne agresji, wściekłości i wyzwisk. Żal i gorycz może i można by zrozumieć, ale nie chamstwo. Każdy ją obraża jako matkę, żonę i kobietę. Każdy sms rani, wbija się głęboko.

Paula wie, gdzie uderzyć. Zna czułe punkty Sylwii. Strzela jak oszalała, na oślep. Byleby zranić i pokazać, kto tu jest górą. Sylwia ma ochotę odpisywać. Nie będzie jej gówniara obrażać. A najlepiej zadzwonić i ostro odpowiedzieć, na jej poziomie. Sylwia taki zna. Wychowana w małej miejscowości musiała umieć się odszczekać. Bywała pyskata. Dopiero studia ją poskromiły. Tam nauczyła się ładniej wysławiać, hamować emocje. Uspokoiła się, co było bardzo potrzebne w kontakcie z pacjentem. Nawet tym trudnym. Marta, jej najlepsza przyjaciółka zawsze powtarzała, że trzeba mieć klasę. Faktycznie, czasem się to przydawało. Jednak dziś, teraz Sylwia nie miała ochoty na żadną Francję elegancję. Za dużo jak na jeden dzień. Wszystko się wali, a ona ma z gracją znosić jak jakaś gówniara robi jej z życia pogorzelisko? Jak zabiera jej męża, godność, poczucie bezpieczeństwa? Jak rozpieprza jej życie?

Jeśli jeszcze raz zadzwoni, to odbierze. Zwyzywa ją. I po sprawie. Będzie krótko i konkretnie, nie do końca z klasą. Znajomość łaciny podwórkowej czasami w życiu się przydaje. No i dzwoni. Pijawka jedna. Sylwia odbiera, krzyczy do telefonu. Potok słów różnorakich wylewa się z jej ust. Z jadem, wściekłością, nienawiścią. Wykorzystała chyba cały limit przekleństw na kilka lat. Dawno nie zniżała się do takiego poziomu. Nagle ktoś wyrywa jej z ręki telefon. Nie, to nie Radek. To Marta. Weszła nie pukając. Znają się z Sylwią jak łyse konie. Są jak siostry. Zabrała Sylwii telefon. Zanim się rozłączyła zdążyła powiedzieć, że pani Sylwia nie życzy sobie już nękania. Że będą poważne konsekwencje, jeśli nie posłucha. A póki co, żegna ozięble. Sylwia nie wie, o co chodzi. Poczuła ulgę, gdy wykrzyczała, co czuje.

W pierwszej chwili była nawet zła na Martę. Potem dopiero dojdzie do niej, że Marta ma rację. Bo po co wchodzić z lafiryndą w dyskusje. Najlepiej uciąć wszystko od razu. Bez względu na to, czy będzie z Radkiem czy nie. Albo Sylwia albo Paula. Nieważne. Grunt nie reagować. To tę gówniarę wkurzy najbardziej. Póki Sylwia reaguje, Paula ma przewagę. Prowokuje i wygrywa. Ignorowanie świadczyć będzie o totalnej obojętności. A to boli najbardziej. Jedyną osobą natomiast, która ma walczyć ewentualnie jest Radek. Jeśli nie o żonę, to choć o dzieci. Marta tłumaczy to Sylwii cierpliwie, choć Sylwia początkowo nie przyznaje jej racji. Nie musi. Ma prawo mieć inne zdanie. Byleby nie zrobiła niczego głupiego. Nie wiadomo co tamtej gówniarze chodzi po głowie. A to one są starsze, dojrzalsze i mądrzejsze. Marta doskonale rozumie położenie Sylwii. Tak niedawno sama wyła, gdy zdrada męża rozrywała jej serce. Nie będzie namawiać Sylwii do niczego. To ona musi podjąć decyzję, co robić dalej. Teraz chodzi jedynie o to, by nie szalała, by skupiła się na sobie i dzieciach. By nie narobiła sobie problemów. Sylwia jednak ma inne zdanie. Z jej oczu bije złość. Ogromna. Dzikość, wściekłość, gniew.

Dobrze, że jesteś. Mówi do Marty.

Pomożesz mi. Chcę ją zniszczyć. Mówi spokojnie, choć drżą jej ręce.

Nie daruję…Cdn.


Autorka: Poli-Ann