Go to content

Paryż po atakach: „Dziś żyję już w innym świecie”. Rozmawiamy z Cécile, która mieszka w dzielnicy zaatakowanej przez terrorystów

Fot. Screen z filmów na TwitterAnna Kalczyńska

Paryż płacze. Piątkowe zamachy terrorystyczne kolejny raz przypomniały nam o tym, że żyjemy w świecie, w którym nikt nie może czuć się bezpiecznie. Wczoraj wieczorem, w ciągu kilku chwil miasto tętniące życiem, hedonizmen i miłością opanował strach. Strach przed śmiercią, utratą bliskich. I jeszcze ta niepewność jutra.

Zaniepokojona wysyłam SMS-a do Cécile, znajomej ze studiów. Cécile z mężem i dwójką małych dzieci mieszka w X dzielnicy czyli tam, gdzie rozegrały się wczorajsze, tragiczne wydarzenia. Gdy odpowiada, oddycham z ulgą.

Zdzwaniamy się. Po krótkim „Cześć, jak to dobrze, że u was wszystko w porządku”, następuje chwila milczenia, w tle słychać tylko bezlitośnie dzwoniące telefony, spikerkę telewizyjną, gwar.

– Wiesz, tak naprawdę, to nic już nie jest w porządku – głos Cécile łamie się. – Nie spaliśmy całą noc. Wszędzie policjanci, wojsko. Helikoptery krążą nad miastem od wczoraj. Boję się. Do Le Petit Cambodge wpadaliśmy czasem na lunch (restauracja, w której terroryści zastrzelili kilka osób – przyp.red.). Dzwonimy do wszystkich znajomych, sąsiadów. Od wczoraj jest z nami moja siostra, która wieczorem, kiedy zaczęły się zamachy, wracała od swojego chłopaka. Zadzwoniła do mnie przerażona. Powiedziała „Dzieje się coś niedobrego, włącz telewizję, na ulicach jest mnóstwo policji, ludzie uciekają”. Od tamtej pory nie wyłączyliśmy telewizji. Kazałam mojej siostrze natychmiast przyjść, bałam się o nią. Teraz chcę być z moją rodziną. Oglądamy cały czas relacje, komentarze. Dzwonimy do rodziny, przyjaciół, dowiadujemy, czy wszyscy dotarli do swoich domów. To taki ogromny smutek, żal. Mamy dwójkę małych dzieci, teraz boję się o ich przyszłość. Pojawiają się pytania… W jakim świecie będą musiały dorastać, żyć? Dzisiaj boję się najbliższego poniedziałku. Nie wiem, czy odważę się odprowadzić córkę do żłobka, czy  syna dać na kilka godzin w przedszkolu….  Nie chcę zostawiać ich nawet na chwilę. Umierałam ze strachu, jak mój mąż wyszedł rano, na drugą stronę ulicy, do sklepu. To absurdalne, ale czuję się zagrożona cały czas. Bardzo, bardzo smutny dzień.

W czasie tej rozmowy nie znajduje słów pocieszenia. Nie wiem, co powiedzieć. Sama przecież mam dwójkę dzieci…

Cécile opowiada: – To był zwykły piątek. My zazwyczaj w takie piątki też wychodzimy, spotykamy ze znajomymi w małej restauracyjce… Teraz nie wiem, kiedy odważę się usiąść gdzieś spokojnie, zamówić kawę… Oni strzelali na oślep, tam mógł być każdy z nas. Zginęły czyjeś dzieci, rodzice, jacyś zakochani… Tymi zamachami oni okradli nas z marzeń, planów…  Patrzę na te obrazy, to jest moje miasto i ono płacze, całe we krwi. Jean-Pierre (mąż Cécile – przyp. red.) dzwoni do wszystkich naszych przyjaciół. Wśród nich są także Muzułmanie. Jak oni się czuję, jak teraz mogą być traktowani…? Już po Charlie Hebdo, dużo znajomych się od nich odwróciło. A oni przecież cierpią tak jak my, jak wszyscy Francuzi dzisiaj. My wszyscy jesteśmy Francuzami, bez względu na religię. Kochamy ten kraj, Europę… Ale to nie jest już mój świat – cisza… – Nie mogę mówić, przepraszam…

Dziś wszyscy jesteśmy Francuzami. Pokazujemy naszą solidarność, łączymy się z tymi, dla których już znajome ulice nigdy nie będą takie same…

Pod koniec rozmowy Cécile dodaje: – Uważajcie na siebie, nie wiem kiedy teraz się zobaczymy. Uważaj na swoje dzieci. Chyba nikt już nie jest bezpieczny…


 

Jak donoszą źródła, we wczorajszych zamach terrorystycznych w Paryżu zginęło około 128 osób. Około 300 jest rannych. Jednak prawdziwy dramat dotyczy wszystkich. Tych, którzy stracili bliskich i tych, którzy w poniedziałek rano będą musieli wyjść z domów, odwieźć dzieci do szkół, iść do pracy i tylko modlić się, żeby wieczorem wszyscy spotkali się znowu przy wspólnym stole.

  Świat przybrał barwi flagi Francji.