Go to content

Panie Pośle, klaps to też przemoc

Fot. iStock / FatCamera

Drogi Panie Pośle Czabański,

Ponieważ wygłasza Pan swoje poglądy wychowawcze mówiące o tym, że „klaps pomaga w rozpieszczaniu dzieci” , zastanawiam się, czy te słowa wynikają z Pana niewiedzy, czy może też to po prostu niefortunna wypowiedź zabieganego posła (mam nadzieję, że to ostatnie).

Nie jestem jednak tego pewna, więc na wszelki wypadek, gdyby jednak wierzył Pan w to, co mówi, kilka faktów dla Pana i innych osób podzielających Pana opinie:

1.

Po pierwsze, nie bójmy się mówić, że klaps to bicie. Wszelkie dyskusje na ten temat nie mają sensu. Klaps to przemoc fizyczna, bicie to przemoc fizyczna. Dawanie klapsów dzieciom to stosowanie formy przemocy. Różnicowanie na lekkie, mocne klapsy czy lanie to zwykła racjonalizacja. Uderzenie dziecka to zawsze naruszenie jego cielesności i upokorzenie.

2.

Klapsy nie są metodą przynoszącą pozytywną i trwałą zmianę. Większość badań na całym świecie potwierdza, jak szkodliwie klapsy wpływają na psychikę, ale przede wszystkim jak bardzo nie powodują budowania zrozumienia i moralności u dziecka. Podświadomie wpajają maluchowi, że złe postępowanie nie jest dopuszczalne tylko i wyłącznie ze względu na spodziewanego klapsa. W wyniku takich metod dzieci nie eliminują niepożądanych zachowań, lecz uczą się je powstrzymywać tylko w obecności dorosłego, który wzbudza strach. Zachowania są nadal powielane, ale w stosunku do słabszych.

3.

Bite dzieci częściej wyrastają na bijących dorosłych. Łańcuszek agresji wędruje z pokolenia na pokolenia, a upokorzenie staje się udziałem kolejnych rodzących się dzieci w tych rodzinach, które odreagowują potem w stosunku do swoich potomków.

4.

Dzieci wobec których stosuje się klapsy jako metodę wychowawczą częściej doświadczają problemów psychicznych i społecznych. Wykazują zachowania aspołeczne, stają się agresywne wobec rówieśników, lękowe lub depresyjne. Repertuar konsekwencji psychicznych jest naprawdę szeroki. Zachęcam Pana do zajrzenia do Rzecznika Praw Dziecka, który zrobił wiele edukacyjnych akcji na ten temat.

5.

Rodzice biją najczęściej nie dlatego, że racjonalnie uznają klapsy jako skuteczne (to już ustaliliśmy, że skuteczne nie są), ale dlatego, że sami nie radzą sobie z własnymi emocjami. Klaps to najczęściej działanie w afekcie, gdy rodzic jest zdenerwowany, bardzo zdenerwowany lub działa w jeszcze większym uniesieniu. Uderzenie dziecka paradoksalnie przynosi mu ulgę. Na chwilę, bo zaraz potem czuje się podle, a jeśli tak nie jest to znaczy, że sam powinien sięgnąć po pomoc psychologiczną. Planowane i odraczane klapsy to już przemoc pełną gębą. Lanie na zimno pamiętają prawie wszystkie dzieci jako wydarzenie traumatyczne w swoim życiu.

6.

Dzieci bite to dzieci, które doświadczają upokorzenia od najkochańszego człowieka w na świecie, dlatego czasami nazywa się to „siniakami na mózgu, które zostają do końca życia”. To destrukcyjna lekcja kochania, który uczy tego, że miłość nie może bezpieczna, dobra, przewidywalna, pełna ufności i najlepszych uczuć. To miłość czujna, warunkowa, pełna napięcia, złości, upokorzeń. W taki sposób te dzieci uczą się kochać innych.

7.

Dzieci bite mają więc najczęściej niską samoocenę, myślą o sobie, że nie zasługują na miłość, są niewystarczające dobre, słabe, nierzadko stają się ofiarami w grupie i swoich intymnych związkach. Czasami jako mechanizm obrony przyjmują rolę oprawcy, aby poradzić sobie z poczuciem słabości i niższości, ale ich jakość życia jest tak samo niska.

8.

Rodzice często racjonalizują swoje metody mówiąc „Byłem bity i wyszedłem na ludzi”. To szkodliwy slogan, często uogólnienie, które nawiązuje do tych kilku przypadków, gdy udało się bezboleśnie przejść przez życie. Pokusiłabym się o zajrzenie do tych głów i domów, domyślam się, że to „wyjście na ludzi” mogłoby okazać się jednak dwuznaczne.

9.

To tylko czubek góry lodowej. Reszta dzieje się w gabinetach psychoterapeutycznych i w dramatach ludzkich. Nie da się opisać w jednym artykule wszystkich konsekwencji bicia, zawsze czynnikiem różnicującym będzie człowiek, jego osobiste zasoby, ludzi, których spotkał po drodze i zawsze obecny czynnik losowy.

Ja, Panie Pośle, dziwię się, że nie czuje Pan odpowiedzialności społecznej, która wynika z pełnionej przez Pana roli i głosi Pan takie herezje. Rodzice, którym zdarzyło się uderzyć i czują, że było to złe, prawdopodobnie zlekceważą Pana słowa. Ale czy weźmie Pan odpowiedzialność za ulgę i rodzaj przyzwolenia, który niosą Pana słowa wobec regularnie lejących swoje dzieci rodziców? A kiedy zdarzy się dramat, bo ręka będzie za ciężka, a dziecko na jej dźwignięcie za małe- co Pan wtedy powie?

Małgorzata Ohme, psycholog dziecięcy i rodzinny.

Redaktor Naczelna Onet Kobieta