Go to content

Osiem dekad z życia faceta. Im więcej latek, tym jest gorzej

fot. iStock / ferrantraite

Każdy, ale to każdy facet w końcu zaskakuje, że czas mija i że tego się nie da załatwić. Najpierw nie da się załatwić lizakiem, potem imprezkami z colą i koleżankami w warkoczykach, aż wreszcie pierwszym piwem, jointem i potem już strumieniami innych otumaniaczy. Owszem, pomagają na chwilę.

Pierwsze męskie przemyślenia co do starzenia się nadchodzą już w wieku kilku lat. Osobnik który kilka lat temu zdjął pieluchy zaczyna zauważać, że oprócz jego rówieśników wszyscy są staruchami. Kolega z wygaszanego gimnazjum, licealista czy nawet tata. No co prawda widzi też, że są dorośli. Janek na przykład jara szlugi jak komin elektrowni, Magda, ta stara z pierwszego roku studiów pije i wali „kur…mi” co drugie słowo, a dziadek, masakra, ogląda się za paniami w wieku mamy.

Potem naszemu mężczyźnie zmienia się punkt widzenia swojego punktu dojrzewania. Nadchodzi czas liceum, tym zdolniejszym studiów, przychodzi niepostrzeżenie pierwsza praca, równie niepostrzeżenie własne dziecko i (cholera!) ślub, jakaś mała zdrada, potem większa zdrada z rozwodem w tle.

Kiedy w czachę puka czterdziestka, zaznaczając każde takie puknięcie postępującą siwizną lub zanikiem górnego owłosienia, męski stan zaczyna wpadać w przerażenie. Może jeszcze nie jest ono artykułowane lataniem wokół parku z rozwianą grzywą i pokrzykiwaniem typu „Kurde, starzeję się”, ale pewne cechy paniki dają się zauważyć.

Im więcej latek, tym jest gorzej. Na zewnątrz ustabilizowany życiowo mężczyzna wygląda jeszcze całkiem normalnie. Ale widmo pięćdziesiątki, potem sześćdziesiątki i innych ponurych rocznic zaczyna być coraz bardziej doskwierające. Carpe diem zaczyna być ideą samą w sobie. Wykonywaną bezwzględnie.

Owa bezwzględność ma jednak swoje granice. Co najgorsze – postępujące wraz z upływem lat. O ile jako czterdziestolatek plus, nasz facet może balować dwa dni z rzędu i w poniedziałek pójść do firmy w miarę rześkim krokiem, o tyle po pięćdziesiątce jest mu coraz trudniej. Nie mówiąc o sześćdziesiątce – i nie mam tu na myśli pojemności kieliszków.

Jak w takim razie rozpoznać, że to czas nas ryje i w trybie postępującym nie daje robić tego, co jeszcze rok temu przychodziło ot, tak sobie?

Objaw pierwszej dekady życia: Podobają ci się starsze dziewczyny. Szczególnie jak klną i palą fajki.

Objaw dekady drugiej: Nadal podobają ci się starsze panie. Granica co prawda jest już płynna, z początku są to jeszcze siusiu-nastolatki, a później początkujące dwudziestki.

Dekada trzecia: Nastolatki jak najbardziej, ale te powyżej wieku „rębnego”, rówieśnice też, lekko dojrzałe czemu nie? Ważne, by imprezowały i były chętne oraz nienasycone w łóżku.

Czwarta dekada: Właściwie niewiele się zmienia. Tylko te „starsze panie” mogą mieć nawet pięćdziesiątkę (ale zadbaną figurkę), do tego fajnie jak zapłacą chociaż za siebie. A te młodsze muszą być nieco tańsze i nie pieprzyć o miłości.

Objaw dekady piątej: Znów lubisz nastolatki. Oczywiście jesteś świadomy, że nie wolno przekroczyć pewnej granicy w dół. Rówieśnice jakoś mniej cię interesują. Marudne są, a jak się do ciebie dorwą, to potrafią zajeździć na śmierć. Tyle, że kosztują dużo taniej.

Dekada szósta: W miarę postępów siwizny lub łysienia (bywa że postępów nie ma, bo nie ma co siwieć i łysieć) zauważasz to, co cię jedynie nurtowało w poprzedniej dekadzie. Szata i portfel zdobią człowieka. Szata musi być markowa, i nie myślę tu o marce Tesco, a kasa konkretna. Wtedy można upolować jakąś cielęcinkę. Jak kasy nie masz, jedziesz do Ciechocinka na NFZ i też coś znajdziesz.

Dekada siódma: Podobają ci się już wszystkie nastolatki. Podobać w końcu się mogą, i tak niewiele zrobisz, nawet jak kupisz viagrę czy inną podobną pigułkę. Ale zawsze możesz poudawać. Tylko nie pij z tym wódy, to potrafi zabić.

Dekada ósma – jak dożyjesz. Pewnie stojąc pod prysznicem nie widzisz wacka, i masz pod stopami sucho. Taki parasol z brzucha. Podoba ci się Mata Hari, Pola Raksa i Emilia Gierczak. Bo tylko je pamiętasz.


 

Autor:

Jerzy Wilman, lat 60 i trzy miesiące. Urodzony w słusznie minionej epoce. Nie rzucał kamieniami w milicję, a przemówienia Jaruzelskiego w dzień wprowadzenia stanu wojennego słuchał po wieczorze kawalerskim. Autor dwóch książek. Publikuje na Artelis.pl i na swojej stronie http://inn.media.pl dla 60-latków plus. Lub minus. Kto wejdzie. Obecnie nieco dojrzał, ale i tak widać, że jest w duszy dzieciakiem. Za to pisze o niebo lepiej.