Go to content

Oddycham pełną piersią, chwytam chwile i coraz bardziej lubię siebie. Gdzie tam lubię, kocham!

Fot. iStock / fcscafeine

Jestem kobietą, tak niegdyś śpiewała polska diwa. Oj hicior to był niesamowity! Przyznam bez bicia, że bardzo lubię ten kawałek głównie ze względu na słowa, choć głos Edytki też wymiata. I tak sobie myślę, że pan Cygan, który to popełnił tekst owej piosenki, miał dużo racji. W głowę zachodzę, skąd facet tak doskonale rozłożył naturę kobiecą na czynniki pierwsze? No chylę czoła. Ba, klękam i biję tym czołem o podłogę, parkiet, panele czy nawet o beton, lub obojętnie o to, co tam mam pod sobą. I to nie jeden raz, a kilka, bo chłopina rację ma! Szacun!

Nie wiem czy to z autopsji czy może miał on tak dobre oko, ucho, intuicję, cokolwiek, ale przyznać mu trzeba, że istotę kobiecości ujął w tym tekście pierwszorzędnie!

No bo Kobitki Kochane spójrzmy na siebie w lusterku i jak już usłyszymy, żeśmy najpiękniejsze w świecie, to zastanówmy się, czy jakiś epitet tej piosenki do nas nie pasuje? Interpretacji tekstu to ja nie chcę tu Moje Drogie uskuteczniać, bom niekompetentna raczej w tej dziedzinie, ale patrzę sobie na lico moje i wszystkich babek dookoła, i widzę wyraźnie, że wypisz wymaluj każda z nas, absolutnie każda, to:
– wulkan, czynny, nieczynny tudzież uśpiony,
– albo burza lub cisza przed nią,
– a czasem rzeka, rwąca, kręta, innym razem leniwa, prosta, łagodna,
– bądź też lodem skuta, chłodem otulona, z błyskawicą w oczach lub ogniem ziejąca istota.

A istota owa może przejawiać jedną z tychże cech, albo ich mieszankę. Nie bójmy się użyć tego słowa, iście wybuchową. No czyż nie mam racji?

Zanim podniesiecie larum to ja Wam powiem w sekrecie Dziewczynki Kochane, żem czasem łagodna i spokojna niczym wiosenny wietrzyk, by po chwili przeobrazić się w porywisty wiatr, tornado, huragan czy tsunami ze łzami. Czy to ważne, że z jakiegoś powodu? A musi być powód? Logiczny na dodatek? Ja się pytam poważnie. Kobietą jestem do cholery, to wszystko tłumaczy!!! Mam ochotę to się śmieję, tańczę, wrzeszczę, warczę, łkam, wybucham lub milknę. Nikt mi nie zabroni.

A jak słyszę, że to hormony to dopiero szlag mnie trafia. No owszem, hormony sobie tam działają, ale ja to ja, a nie mieszanina substancji chemicznych na litość boską!!!

A wiecie co mnie najbardziej wkurza? Jak humor faktycznie do bani, a wybranek mego serca nie odrywając wzroku od telefonu, uroczyście oświadcza, że pewnie okres mam albo mi się zbliża. No Amerykę odkrył Kolumb od siedmiu boleści. Eureka! Owacje na stojąco normalnie!!!

Okres? Ratunku!!! A co to tylko przed lub w trakcie humoru mieć nie mogę, a tydzień po to już mam ćwierkać i piórka prezentować? Ja cię kręcę. No okres to ja mam, określony. Z nim, bo jak mi tak gada i do szewskiej pasji doprowadza, to w cztery litery mam ochotę niezmierną jegomościa kopnąć z tej szpilki mojej czerwonej. A co!!! Bo ja niczego bardziej nie znoszę niż tego jak mi się wmawia, jak ja się czuję. No do jasnej Anielki, same przecież doskonale wiemy, jak się miewamy, prawda kochane moje? A nawet jak nie wiemy, to się za nic w świecie nie przyznamy, skąd nagła chandra albo banan na buzi taki, że gdyby nie uszy, to byśmy się śmiały dookoła głowy. A co, zabronione szczerzyć zęby lub ciskać grzmotami??

Kobieca natura jak widać jest wielce skomplikowana, szalenie barwna i zmienna. Ale zobaczcie, jakże interesująca! Nudzić z babą to się nie da, co to to nie!!!

Jestem kobietą!!!! Śpiewam sobie dzisiaj z turbanem na głowie, maseczką błotną na twarzy, goląc kończyny. I wiecie co? Dobrze mi z tym. Trochę już wiosen mam na karku, chłopa mam, matką zostałam, jakiś bagaż doświadczeń targam ze sobą i dopiero od niedawna czuję się świetnie z tą moją kobiecością. Jestem babką w kwiecie wieku i widzę teraz, jaka ja głupia byłam, że wcześniej tej kobiecości nie doceniałam. Wstydziłam się nawet, kompleksy miałam, prawie w deprechę wpadałam, bo wszystko mi się we mnie nie podobało. No wszystko. A dziś patrzę na siebie, widzę się w lustrze, owszem nie pieję każdego dnia z zachwytu, ale staram się dostrzegać i podkreślać swoje mocne strony. I myślę sobie, no cholera, nie jest ze mną tak źle. Wiedzę jakąś mam i pojęcie o życiu też, i generalnie rzecz ujmując czuję się ze sobą świetnie, choć osiemnastkę obchodziłam lata temu. I uwielbiam w sobie tę złożoną naturę, bawię się nią, mam do niej dystans ogromny. I zaliczam zjazdy nastrojów, by za chwilę wspiąć się na wyżyny z tym bananem na buzi. Rzucam mięsem i prowadzę także filozoficzne dysputy. Latam w dresach, by za chwilę wbić się w kieckę i 10-centymetrowe szpilki, i szaleć na parkiecie do rana. Śmieję się i płaczę, złoszczę i uspokajam.

Faktycznie jestem wulkanem, cichym strumykiem, gwałtowną burzą z piorunami i kolorową tęczą. Jestem ogniem i wodą, aniołem i diabłem wcielonym, kłębkiem nerwów i oazą spokoju. Wszystkim na raz i osobno. I co? I powtórzę się, DOBRZE MI Z TYM !!

Oddycham pełną piersią, chwytam chwile i coraz bardziej lubię siebie. Gdzie tam lubię, kocham! I wcale nie mam zamiaru się zmieniać. Będę sobie taka, jaka jestem. Prawda Dziewczynki? Bądźmy sobie takie, jakie jesteśmy. Czemu mamy na siłę być grzeczniejsze lub bardziej pyskate, spokojniejsze albo przebojowe, chudsze czy grubsze. A po kiego grzyba? A niech sobie rozkwita ta nasza kobiecość jak chce i trwa. Nikomu nic do tego. Na tym polega nasze piękno przecież. Na wyjątkowości, urozmaiceniu, niepowtarzalności i nieprzewidywalności, o jakiej śpiewa nasza diwa.

I co Kobitki Moje Kochane może być coś piękniejszego niż bycie kobietą przez duże K????